Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak ocenia Pan Poseł zaprezentowaną w weekend propozycję emerytur stażowych?
Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości: Jest to nawiązanie do tego, co zgłosił NSZZ Solidarność przed 30 laty. Ten postulat stoczniowców i robotników czekał przez tyle lat. Niesamowite. Przypomnę, że ta kwestia była rozważana jeszcze przed poprzednimi wyborami w 2019 roku, przed wyborami prezydenckimi Prezydent Andrzej Duda obiecał to związkowcom. Oczywiście jest też pytanie o koszty tej propozycji. Nie są one małe. Jednak w pierwotnej wersji zaproponowanej przez Solidarność były to koszty ponad siedmiokrotnie wyższe niż projekt prezydencki, o czym się teraz w Polsce nie mówi.
Nie ma co ukrywać, że podjęliśmy tę decyzję po bardzo szczegółowych wyliczeniach. To nie było proste, ponieważ nie jesteśmy formacją, która spod palca strzela jakąś obietnicę, nie wiedząc, ile to będzie kosztować. To nie są koszty małe, ale dam radę w ramach budżetu. Choć nie ukrywam, że nie wszyscy urzędnicy byli entuzjastami tego pomysłu. Liczy się decyzja polityczna, słowo się rzekło i kobyłka będzie u płotu.
Co, jeśli nie wszyscy będą chcieli przechodzić na taką emeryturę?
Oczywiście, że nie wszyscy muszą i broń Boże nie jest to obligatoryjne. To jest możliwość, stworzenie szansy, jak ktoś będzie chciał to proszę bardzo, a jeśli ktoś nie będzie chciał z tego skorzystać i będzie chciał pracować dłużej, to oczywiście będzie to robił.
Ostatnio Donald Tusk obiecuje znieczulenie bezpłatne dla rodzących kobiet, które przecież jest bezpłatne na zlecenie lekarza. Czy ktoś się orientuje jeszcze, o co chodzi w tych obietnicach?
Szczerze mówiąc, ja już przestałem zajmować się Donaldem Tuskiem. On by marzył, żebyśmy to robili. Myślę, że jest to człowiek bardzo mało wiarygodny, zarówno gdy chodzi o sprawy duże, narodowe, jak i gdy chodzi o sprawy szczegółowe konkretnych grup społecznych. Również, prawdę mówiąc, myślę, że jego ranking wiarygodności wśród polityków jest naprawdę bardzo... bardzo niski.
Widział Pan Poseł spot z ambasadorem Niemiec i Jarosławem Kaczyńskim?
Myślę, że to była krótka piłka – najprostsze podsumowanie w ciągu kilkunastu sekund tego, co się zmieniło. Dzisiaj decyzje są podejmowane w Warszawie, a nie poza Polską. Myślę, że ten trwający już od lat bardzo ostry atak na polski rząd bierze się stąd, że niektórzy z naszych sąsiadów tęsknią za czasami, kiedy decyzje o Polsce podejmowali oni.
Dużo mówi się o filmie „Zielona Granica” Agnieszki Holland. Czy Pana zdaniem Agnieszka Holland robi to z zewnętrznych czy wewnętrznych motywacji?
Agnieszka Holland to na pewno wybitna reżyserka, tyle że patrzy na ten temat bardzo jednostronnie. Niech porozmawia z Polakami, o ich obawach dotyczących nielegalnej migracji. Niech porozmawia z ludźmi z Francji, Belgii, Holandii, Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii, Niemiec, którzy utracili bliskich w wyniku zamachów organizowanych przez migrantów. Niech porozmawia z kobietami, który były przez nich zgwałcone. Być może warto, aby o tym nakręciła film. Ale go nie nakręci, bo woli być politycznie poprawna.
Naczelny Rabin Polski mówi, że Ulmowie, to wzór do naśladowania. Czy Pana zdaniem beatyfikacja rodziny Ulmów może odświeżyć relacje polsko-żydowskie? Co ciekawe, na temat beatyfikacji niemal całkowicie milczą media niemieckie – co o tym można sądzić?
Ja nie jestem przekonany, że to dramatyczne wydarzenie będzie przełomem w relacjach polsko-izraelskich. Uważam, że ta sprawa jest po izraelskiej stronie lekceważona i jest to pochodna różnych rzeczy. Po pierwsze sytuacji politycznej wewnątrz Izraela i kolejnych wyborów. Tam tych wyborów było pięć czy sześć w ciągu trzech lat. Sprawa relacji z Polską nie jest jednak priorytetem w przypadku kolejnych wyborów. Cieszę się, że Naczelny Rabin Polski również zauważył męczeńską śmierć Polaków. Są to rzeczy ważne. Natomiast nie sądzę, aby była to kwestia jakiegoś przełomu w relacjach polsko-izraelskich. Nie uważam, aby od tej pory strona izraelska zaczęła dostrzegać, co Polacy robili w trakcie II wojny światowej. Może jest w tym zakresie pesymistą, jednak uważam, że raczej realistą.
Jeśli chodzi o kwestię milczenia na ten temat w Niemczech to myślę, że może nie jest tak, że nie opublikowano na ten temat niczego. Nie pojawiło się na pewno nic w mediach głównego nurtu. Myślę, że przeczy to niemieckiej narracji, że rodzina Ulmów i inne ofiary II wojny światowej nie zginęły z rąk Niemców, ale jakichś mitycznych nazistów. Stąd też reakcje na takie wydarzenia, jak beatyfikacja rodziny Ulmów, są tam bardzo powściągliwe.
Przenieśmy się w nieco inny obszar. Jak jako fan i znawca sportu skomentuje Pan Poseł katastrofalny stan polskiej reprezentacji w piłce nożnej? Czy widzi Pan możliwość jej uzdrowienia? Czy powinna być to dogłębna reforma PZPN, czy też może zmiana trenera?
Przede wszystkim nie sądzę, aby Santos został zwolniony, a przynajmniej nie od razu. Jeżeli wygramy najbliższe trzy mecze to możemy awansować bezpośrednio. O to trzeba walczyć. Wszystko w rękach, głowach, nogach i sercach piłkarzy. Nie uważam za dobre, aby politycy doradzali PZPNowi w sprawie trenera. Politycy mają oczywiście swoje poglądy, ale nie powinni mówić działaczom, co ci powinni robić.
Pojawiają się głosy, że piłka nożna to najbardziej dofinansowany sport, a efekty są tragiczne. Niektórzy nawołują nawet do rozwiązania reprezentacji Polski i zorganizowania jej na nowo. Co Pana uważa na ten temat?
Wiem, że sytuacja jest dramatyczna. Sam byłem wściekły po pierwszej połowie meczu z Wyspami Owczymi i po całym meczu w Tiranie. Uważam jednak, że czas na taką krytykę będzie potem, ponieważ teraz nasi piłkarze cały czas mają szanse na awans. Rozliczać trzeba po eliminacjach. Dopóki jest jakaś nadzieja to nie wolno jej zabijać. Każdy, kto ma cokolwiek wspólnego ze sportem, wie, że zabicie nadziei oznacza porażkę.
Uprzejmie dziękuję Panu Posłowi za rozmowę.