Uwielbiam słuchać, jak politycy Koalicji Europejskiej powtarzają niczym mantrę, jak to bardzo chcą, by Polska była w UE przy głównym stole. Rzecz w tym, że śledząc ich polityczną działalność, mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, iż owszem chcą Rzeczpospolita widzieć przy głównym stole, ale jako … kelnera. Owszem, przy głównym stole, w lekko uniżonej postawie, z biała serwetką na dłoni i pilnie baczącym, żeby uczestnikom kolacji nie zabrakło jadła ani popitku. Ale też w myślach przeliczającym potencjalne napiwki. Otrzymywane zreszta zgodnie z prostym mechanizmem: im bardziej się pan kelner kłania i zgaduje myśli klientów – tym bardziej będzie suto wynagrodzony. A poza tym: co z Pańskiego stołu skapnie – to jego. Ot i wszystko. Nikt wszak nie zaprzeczy, że kelner jest przy głównym stole, choć co prawda nie siedzi, tylko stoi, nie dyskutuje, tylko usługuje, nie bierze udziału w podejmowaniu decyzji, tylko dolewa wina, nie spiera się, tylko potakuje. Owszem, może nawet w głębi duszy nie myśli za dobrze, ba, może i z pogardą o biesiadnikach, gdy przekraczają granice zdrowego rozsądku w zakresie opilstwa.

Cóż, każdy ma takie „Zaklęte rewiry” na jakie zasłużył. Niektórzy tyle zobaczą w Europie, ile ujrzą bijąc czołem o ziemię przed potęgami lub tymi, które ów bijący jegomość za potęgi uważa. I basta.

Może niemiło będzie tego niektórym słuchać, ale prawda nas wyzwoli: polityką międzynarodową kiedyś, dziś i zapewne w przyszłości będzie rządził darwinizm z jego archetypiczną walką „kto kogo” o byt, o przetrwanie, o poszerzenie obszaru do życia i polowania ,„per fas et nefas”. Tak to prostu jest. Nawet jeśli ta wizja komuś nie „pasi”, nawet jeśli jakiś pięknoduch się obruszy, nawet jeśli wielu politykom – z tchórzostwa, oportunizmu czy wrodzonej bezrefleksyjności – nie wypada tego przyznać.

Nic nie wskazuje na to, aby te reguły gry miały się jakoś w Europie XXI wieku zmienić. Prawdę mówiąc, zmieniają się ustroje, ugrupowania polityczne, wynalazki techniki, środki komunikowania się, postęp cywilizacyjny(?) mknie naprzód, ale te reguły pozostają takie, jak były pół wieku temu, podczas „zimnej wojny”, sto lat temu, gdy podpisywano Traktat Wersalski i dwieście lat temu, gdy po Kongresie Wiedeńskim Królestwo Polskie radziło sobie tak, jak radziło. Reguły w polityce zewnętrznej niespecjalnie się zmieniają. Natura człowieka chyba też nie. Jaki z tego wniosek? Polska nie może być ani papugą, ani pawiem narodów, ale frajerem, na Miłość Boską, też nie…

Ryszard Czarnecki

"Gazeta Polska" (29.05.2019)