W 2010 r. Roman Giertych oświadczył, że Kaczyński jako premier zbierał "haki" na polityków koalicji i opozycji. Według Giertycha, forma zbierania "haków" na Tuska "była obrzydliwa", a dane te dotyczyły spraw "bardzo odległych, z przeszłości". Zdaniem Giertycha wszyscy politycy PO mieli założone teczki. "To są kłamstwa, nie mające faktycznych przesłanek" - replikował Kaczyński. "Nie było żadnych teczek, nie było żadnych akcji ad personam wobec kogokolwiek" - zapewniał prezes PiS, który pozwał za to Giertycha. Giertych zaś  pozwał Kaczyńskiego za zarzut kłamstwa oraz wytoczył mu proces karny.


Jednak teraz Sąd na wniosek obrony prezesa PiS uznał brak "znamion czynu zabronionego".  Były  wicepremier z LPR  w rządzie Kaczyńskiego wytoczył prezesowi PiS proces karny za zniesławienie. Na podstawie art. 212 par. 2 Kodeksu karnego grozi za to nawet do roku więzienia. Twierdził, że jako adwokat wymaga nieposzlakowanej opinii, a zarzut kłamstwa pozbawia go potrzebnego do tego zaufania.


W ustnym uzasadnieniu nieprawomocnego postanowienia sędzia Małgorzata Drewin podkreśliła, że Kaczyński nie odnosił się do właściwości i cech osobistych Giertycha, któremu nie zarzucał, że jest kłamcą, a jedynie mówił, że kłamstwem są jego wypowiedzi o zbieraniu haków. "Oskarżony nie mógł inaczej odnieść się do tego zarzutu niż mówiąc, że to nieprawda; mieściło się to w granicach dopuszczalnej obrony" - dodała sędzia. Według niej, przesądza to, że nie można uznać, by Kaczyński chciał zdyskredytować Giertycha w opinii publicznej. Podczas ogłaszania postanowienia w sądzie nie było nikogo ani od Giertycha, ani od Kaczyńskiego.

 

Ł.A/Dziennik.pl