Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała szefa otwarcie prorosyjskiej partii „Zmiana”, Mateusza Piskorskiego, zarzucając mu szpiegostwo na rzecz Federacji Rosyjskiej. O działalność rosyjskiej agentury w Polsce portal Fronda.pl pytał w tym kontekście Agnieszkę Romaszewską-Guzy, dyrektor Biełsat TV, wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, córkę znanych opozycjonistów Zbigniewa i Zofii Romaszewskich.
<<< KUP NOWĄ KSIĄŻKĘ SUMLIŃKSIEGO "POGORZELISKO"! ELEKTRYZUJĄCA I ... >>>
- Szpiegostwo kojarzy nam się ze zdobywaniem jakichś sekretów, mikrofilmów, zaczipowanych supertajnych informacji. Szpieg to w powszechnym wyobrażeniu ktoś w rodzaju Jamesa Bonda. W tej chwili jednak działalność na rzecz służb obcego państwa, w tym przypadku akurat Rosji, to w największym stopniu agentura wpływu. To może być działanie mimowolne, nieświadome, gdy ktoś nie zdaje sobie sprawy, że jest manipulowany przez agenturę wpływu. Może być to także działanie agentury świadomej i opłacanej – stwierdziła Agnieszka Romaszewska.
- Ja wychowałam się, można tak powiedzieć „w cieniu służb specjalnych”. Od dawna wiem, jak wygląda i na czym polega ich działalność - oczywiście z perspektywy osoby prześladowanej, a nie prześladującego. Z tej perspektywy mogę powiedzieć, że są dwie rzeczy, które mogą robić służby specjalne. Po pierwsze jest to tradycyjne szpiegostwo, a więc to, co można "wynieść" – przy czym dzisiaj, gdy biały wywiad jest w stanie zgromadzić ogromną wiedzę, dostępną w rozmaitych źródłach, nie to jest najgroźniejsze. O wiele większym problemem jest to, co służby mogą nie wynieść, ale "wnieść" – powiedziała wiceprezes SDP.
Jak wskazała, głównym celem działalności „wnoszącej” agentury wpływu jest rozbijanie struktur społecznych i sianie zamieszania w danym społeczeństwie czy społeczności. Najpierw opowiedziała, jak może to wyglądać w odniesieniu do grupy wewnętrznej w kraju:
- Co jest głównym zadaniem służb specjalnych działających przeciwko na przykład opozycji w kraju autorytarnym? Przede wszystkim rozbicie struktury i więzi międzyludzkich, zasianie nieufności. To kwestia wnoszenia plotek, dezinformowania, oddziaływania na opinię publiczną w kraju lub w jakiejś grupie. Ja miałam do czynienia ze służbami wewnętrznymi, własnego kraju. Ich działalność polegała między innymi na rozbijaniu struktur opozycyjnych. Na przykład przez agenta wpuszcza sie informację: jednemu działaczowi mówi się, że drugi w jakiejś sytuacji źle o nim mówił. Plotkę opiera się na częściowo weryfikowalnych, konkretnych zdarzeniach, a częściowo na nieweryfikowalnych zmyśleniach tak, że bardzo trudno jest to wszystko sprawdzić. Gdy A zostanie poinformowany, że B źle o nim mówi, to jest szansa, że i A źle się zachowa względem B czy też źle się o nim wypowie. Z tego następnie może wyniknąć długie i skomplikowane nieporozumienie. Powstaje w końcu konflikt, który nie wiadomo od czego się zaczął; gdy konflikty się nawarstwiają i gdy jest ich coraz więcej - dana struktura przestaje istnieć – opowiadała Romaszewska.
Jej zdaniem analogicznie sytuacja wygląda w państwie, gdzie agentura wpływu próbuje odwodzić ludzi od próby dotarcia do rzeczywistego oglądu zdarzeń, żeby łatwiej doprowadzić do akceptacji pożądanych przez siebie rozwiązań politycznych.
