PiS będzie miało w nowej kadencji Sejmu 194 posłów. To spory ubytek w porównaniu do kadencji poprzedzającej, gdy ugrupowanie dowodzone przez Jarosława Kaczyńskiego dysponowało aż 235 szablami na sali sejmowej, co pozwalało na sprawowanie samodzielnych rządów.
Koalicja Obywatelska zyskała 14 nowych posłów w porównaniu do stanu powyborczego z 2019 roku i będzie ich miała łącznie o 37 mniej niż PiS, a więc dokładnie 157.
Trzecia Droga wprowadzi do Sejmu 65 posłów, natomiast Lewica uszczupli swą reprezentację w zestawieniu ze stanem z 2019 roku z 49 do 26 posłów.
Wreszcie Konfederacja uzyskała 7 dodatkowych posłów w porównaniu do tego, ilu udało jej się wprowadzić do Sejmu po wyborach 2019 roku. Ugrupowanie Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka dysponować będzie łącznie 18 głosami na sali sejmowej.
Gdyby PiS i Konfederacja zechciały zawrzeć koalicję, do sprawowania władzy brakowało by im wciąż 18 głosów. Zważywszy, że Trzecia Droga wprowadziła do Sejmu 65 posłów, z czego istotną część stanowią politycy PSL, o rozmowie z którymi już płyną sygnały od prominentnych polityków PiS - to zawarcie koalicji przez PiS nie jest czymś, co przekraczałoby możliwości wyobraźni z zakresu pragmatyki politycznej.
Z drugiej strony jeśli Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica zawarłyby koalicję, zmontowana w ten sposób większość, opierająca się wyłącznie na czterech posłach dość szybko mogłaby się okazać bardzo krucha i niepodatna na zawirowania na scenie politycznej.