No to mamy prawdziwy cyrk. A nawet lepszy, bo bez tresowanych zwierząt, za to z nowymi standardami. Cyrk, który zafundował nam Robert Biedroń. W imię poprawności politycznej i współczucia dla występujących w cyrku lwów, tygrysów, słoni czy piesków.

Pięć dni temu stacje informacyjne, gazety i portale internetowe pisały o tym, ze miastu rządzonemu przez Roberta Biedronia grozi bankructwo. A to za sprawą wyroku sądowego dotyczącego zapłaty za niedokończoną budowę aquaparku. Ale przecież o pieniądzach lepiej nie mówić, a nuż jeszcze jakiś dociekliwy dziennikarz dopatrzy się jakichś nieprawidłowości. Trzeba więc zmienić front i sprawić, by miasto kojarzyło się jednak z czymś pozytywnym. Ot, taki niewielki PR-owi zabieg. Tak więc o finansach Słupska nikt już dziś nie mówi, do budżetu nie zagląda.

Dziś Polska żyje tym, że do Słupska nie może wjechać cyrk. Bo na pewno maltretuje zwierzęta. Tak więc Robert Biedroń ustanawia nowe standardy i mówi stop dręczeniu zwierząt. Nie po raz pierwszy zresztą. Tak bardzo bowiem leży mu na sercu ich dobro, że w swoim gabinecie zdjął… godło państwowe, by w ten sposób walczyć o ptaki. Kontrowersyjny to sposób. Niepatriotyczny i zupełnie niegodny urzędu prezydenta miasta. Ale w końcu przede wszystkim o nowe standardy chodzi.

I mamy taki oto paradoks. Legalnie działający cyrk nie może pokazać przedstawiania mieszkańcom Słupska, bo – jak informuje biuro prasowe słupskiego ratusza – „tresowanie zwierząt budzi wątpliwość Urzędu Miejskiego co do przestrzegania praw zwierząt i ich dobrostanu". I choć cyrk Arena ma wszelkie pozwolenia i spełnia wszelkie wymogi (zresztą w polskim prawie bardzo restrykcyjne) wjazdu do Słupska nie ma.

Cyrk dzisiejszy zdecydowanie różni się od tego sprzed wielu lat, kiedy to zwierzęta były przetrzymywane w maleńkich klatkach, w tragicznych warunkach. Dziś – jeśli to tylko możliwe zwierzęta – trzymane są na zewnątrz i żadna krzywda im się nie dzieje. Za chwilę, w imię poprawności politycznej i wyznaczania nowych standardów pojawią się postulaty dotyczące likwidacji na przykład ogrodów zoologicznych. Albo ktoś napisze ustawę zakazującą wykorzystywania zwierząt do prac w rolnictwie, a z ulic miast znikną dorożki. Czy można psy prowadzać na przykład na smyczy i w kagańcu? Nie ogranicza to przypadkiem ich wolności?  

Robert Biedroń sam robi niezły cyrk w Słupsku. I to wystarczy. Po co więc wpuszczać konkurencję. Teraz jeszcze pan prezydent powinien przyjrzeć się menu zakładowej stołówki (nie daj Boże, są w nim schabowe albo bitki wołowe), sprawdzić, z czym pracownicy ratusza przynoszą kanapki (jak z szynką, to nie wpuścić do pracy), a w całym mieście niech zamknie sklepy mięsne… w imię obrony praw zwierząt. To dopiero byłby postęp. Albo istny cyrk.

Małgorzata Terlikowska