W związku z tragiczną śmiercią prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza padło wiele słusznych, ale także niesłusznych lub przynajmniej bardzo wątpliwych słów uznania pod jego adresem. Można nawet powiedzieć, iż doszło do czegoś w rodzaju nieoficjalnej, pół-świeckiej z jednej strony, z drugiej zaś pół-religijnej kanonizacji owego zmarłego. Do tego nurtu skrajnie wręcz przesadzonych pochwał zabitego prezydenta Gdańska dołączył znany polski zakonnik i ksiądz katolicki, o. Adam Szustak. W jednym ze swych nowych filmików umieszczonych w serwisie YouTube ks. Szustak w następujący sposób mówi o śmierci prezydenta Pawła Adamowicza:

"Bardzo potrzebujemy otoczyć modlitwą, szczególnie rodzinę pana Pawła Adamowicza. O niego się nie martwię. Przepraszam, że tak mówię. Może, to brzmi trochę tak nieczule, ale nie martwię o niego, dlatego, że on jest w najlepszych rękach jakich może być. Pan Jezus ma go w Swoich rękach i zupełnie się o niego nie boję. Natomiast bardzo potrzebują modlitwy jego bliscy. I to co robię, jako ksiądz, jako chrześcijanin, to przede wszystkim w modlitwie nieustannie powierzam bliskich zmarłego, o siłę dla nich, o wytrwałość, o nadzieję, o to, by się nie poddali temu co się wydarzyło" (Patrz: YouTube, Kanał "Langusta na Palmie", Materiał filmowy pt. "Mamy dwie rzeczy do zrobienia", minuty: 1.01 – 1.47).

Z tradycyjnie katolickiego punktu widzenia istnieją chyba tylko dwie możliwe interpretacje powyższej wypowiedzi o. Adama Szustaka:


1. Uważa on, iż Paweł Adamowicz był tak cnotliwym, bogobojnym i świątobliwym człowiekiem, że w zasadzie natychmiast lub prawie natychmiast poszedł on do Nieba, dlatego też nie ma potrzeby modlitwy w intencji skrócenia jego przebywania w czyśćcu. Innymi słowy, w chwili śmierci nie był on przywiązany do żadnego choćby najmniejszego z grzechów powszednich i zadośćuczynił on w pełni (wedle miary swych możliwości) za wszystkie z popełnionych wcześniej przez siebie grzechów.
2. Prezydent Gdańska został zabity jako męczennik za wiarę katolicką lub którąś z cnót chrześcijańskich, przez co zostały mu darowane wszelkie kary doczesne, jakie mógł zaciągnąć z powodu swych grzechów.

Niestety, ale oba powyższe interpretacje, w świetle znanych nam faktów, jawią się jako bardzo niedorzeczne, gdyż:

Ad. 1. Prezydent Adamowicz istotnie miał wiele dobrych cech (np. serdeczność, życzliwość, był dobrym ojcem i mężem, wspierał przyjmowanie uchodźców i imigrantów) jednak z drugiej strony popierał on grzechy wołające o pomstę do Nieba (brał udział nawet w marszach LGBT), a także sprzeciwiał się rozszerzeniu prawnej ochrony życia nienarodzonych dzieci. I niestety, jeśli chodzi o wspieranie homoseksualizmu trudno jest naprawdę mówić o możliwej niedobrowolnej ignorancji ze strony prezydenta Adamowicza, gdyż prawo potępiające takie czyny należy do pierwszorzędnych zasad Prawa Naturalnego, a więc jest jedną z tych zasad, które ludzi rozum i serce rozpoznaje w bardzo wyraźny, a przez to niezwykle łatwy sposób. A przypomnijmy, iż Pismo święte w pewien sposób zrównuje tych co chwalą czyny homoseksualne z tymi, którzy się sami ich osobiście dopuszczają (patrz: Rz 1, 18-32). Niestety zaś, nic nie wiemy o tym, by Paweł Adamowicz przed swą tragiczną śmiercią wyraził żal z powodu tych swych działań. Mówienie więc w duchu pewności czy choćby dużego stopnia prawdopodobieństwa, iż jest on już w Niebie stanowi skrajne nieporozumienie i tak naprawdę miesza ludziom w głowach.

Ad. 2. Nie ma żadnych przesłanek by twierdzić, że prezydent Paweł Adamowicz zginął z powodu wyznawanej przez siebie wiary katolickiej lub choćby praktykowania którejś z chrześcijańskich cnót. Po pierwsze bowiem pan Adamowicz chwaląc ludzi praktykujących grzechy sodomii (konkretnie w kontekście ich seksualnego życia, a nie innych przejawów ich życiowej aktywności) stał się osobą co najmniej podejrzaną o herezję, przez co jego katolicyzm stanął pod wielkim znakiem zapytania. Po drugie: nic nie wiadomo, by morderca prezydenta Adamowicza dokonał swego zbrodniczego czynu z powodu tej czy innej jego szlachetnej czy dobrej postawy. Człowiek, który to zrobił był psychicznie zaburzony i owszem, najpewniej miał jakąś niechęć czy wrogość do Platformy Obywatelskiej, ale to jeszcze za mało, by twierdzić, że w takim razie kierowała nim jakaś otwarta wrogość wobec chrześcijańskich cnót.

Oczywiście, jak już to zostało wspomniane, prezydent Adamowicz miał sporo dobrych cech. Był człowiekiem serdecznym, życzliwym, oddanym mężem i ojcem, który troszczył się o los naszych rodaków ze wschodu, a także imigrantów z krajów dotkniętych koszmarem wojny. A jako, że Pismo święte mówi, iż: "Miłość zakrywa wiele grzechów" (1 P 4, 8) pozostaje nam mieć jakąś tam nadzieję, że może – za sprawą Bożej łaski – ta miłość do bliźnich, jaką miał się odznaczać prezydent Adamowicz, doprowadziła go w ostatnich chwilach jego życia do prawdziwej skruchy za popieranie sodomii i sprzeciwianie się rozszerzeniu prawnego zakazu mordowania nienarodzonych dzieci. Ale tak czy inaczej, nie jest rozsądne twierdzić, iż prezydent Adamowicz jest teraz w Niebie i w związku z tym nie potrzebuje on już żadnych naszych modlitw. Wszak Biblia naucza również: "A jeżeli sprawiedliwy z trudem dojdzie do zbawienia, gdzie znajdzie się bezbożny i grzesznik?" (1 P 4, 18).

Mirosław Salwowski