Tomasz Wandas, Fronda.pl: Z uwagą przyglądam się temu, co dzieje się we Francji i ciągle nie mogę uwierzyć. Coraz liczniejsze strajki, nasilający się kryzys migracyjny. Do czego to wszystko zmierza?
Aleksandra Rybińska (Nowa Konfederacja, wPolityce.pl): Francja płaci cenę za dziesięciolecia nieudanej polityki wielokulturowej połączonej z protekcjonizmem i brakiem reform. Związki zawodowe widzą sens swojej egzystencji w ochronie zdobyczy socjalnych i to za wszelką cenę. Każda, nawet najmniejsza próba zmiany status quo, jest oprotestowywana. Francja, jak mówi były szef MSZ Huber Vedrine, jest „zaryglowana od środka” i niezdolna do dostosowania swojego modelu ekonomicznego i socjalnego do globalizacji. Francuskie elity są niechętne zmianom, czego skutkiem jest upadek gospodarczy i utrata znaczenia na arenie międzynarodowej. Wydatki publiczne pochłaniające 56 proc. PKB, wysokie bezrobocie, dusząca wzrost gospodarczy fiskalność cechują dziś ten kraj. Wśród elit pokutuje ponadto przekonanie, że Francja, kraj praw człowieka, została obarczona misją cywilizacyjną, obrony wartości uniwersalnych, jak laickość, otwartość i równość społeczna. Rzeczywistość odbiega jednak znacznie od tego utopijnego modelu, wystarczy odwiedzić jedno z imigranckich przedmieść by się o tym przekonać. Na tych przedmieściach utworzyły się już dawno równoległe społeczeństwa, gdzie ani karetki pogotowia, ani policja czy straż pożarna nie przyjeżdżają, obawiając się ataków ze strony mieszkańców. Regularnie przestrzeń publiczna jest „okupowana”, jak mówiła Marine Le Pen zresztą słusznie, przez muzułmanów, którzy demonstracyjnie modlą się na ulicach, pokazując, że te ulice należą do nich. Ta praktyka zresztą rozprzestrzenia się w Europie i ostatnio takie modlitwy miały miejsce także w Londynie.
W mediach francuskich dominuje poprawność polityczna, jakiekolwiek odejście od tej zasady jest karane ostracyzmem. Kościoły świecą pustkami lub są sprzedawane i zamieniane w biblioteki czy dyskoteki. Katolicyzm, jeśli jeszcze istnieje, to na głębokiej prowincji. A republikańskie wartości, tak hołubione przez Francuzów, nie są atrakcyjne dla muzułmanów i nie są w stanie przebić tożsamościowej siły islamu. Francuskie elity, wywodzące się ideowo z Ruchu 68, nie potrafią porzucić swoich schematów myślowych i zmierzyć się z tym problemem. Podziały, które trapią francuskie społeczeństwo na płaszczyźnie socjalnej, religijnej i etnicznej się więc pogłębiają. Do czego to zmierza trudno przewidzieć, ale we Francji stało się ostatnio popularne mówić o „upadku”, czyli dezintegracji społecznej i gospodarczej kraju.
Czy Francja może być przykładem dla pozostałych członków UE, jak nie należy postępować?
Francja zapewne może posłużyć jako przykład nieudanej polityki multikulti, ale podobne problemy przecież trapią także inne kraje UE. Patrząc na współczesną Europę można powiedzieć, że zawiodły wszystkie trzy modele integracji imigrantów: niemiecki model Gastarbeitera (imigranci jako tymczasowa, nisko wykwalifikowana siła robocza), francuski model świeckiego państwa (imigrant staje się Francuzem, a swoją odmienność kulturową chowa do kieszeni) czy brytyjski model (imigrant pielęgnuje własną kulturę w ramach swojej społeczności lokalnej, a władze państwa wierzą, że utożsamia się jednocześnie z kulturą brytyjską). Polityka multikulti, forsowana pod hasłem walki z rasizmem, spowodowała, że muzułmanie podważają dziś w krajach, które ich przyjęły, porządek prawny. Brak chęci do integracji potęguje fakt, że w skali globalnej po latach uśpienia, konfrontacja między islamem a światem Zachodu, rozkwitła ponownie. Dla muzułmanów Zachód od zawsze był bezbożny i niemoralny. Nihilistyczny. To nie liberalna demokracja, tylko wysoko rozwinięte systemy socjalne, ciągną ich do Europy. Nie integrując się, chronią się przed swobodą obyczajową, które Europa, odcięta od własnych korzeni i tradycji, usiłuje im narzucić. W zręczny sposób potrafią przy tym wykorzystać słabości swoich gospodarzy. Zachodnioeuropejskie elity miały nadzieję, że w zderzeniu z kulturą i obyczajowością Europy powstanie coś w rodzaju „islamu light”. Tak się nie stało. Gdy więc Europejczycy mówią dziś o „obowiązkach” przybyszy, ci śmieją im się w twarz. Nie rozumieją dlaczego mają szanować Zachodnią kulturę, tradycje, porządek prawny i cywilizację, jeśli Europejczycy sami nimi gardzą. A przykładów na to jest aż nader wiele.
