Gdybym miał krótko podsumować debatę napisałbym: remis ze wskazaniem na Dudę. Merytorycznie Andrzej Duda był znacząco lepszy, ale jego wypowiedziom brakowało energii, dynamizmu, a momentami przekształcały się w nudnawe i niezrozumiałe wykłady. I to był poważny minus w tej debacie. Co gorsze kilka razy Komorowskiego udało się zaskoczyć swojego kontrkandydata, na przykład, gdy zadał pytanie o blokowanie etatu Duda wyraźnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Takich momentów zaskoczenia prezydenta brakowało natomiast po stronie kandydata zmiany.

Jeśli chodzi o Komorowskiego, to niewątpliwie zaskoczył on energią i dynamizmem. To znacząca zmiana u zazwyczaj przysypiającego prezydenta. A w debacie telewizyjnej jest to o tyle istotne, że daje poczucie przejścia do kontrataku i ustawienia przeciwnika. Wyraźnym minusem było natomiast chamstwo, czy buta prezydenta, który ustawiał przeciwnika jak małego chłopca, co nie mogło się podobać sporej części widzów. Straszenie PiS-em (na koniec debaty) to też odgrzewany kotlet, którym sztab Komorowskiego może się tylko przytruć. Słabo wypadł także atak w sprawie in vitro. Tu Duda pokazał niewątpliwie spokój, opanowanie i moc argumentów, których zabrakło Komorowskiego. Jedyne, co był w stanie on powtarzać, to dyrdymały o średniowieczu (żenujący brak wiedzy u historyka, który powinien wiedzieć, że wbrew bajkom oświeceniowych propagandzistów okres ten wcale nie był czasem zacofania i ciemnoty).

Jednym słowem remis. A dlaczego wskazanie? Odpowiedź niestety jest dość prosta. Otóż choć w tej debacie to Komorowski był stroną dominującą, atakującą, i uśpiony dotąd odzyskał werwę, co w ostatnim tygodniu to może być kluczowe, to jednak zaprezentował także niemałą dawkę chamstwa i kłamstw, które mogą mu zaszkodzić. Duda natomiast, choć bez energii, pokazał spokój, opanowanie klasę. Mimo to sztab Andrzeja Dudy i on sam muszą przejść do kontrataku. Debata pokazała, że nic nie jest jeszcze przesądzone, że za wcześnie na spoczywanie na laurach. Walka jeszcze przed nam.

Tomasz P. Terlikowski