Szokujące doniesienia z Kanady. Searyl Atli, ośmiomiesięczna dziewczynka urodzona w 2016 roku być może nie będzie w swoim akcie urodzenia posiadała rubryki z informacją o płci. Wszystko dlatego, że dla jej matki płeć to… forma opresji. Kobieta (?) walczy o sprawę w sądzie.

Co więcej, lekarzy którzy ją uznali za kobietę oskarża o zniszczenie jej życia. Według matki dziewczynki, Kari Doty, „na pierwszy rzut oka nie da się określić płci niemowlęcia”. Dlatego też o płci powinno ono decydować jako dorosły – samo ją wybrać.

W absurdalne stwierdzenia kobiety aż trudno uwierzyć. Sądzimy, że jednak jest pewien sposób, by na pierwszy rzut oka stwierdzić czy to chłopczyk, czy jednak dziewczynka. Przypominamy, że wielu ginekologów radzi sobie z tym nawet podczas USG.

Naturalnie, skoro dzieciom narzucać niczego nie wolno – matka również nie chce tego robić swojemu dziecku. Jako że sama jest „niebinarna” - nie identyfikuje się z żadną z płci – to samo dotyczy jej córki. Ma ona „odkrywać swoją płeć” sama. To, naturalnine, nie jest żadnym narzucaniem ideologii.

Kobieta żali się:

Kiedy się urodziłam lekarze popatrzyli na moje narządy płciowe i na tej podstawie założyli kim będę […] Ich założenia były błędne”.

Teraz w sądzie chce wywalczyć brak określenia płci w akcie urodzenia jej ośmiomiesięcznej córki. 

dam/pch24.pl,Fronda.pl