Niektóre działania lewej strony w sprawie ostatnich ekscesów działaczy LGBT oraz aresztu dla Michała S. wynikają z przemyślanej strategii. Wygląda jednak na to, że niektóre osoby postanowiły przy okazji wystawić sobie świadectwo własnej niepoczytalności. Należy do nich Michał Bilewicz, doktor habilitowany i Kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW.

Jak wiadomo, przyczyną aresztowania przez sąd Michała Sz. (osoba ta podaje się za kobietę i każe nazywać się "Margot") jest czynny udział w napadzie na furgonetkę należącą do fundacji "Pro-Prawo do Życia". Aktywista oskarżony jest nie tylko o to, że wraz z innymi uszkodził samochód "poprzez przecięcie opon, pocięcie plandeki, urwanie lusterka, oderwanie tablicy rejestracyjnej, uszkodzenie kamery cofania oraz pobrudzenie pojazdu farbą”. Znacznie poważniejsza jest sprawa napaści na kierowcę, którego wywleczono z samochodu. To właśnie Michałowi Sz. zarzucono przewrócenie kierowcy na chodnik oraz spowodowanie u niego obrażeń. Przemoc w wydaniu tęczowego aktywisty polegać miała, według treści zarzutów, także na szarpaniu i popychaniu pokrzywdzonego w celu zmuszenia do zaprzestania nagrywania wydarzenia.

Michał Bilewicz postanowił zachęcić do eksperymentu myślowego i w kolejnych twittach dokonał osobliwej analogii. Kampanie fundacji "Pro-Prawo do Życia", w których fundacja występuje przeciw aborcji oraz przeciwko "edukacji seksualnej" nawet kilkuletnich dzieci dokonywanej przez lobby LGBT, kojarzą się Bilewiczowi w jego szokujących analogiach z... hitlerowską propagandą z czasów okupacji oraz hasłami nawołującymi do fizycznej likwidacji Żydów. Wczorajsza rozróba, połączona z prowokacjami, skakaniem po dachu radiowozu, uszkadzaniem mienia czy uniemożliwianiem pracy funkcjonariuszom jest dla Bilewicza pretestem do kolejnych analogii, w których blokujący działania policji i usunięci przez funkcjonariuszy z miejsca zdarzenia stają się... osobami w jarmułkach, które przybyły by sprzeciwiać się antysemityzmowi. Wśród rewelacji pojawia się też widmo gwałtu na aresztowanym. Autor nie rozumie zresztą chyba różnicy między zatrzymaniem a aresztowaniem, skoro w jego analogiach wczorajsze zatrzymania najbardziej agresywnych uczestników zdarzeń jawią się jako "aresztowania prawie setki przypadkowych osób".

"Próbuję to sobie wyobrazić. Jeździ po Warszawie furgonetka z napisem "Żydzi to wszy i tyfus. Szkodzą Polsce. Do gazu". Przecinam jej plandekę i piszę "stop bzdurom". Pewnie powinienem ponieść karę. Grzywnę, prace społeczne... Policja zaś robi pokazowe zatrzymanie. [1/2]

Dostałbym dwa miesiące aresztu - w warunkach, o których jeden z byłych policjantów pisze, nie bez satysfakcji, że oznaczają zgwałcenie przez współwięźniów. Przy okazji aresztują prawie setkę przypadkowych osób, które przyszły zaprotestować przeciw mojemu zatrzymaniu. [2/3]

Kilka osób, które przybyły w jarmułkach, poturbowano, w tym posłankę z gwiazdą Dawida na szyi - znak solidarności z moimi uczuciami i sprzeciwu wobec antysemickiej propagandy. Warto zrobić taki eksperyment myślowy, żeby zrozumieć, co stało się wczorajszej nocy [3/3]"

Naprawdę, trudno to komentować... Szczególnie, że rewelacje Bilewicza wiszą sobie na Twitterze od paru godzin i nie słychać na razie o tym, by ich autor zapadł się pod ziemię.

Tomasz Poller