- Mówiąc kolokwialnie, robi się ludziom wodę z mózgu. Nie polega to zazwyczaj na przedstawianiu jakiejś jednej, konkretnej wizji wypadków, odmiennej od rzeczywistej. Tak też bywa, ale przede wszystkim chodzi o to, żeby podważyć przekonanie o możliwości dowiedzenia się, jak jest naprawdę; wmówić, że nie istnieje coś takiego, jak dobro i zło, prawda i kłamstwo. Gdy się do tego przekona jakąś zbiorowość, tworzy się z niej manipulowalną masę. Na poziomie zbiorowym i państwowym bardzo często stosuje tę technikę właśnie Federacja Rosyjska. Tam nie uprawia się zwykłej propagandy. Propaganda bowiem, na przykład na wojnie, głosi: nasze wojska wygrywają, przeciwnik przegrywa, nasi to bohaterowie, tamci to tchórze i okrutnicy. To właśnie czysta propaganda; agentura wpływu jednak nie tylko wyolbrzymia lub nawet kłamie w konkretnych sprawach, a bardziej na każdym polu dezinformuje i dyskredytuje ewentualnego przeciwnika. Nawet jeśli nie masz uwierzyć, że rosyjskie władze są szlachetne i cudowne, to przynajmniej uznaj, że nikomu nie możesz wierzyć, że wszyscy prowadzą taką samą propagandę, Ameryka jest taka sama jak Rosja, a każdy ma "swoją własną prawdę". Wystarczy, że uwierzysz, że choć w Donbasie separatyści dopuszczali się zbrodni, ale Ukraińscy obrońcy dopuszczali się ich W TYM SAMYM STOPNIU. Co prawda ukraińscy (i nie tylko ukraińscy) świadkowie twierdzą, że w walkach w Donbasie brali udział nie tylko separatyści, a po prostu rosyjscy żołnierze - ale skoro wszyscy TAK SAMO kłamią... to nie wiadomo juz w co wierzyć. W tej sytuacji nie jesteśmy w stanie dojść do prawdziwej oceny zjawisk, nie ma mowy o porozumieniu co do spojrzenia na sprawy i co do tego co robić. Działania, które prowadzi obecnie rosyjska propaganda w Polsce, dotyczą przede wszystkim pola ukraińskiego. Oni doskonale zdają sobie sprawę, że wynikające z czystki etnicznej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, polskie resentymenty w stosunku do Ukraińcow i ogólnie wszelkie potencjalne problemy z sąsiadami, to dla nich najlepszy materiał. Wchodzą tu w każdą dziurę – powiedziała.
Jak wskazała nasza rozmówczyni, widać to doskonale choćby na przykładzie telewizji Biełsat:
- Przez długi czas nas lekceważono. Jesteśmy zasadniczo skierowani na Białoruś, rosyjskie służby do niedawna nas lekceważyły. To się jednak całkowicie zmieniło. W tej chwili niemal nieustannie jesteśmy jesteśmy przedmiotem akcji internetowych rosyjskich trolli. Gdy tylko pojawi się post Biełsatu na Facebooku natychmiast pojawiają się komentarze z fejkowych profili. Niemal zawsze będzie w tych komentarzach o banderowcach, Wołyniu, o mordach, o nacjonalistach białoruskich, którzy chcieliby jakoby zająć Białystok… Wszystko po to, by nas skłócić. Jestem przekonana, że oni działają też po drugiej stronie. Bardzo podobną metodą. W ten sposób jedno trafia sprawnie na drugie – wskazała Romaszewska.
- Weźmy teraz to działające wokół Piskorskiego Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych. Nawet na Bogu ducha winnych portalach widziałam jakieś analizy z ECAG. Tak ładnie to brzmi, Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych!... Treści tam produkowane mają często charakter niewyrazisty. Ktoś niewprawny nie spostrzeże nawet, że to wszystko jest w rosyjskim interesie. Przecież często prawda jest niejednoznaczna, któż może powiedzieć, że nie jest? – dodała.
Zdaniem Agnieszki Romaszewskiej wiele bardzo podejrzanych osób działa także na marginesie polskiej prawicy, zwłaszcza w tzw. środowisku „kresowym”. Sama wiceprezes SDP doświadczyła wielokrotnie ataków ze strony takich grup.
