,,Na kanałowe leczenie zęba wydałam pół pensji, na wizytę u kardiologa czekam trzeci miesiąc, na operację kolana czwarty rok, a mojemu Stefanowi wszystko zrobili prawie od ręki. W więzieniu!'' - mówi 60-letnia Halina z Krakowa. Jej konkubent recydywista, trafił za kratki po zuchwałbym rozboju.

W Małopolsce NFZ chwali się, że skrócił kolejki do lekarzy. Pilną zaćmę można zoperować już po 109 dniach - a rok temu trzeba było czekać 186 dni. Staw biodrowy - po 161 dniach wobec dawnych 239. Pilny rezonans robi się po 79 dniach, a tomografię - w niecały miesiąc.

Dużo lepsza jest sytuacja więźniów. Za leczenie płaci ministerstwo sprawiedliwości, poza kontraktami z NFZ. Zasady są komercyjne, więc lekarze bardzo chętnie przyjmują przestępców. 

W tym roku koszt zakupu leków i wyrobów medycznych dla więźniów w Polsce wyniesie 22,2 mln złotych, a zakup świadczeń zdrowotnych - 45,5 mln zł. Podczas gdy przeciętnie na 1000 Polaków przypada 2 lekarzy, to na 1000 więźniów - aż 11.

W ubiegłym roku więźniowie i aresztanci korzystali masowo z zabiegów fizjoterapeutycznych i rehabilitacyjnych - statystycznie więzień kurował się w ten sposób 20 razy więcej, niż przeciętny Polak na wolności.

Jak mówi lekarz z Krakowa, część więźniów korzysta z usług lekarzy, bo to dla nich rozrywka. Inni wykorzystują okazję, by szybko i tani podleczyć zdrowie. Co ciekawe, jeżeli tylko są jakieś przesunięcia terminów lub inne problemy, więźniowie natychmiast się skarżą i wywierają dużą presję na pracowników Służby Więziennej. Skargi pogarszają statystykę, więc lepiej, żeby ich nie było.

Dlatego więzienne kuracje działają jak w zegarku. Szybko i sprawnie - i za darmo!

bb/dziennikpolski24.pl