Podstawowym powodem jest fakt, że władze UE konsekwentnie wdrażają przepisy, które uderzają w podstawy funkcjonowania europejskiego sektora rolno-spożywczego. Morawiec podkreśla, że "Zielony Ład" to atak na bezpieczeństwo żywnościowe całego kontynentu, prowadzący do ograniczenia potencjału produkcyjnego rolników.

Rolnicy domagają się realnego wsparcia, które zrekompensowałoby straty i uzupełniło luki spowodowane przez wojnę na Ukrainie. Tymczasem rząd w Warszawie zaproponował jedynie częściowe dopłaty do zbóż, co rolnicy określają jako działania pozorowane i mające skłócać środowisko.

Co więcej, protestujący zarzucają władzom granie na zwłokę i próby rozbicia jednolitego frontu rolników. Pomimo zapewnień premiera o szybkim zamknięciu granicy dla ukraińskiego importu czy embargo na produkty z Rosji i Białorusi, obecny rząd koalicji 13 grudnia do tej pory nic z tego nie zrealizował.

Jest to wyraźny sygnał, że rząd Donalda Tuska nie traktuje priorytetowo obrony interesów polskich producentów żywności. Zamiast tego, zdaje się iść na rękę Brukseli, która konsekwentnie narzuca rolnikom coraz bardziej restrykcyjne i szkodliwe regulacje.

Żądania uczestników piątkowego protestu wskazują, że polscy rolnicy postrzegają nadchodzące zmiany w UE jako atak na podstawy ich egzystencji. Odrzucają oni wizję "zielonego totalitaryzmu", w którym dąży się do ograniczenia suwerenności państw narodowych w kluczowych dla bezpieczeństwa kwestiach.

To nie pierwszy raz, gdy rolnicy trafnie zidentyfikowali zagrożenie płynące z Brukseli. Ich walka o zachowanie niezależności w prowadzeniu gospodarstw ma fundamentalne znaczenie dla przyszłości całego sektora rolno-spożywczego w Polsce i Europie.

Piątkowa manifestacja w Warszawie pokaże siłę środowiska, które nie zamierza milczeć w obliczu próby podporządkowania rolnictwa ideologicznym kaprysom unijnych biurokratów. Jeśli rząd Tuska nie stanie po stronie polskich producentów żywności, sprzeciw rolników może stać się zapowiedzią długotrwałego konfliktu z Brukselą.