Wczorajsza konferencja prasowa holenderskiej minister obrony wywołała w Rosji wściekłość. Posypały się oskarżenia o preparowanie dowodów, szpiegomanię, jak zwykle mówiło się o rusofobii, bo przecież wiadomo, że każdy, kto krytykuję politykę Moskwy czyni to z nienawiści do Rosjan, a nawet w niektórych wypowiedziach dało się usłyszeć ton pogróżek. Rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Riabkow stwierdził, we wczorajszej oficjalnej wypowiedzi, że „Stany Zjednoczone wchodzą na niebezpieczną drogę” i aby nie było wątpliwości, czym to się może skończyć dodał, że takową jest „celowe podżeganie do napięć w relacjach między mocarstwami nuklearnymi”. Rzeczniczka MSZ-u Zacharowa powiedziała, że to „już nie rusofobia, ale holenderski flash mob”.

O co chodzi? Jak poinformowano wczoraj na specjalnej konferencji prasowej 13 kwietnia (data ma w tym wypadku pewne znaczenie), czterech Rosjan posługujących się paszportami dyplomatycznymi zaparkowało na parkingu hotelu Marriott w holenderskiej Hadze furgonetkę naładowaną specjalistycznym sprzętem, przy pomocy, którego próbowali się włamać do sieci Wi-Fi położonego naprzeciwko budynku, zajmowanego przez międzynarodową Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej. W jej laboratoriach przystąpiono właśnie do badania próbek zebranych w syryjskim mieście Duma, w którym wojska reżimu, jak informowano właśnie (6 kwietnia) przeprowadziły atak z użyciem zakazanych substancji chemicznych (mówiło się o chlorze), ale też prowadzono tam prace nad materiałami zebranymi w brytyjskim Salisbury w związku z otruciem Sergieja Skripala. I najprawdopodobniej ta ostatnia sprawa była powodem działania Rosjan, bo dzień przed atakiem naukowcy badający próbki przysłane im z Wielkiej Brytanii potwierdzili, że mamy do czynienia z rosyjskim gazem bojowym Noviczok. Holenderski kontrwywiad dostał cynk od swych brytyjskich kolegów i Rosjan udało się złapać na gorącym uczynku. Znaleziono przy nich, prócz pieniędzy (20 tys. euro), paszportów dyplomatycznych, telefonów komórkowych, również i rachunek za taksówkę na trasie Neswieżskij Zaułek – lotnisko Szeremietiewo. Dla niezorientowanych informacja – w tym Zaułku, jak informują media, mieści się jeden z budynków zajmowanych przez rosyjski wywiad wojskowy GRU, (co prawda już się tak on nie nazywa, teraz to wydział Sztabu Generalnego, ale dla ułatwienia będziemy się nadal posługiwali starą rozpoznawalną nazwą). Tak oto biurokracja (pieniądze wydane na taksówkę trzeba przecież rozliczyć) pomogła trochę Holendrom zorientować się, z kim mają do czynienia. Piszę trochę, bo przy okazji przejęli oni notebook jednego z zatrzymanych gentelmanów i po sprawdzeniu jego zawartości (a co ze słynnymi rosyjskimi zabezpieczeniami?) okazało się, że wcześniej zajmowali się oni włamaniami do sieci komputerowej Światowej Organizacji Antydopingowej (słynna sprawa związana z oskarżeniami Moskwy i wicepremiera Mutko o zorganizowanie państwowego systemu omijania kontroli antydopingowej rosyjskich sportowców) oraz również nielegalnym zdobywaniem informacji na temat dochodzenia w sprawie zestrzelenia malezyjskiego Boeinga nad Donbasem. Holenderskim służbom udało się też ustalić, że po przylocie Rosjan, całą grupę z lotniska odebrał niezidentyfikowany pracownik rosyjskiej ambasady.

Pierwsza reakcja Rosjan była boleśnie przewidywalna i równała się, jak zawsze w podobnych przypadkach, próbie dezinformowania. Anonimowi urzędnicy rosyjskiego MSZ-u, cytowani przez agencje, zaczęli mówić, że na Zachodzie najwyraźniej szerzy się epidemia szpiegomanii. Inni mówili, że pomawianie Rosji o takie działania to szczyt absurdu, bo po cóż Moskwa miałaby przysyłać specjalistów szpiegów, skoro będąc członkiem organizacji ma swobodny dostęp do sieci. Inni pytali retorycznie, licząc chyba na naiwność czytelników, że przecież ataki hackerskie można przeprowadzić z drugiego końca świata, więc po cóż przysyłać ekipę z Rosji. Ta ostatnia narracja została dość szybko podważona nawet przez rosyjskie media, które przytaczały wypowiedzi rodzimych specjalistów od cyberbezpieczeństwa. Ich zdaniem jedną z metod włamywania się do sieci jest stworzenie tzw. fałszywego punktu dostępu, ale aby móc to zrobić, trzeba być nie dalej niźli 400 metrów od budynku. Wreszcie deputowani do Dumy zaczęli węszyć spisek, oczywiście międzynarodowy. Bo, po co, ich zdaniem całą sprawę trzymano w tajemnicy i ujawniono ją właśnie teraz, kiedy spotyka się komitet wojskowy NATO.