Czy w takim razie Francję czeka wojna domowa?
Sytuacja jest tak napięta, że pojawiły się głosy ostrzegające przed wojną domową, która czeka Francję, jeśli muzułmanie nie podporządkują się zasadom liberalnej demokracji. Publicysta „Le Figaro” Ivan Rioufol twierdzi w swojej książce „Wojna domowa, która nadejdzie” (La guerre civile, qui vient), że gdy islamiści staną się wystarczająco silni mogą podburzyć imigranckie getta do otwartej rewolty przeciwko państwu. Według niego będzie to wynikiem postawy „francuskich tak zwanych humanistów, którzy ignorują antysemityzm przedmieść, szerząca się tam nienawiść do białych”. „Zamiast walczyć z IS w Syrii Hollande powinien zająć się walką z wrogiem wewnętrznym” – pisze Rioufol. Jego zdaniem „ci ludzie rozumieją tylko język siły”. A jeśli państwo nie sięgnie po środki przymusu, to zrobią to koniec końców obywatele. Wybuchnie wojna domowa, która raz na zawsze przywróci porządek w kraju.
Czy mundur policyjny, podarty przez muzułmankę i nazwany "republikańską szmatą" jest odpowiednim symbolem tych wydarzeń? Na co nam zwraca uwagę ten gest? T
en gest informuje nas o rosnącej radykalizacji muzułmanów we Francji, i to tych trzeciej generacji, czyli tych, którzy się tam urodzili. Ci muzułmanie także służą w wojsku i policji, choć czują ogromną pogardę do francuskiego państwa. Mnożą się przypadki dezercji i niesubordynacji żołnierzy (dziesiątki wyjechało walczyć u boku państwa Islamskiego w Syrii) oraz odmowy policjantów wyznania Allaha uczestniczenia w akcjach antyterrorystycznych. Policjantka, która porwała mundur na filmiku umieszczonym na portalu YouTube to tylko jeden z przykładów. Częstsze są przypadki, gdy muzułmańscy policjanci w środku akcji policyjnej zaczynają się modlić, bez względu na okoliczności, lub na patrolach głośno śpiewają wersety z Koranu. Gdy są przywoływani do porządku, składają skargi o dyskryminację.
Czego należy uczyć się z tych wydarzeń? Co powinniśmy robić, aby uniknąć tego, z czym oni się borykają? Czy może to nieuniknione i prędzej czy później grozi nam wojna, na którą już trzeba się szykować?
Powinniśmy wyciągnąć wnioski z doświadczeń naszych zachodnich sąsiadów, w tym Francji, i zdecydować się na model kontrolowanej zamiast niekontrolowanej imigracji, szczególnie odnoście imigrantów wyznania Allaha. Podstawą integracji jest dostosowanie się przybyszy do panujących w danym kraju zasad kulturowych i prawnych, a nie na odwrót. To oni muszą się dopasować do nas, a nie my do nich. Ideologia antyrasizmu i antynacjonalizmu doprowadziła Francję na skraj przepaści. Antynacjonalizm to to co – jak pisze francuski filozof Pierre-Andre Taguieff - zostało dziś z komunizmu w umysłach liberalnych zachodnich elit. Jest to swoista demonizacja narodu jako zbiorowej tożsamości. Dla tych nowych utopistów, których prowodyrem jest miliarder George Soros z jego „otwartym społeczeństwem”, państwa narodowe muszą zniknąć, by ludzkość mogła się zjednoczyć ponad granicami dzięki mnożeniu niekontrolowanych procesów migracyjnych. Ich marzeniem jest stworzenie kosmopolitycznej demokracji w post- narodowej przestrzeni, która starają się zbudować delegitymizując sentyment narodowy jako „niebezpieczny”, a wręcz „faszystowski”. Paradoks polega na tym, że im bardziej intelektualne elity potępiają sentyment narodowy, tym silniejszy staje się on w Europie. To pokazuje głębokie oderwanie „zglobalizowanych” elit od „zlokalizowanych” dołów, czyli zwykłych ludzi.
Bardzo dziękuję za rozmowę