- Są to kręgi – aż wstyd powiedzieć, bo to rzuca też cień na porządnych i uczciwych ludzi – zwane "kresowymi". Wokół nich kręcą się różnego rodzaju dziwne postacie. Sama, wraz z moim kolegą Marcinem Reyem i jednym z naszych współpracowników, Jakubem Biernatem byłam przedmiotem nękania ze strony dżentelmenów, z których jeden podpisuje się nazwiskiem Kasprzak, a drugi to Marcin Skalski, który pisywał w „Kresach.pl”. Marcin Rey zgłosił to nawet na policję, ale funkcjonariusze uznali, że groźby były nierealne, bo przecież nie obedrą go ze skóry, a co dopiero mówić o takich stwierdzeniach, jak spłukanie banderowskiej swołoczy do masowych grobów? Mnie na policji pytano, czy się boję; odparłam, że nie – więc policjanci uznali, że nie trzeba chyba dalej prowadzić śledztwa – opowiadała Romaszewska.
W jej ocenie zupełnie naturalnym terenem działalności dla takich niejasnych postaci jest właśnie grunt ukraiński.
- Takie osoby niestety mają na prawicy swoje wejścia. Wykorzystują, głównie, ze tak powiem „ drzwi banderowskie” . Na Facebooku istniał też profil „Wileńska Republika Ludowa”, moim zdaniem robiony z Polski i imitujący działania jakichś niezidentyfikowanych polskich separatystów na Litwie. Uważałam, że związki takich osób należałoby bardzo gruntownie prześledzić. Wśród nich sięga się bardzo chętnie po szaty patriotyzmu, ale tylko po to, by całą energię poświęcić na walkę z Ukraińcami, przedstawianymi jako najwięksi, wręcz demoniczni wrogowie Polski, nie tylko historycznie ale także i dziś – powiedziała nasza rozmówczyni.
Wiceprezes SDP odniosła się też do roli takich postaci jak Janusz Korwin-Mikke, Stanisław Michalkiewicz, Grzegorz Braun oraz do tzw. środowisk narodowych.
- Janusz Korwin-Mikke niesłychanie zmienił stanowisko. Z pozycji niezależnej i nieco ekscentrycznej przeszedł na pozycje wprost prorosyjskie. Nie chciałabym, broń Boże, jemu, Michalkiewiczowi czy Braunowi zarzucać agenturalności, bo byłaby to opinia zniesławiająca. Nie jest moją intencją taka sugestia. Natomiast w sensie obiektywnej oceny działalności, którą prowadzą, to jest to działalność na rzecz rosyjskich interesów. Motywacje są mi nieznane, natomiast efekt jest wyraźny. Wielokrotnie mówiłam to zresztą choćby odnośnie pana Brauna. Ja sama zaś cieszę się niezasłużoną "popularnością" w środowiskach narodowych. Pan Winnicki, jeśli mnie pamięć nie myli, złożył nawet interpelację poselską w sprawie „antypolskiego” Biełsatu – stwierdziła Romaszewska.
Jak dodała, w obecnej sytuacji Polski nie czas na dywagacje o potencjalnych sojuszach. Nasze położenie wymaga jasnych deklaracji:
- Uważam, że pewne wyznaczniki polskiej racji stanu są dziś zupełnie jasne, tak samo, jak wyznaczniki rosyjskiego interesu. To nie jest kwestia akademickich dyskusji. Obecny system rosyjski to system imperialny. Mętne bajki, według których moglibyśmy ułożyć sobie z Rosją doskonałe stosunki tylko tego nie chcemy, to szkodliwe zawracanie głowy. Nic nie będziemy mogli, jeśli oni tego nie zechcą – a oni właśnie jak widać - nie chcą. Jesteśmy granicznym państwem Unii Europejskiej, sąsiadujemy z Kaliningradem czyli z Rosją bezpośrednio, a także z Białorusią, Ukrainą, za którymi dalej jest też Rosja. Rosja, która jest całkowicie ogarnięta duchem imperialnym. By to stwierdzić, wystarczy tam pojechać, coś przeczytać lub pooglądać choćby rosyjską telewizję. Dlatego wszelkie działania rozmywające polskie pozycje wobec Rosji są bardzo groźnie. Nasza sytuacja to nie żarty. Nie leżymy na Półwyspie Iberyjskim! – powiedziała nam Agnieszka Romaszewska.