Rzeczywiście nie wygląda to wszystko na przypadek. Zwłaszcza, że po rewelacjach ujawnionych w Holandii, a warto zauważyć, że w konferencji prasowej brał udział również brytyjski ambasador, stosowne, oskarżające Rosję o łamanie wszelkich zasad oświadczenie wydali premierzy obydwu krajów. Do fali oskarżeń natychmiast dołączyły się m.in. Stany Zjednoczone i Kanada. Amerykański minister obrony Mattis powiedział, że konieczna będzie odpowiedź i trzeba w takiej sytuacji patrzeć na sprawę prosto – uderzenie za uderzenie. Przy czym, jak dodał Amerykanie mają bardzo dużo w tym zakresie możliwości i na taki „oczywisty przejaw nieodpowiedzialności Moskwy” z pewnością zareagują. Brytyjski minister spraw zagranicznych w swym wystąpieniu ostrzegł Rosję, że „musi się liczyć z konsekwencjami”, Unia Europejska również szybko i stanowczo potępiła Moskwę. W trakcie utajnionej części posiedzenia komitetu wojskowego NATO, co też jest symptomatyczne, rozmawiano ponoć o dwóch sprawach – łamaniu przez Rosję porozumienia w sprawie likwidacji rakiet średniego i bliskiego zasięgu oraz o cyber-bezpieczeństwie. Ponoć, jak poinformował Stoltenberg wszyscy uczestnicy spotkania zgodzili się zarówno, co do potrzeby wzrostu wydatków na zbrojenia, jak i szczególnej wagi, w obliczu agresywnych działań Rosji, kwestiom ochrony infrastruktury, w tym i służącej do przesyłania danych. Może to być o tyle ważne, że Amerykanie właśnie oskarżyli Rosję o próby włamania do sieci komputerowej firmy Westinghouse, amerykańskiego giganta, który przejął zaopatrzenie ukraińskich elektrowni atomowych w paliwo.

Wszystko wskazuje na to, że dla Kremla, cała sprawa nie była zaskoczeniem. Oczywiście nie chodzi o ujęcie i wyrzucenie z Holandii szpiegów, bo o tym przecież wiedzieli już dawno, ale o to, że jest przygotowywana konferencja prasowa i wstąpienia premierów, czyli coś, co można określić mianem politycznego rozegrania sytuacji. Wskazuje na to zadziwiające wystąpienie prezydenta Putina na środowym spotkaniu odbywającego się w Moskwie „tygodnia energetycznego”. Zaskakujące, bo nawet rosyjscy dziennikarze, napisali, że przez chwilę Putin powiedział to, co myśli, pokazał swoją prawdziwą twarz. Nic tego nie zapowiadało. Jego oficjalne wystąpienie, jak relacjonują media było nudne i nic nie straciłby ten, który zdecydowałby się w jego trakcie iść na kawę do baru. Ale później nastąpiła seria pytań i Putinowi zebrało się na szczerość. Powiedział m.in., że prosi Zachód, aby wreszcie zdecydował się na wprowadzenie w życie wszystkich antyrosyjskich sankcji, im szybciej tym lepiej, bo to wreszcie rozwiąże Moskwie ręce. Jeśli Waszyngton obłoży sankcjami Nord Stream 2 to nic się nie stanie, Rosja zbuduje rurociąg z własnych środków (nota bene na tym samym forum szef Gazpromu Miller zapowiedział, że pierwszych dostaw rurociągiem można się spodziewać już 1 stycznia 2020 roku). Jeśli świat narzeka na rosnące ceny ropy naftowej, to niech wini o to Stany Zjednoczone i ich nierozsądną politykę wobec Iranu. Choć zarazem dodał, że rozumie Donalda (chodziło o Trumpa), który zabiega o gospodarcze interesy swojego kraju i on na jego miejscu robiłby to samo. Zapytany zaś o otrucie Skripala, żachnął się i postanowił sprowadzić sprawy z głowy na nogi. Bo jego zdaniem Skripal to nie żaden, jak przedstawia go zachodnia prasa, niemal obrońca demokracji w Rosji, ale zwykły drań, sprzedawczyk, zdrajca ojczyzny. I oczywiście była, jest i będzie, walka wywiadów, ale, po co Rosja miałaby wysyłać do Anglii ekipę, aby, aby zgładzić taką kreaturę to on zupełnie nie rozumie, tym bardziej, po co przy okazji miano być mordować przypadkowo postronne osoby.

Oczywiście w prawdomówność Putina nikt rozsądny nie wierzy, zwłaszcza, że jeszcze niedawno mówił on, że nie zna oskarżanych o otrucie Skripala „rosyjskich turystów”, a teraz okazuje się, że jeden z nich wywiózł z Kijowa do Rosji Janukowycza i dostał za to od Putina tytuł bohatera Rosji. Idzie o ton tej wypowiedzi. A jest on twardy i jednoznaczny – Putin mówi – Rosja jest na wszystko gotowa, niech Zachód przystąpi do działania, a my mając już rozwiązane ręce, zobaczymy, kto silniejszy.

Marek Budzisz

dam/salon24.pl