"Wszystko wskazuje na to, że Komisja nie uwzględni głosów zwolenników gazu łupkowego i ogłosi, że rozwiązania na szczeblu unijnym są niezbędne" - mówi Lena Kolarska-Bobińska.

Regulacje unijne prawie na pewno oznaczają utudnienia dla państw zainteresowanych wydobyciem lub nawet jego uniemożliwienie. Wparciem dla przygotowywanych regulacji ma być raport, na którego ujawnienie czekamy. Jednak już wiadomo, że jego autorzy manipulują przy metodologii zawartych w nich badań. Ponieważ 66 proc. Europejczyków opowiedziało się za liberalnym podejściem do tematu gazu łupkowego "Komisja zdecydowała się ważyć głosy na podstawie liczby mieszkańców danego kraju. Znaczy to, że głosy ośmiu osób z Malty, Grecji i Łotwy głosujących przeciwko wydobyciu gazu łupkowego równały się głosom 12 tys. Polaków głosujących za wydobyciem gazu".

"To nonsens uważać, że grupa czterech osób z Estonii, trzech z Grecji i jednej z Łotwy równa się opinii wszystkich Estończyków, Greków i Łotyszy odnośnie do wydobycia gazu łupkowego. I w równym szeregu stawiać opinie mieszkańców krajów, gdzie są szanse na gaz, i takie, gdzie on nie występuje" - mówi cytowana już Kolarska-Bobińska.

Jednak nawet we Francji, w której dwa lata temu wprowadzo zakaz eksploatacji i poszukiwań gazu łupkowego rośni liczba przeciwników tego koninkturalnego rozwiązania. Jeszcze jesienią trybunał konstytucyjny ma rozstrzygnąć, czy zakaz jest zgodny z ustawą zasadniczą.

ToR/wyborcza.biz