Autor materiału opublikowanego przez Yeni Şafak wzywa Organizację Współpracy Islamskiej do wspólnej akcji dyplomatyczno-militarnej mającej na cele wyzwolić „okupowaną Palestynę”.

Jeśli turecka prasa porusza jakiś temat, to znaczy, że ma na to pozwolenie władz. Zdanie to jest tym prawdziwsze, im więcej czasu upływa od lata 2016 roku, tj od czasu „ściśle reglamentowanego puczu”, który posłużył Recepowi Erdoganowi i rządzącej AK Parti do umocnienia się w politycznym siodle.

Jeśli czyni to – tj. porusza jakiś temat – bezkrytycznie chwalący poczynania grupy trzymającej władzę dziennik Yeni Şafak (dosł. „Nowy Świt”), to można być pewnym, że ma się do czynienia z wykładnią aktualnej linii władzy, ewentualnie z jej pomysłami, sondowanymi na zasadzie „balonów próbnych”.

I tak właśnie wygląda to w przypadku rzeczonego artykułu. Jego autor (odpuśćmy sobie personalia) – entre autres – wzywa 57 członków Organizacji Współpracy Islamskiej – do zwarcia szeregów przeciwko „żydowskim okupantom”, którzy zostaną szybko zmajoryzowani i pokonani.

Dalej padają cyfry. Mamy do czynienia z pięknym zestawieniem: oto pięćdziesiąt-kilka państw rozciągających się malowniczym wachlarzem od Kazachstanu po Mauretanię, okupujących – na oko – 1/8 globu, a więc znacznie więcej, niż chociażby Europa w swych najszerszych granicach porównanych zostaje z maleńkim Izraelem…

Cóż! Czas stawiać mocne tezy. Modernizacja w Turcji poniosła fiasko. Jeśli utrzymujący się u władzy od 2003 r. Erdogan wysyła sygnały, że chce być ważną częścią świata muzułmańskiego – w przyszłości może nawet jego przywódcą – i ma wa tym niezachwiane poparcie społeczne, to znaczy, że dzieło Atatürka było ślepą uliczką.

To z kolei oznaczałoby – przyjmując fatalistyczną wykładnię dziejów – że Islam w żaden sposób nie daje się zredukować do cywilizacji zachodniej. Wyjątkiem pozostawaliby polscy Tatarzy i parę tego typu endemicznych wspólnot (przychodzą mi do głowy mamelucy Napoleona), ale zdecydowanie na prawach wyjątku, nie zaś reguły.

dam/kresy24.pl