Ambasador Izraela w Polsce Anna Azari mówiła na antenie RMF FM o sprawie kryzysu dyplomatycznego między Polską a Izraelem. Stwierdziła, że to nie ona go wywołała - po prostu jako dyplomata musiała powiedzieć to, co powiedziała. Wyraźnie odcięła się w ten sposób od władz w Izraelu i przyznała, że jest ,,załamana'' kryzysem - i pełna wątpliwości, czy i kiedy uda się go przełamać.
 
,,Myślę, że to nie byłam ja sama, a była to ta ustawa, nowelizacja ustawy. Dla Izraela godzina, w której to było przyjęte, Międzynarodowy Dzień Pamięci o Holocauście, to poważny dzień. Ta burza zaczęła się w Izraelu. Ja mówiłam dlatego, że musiałam'' - powiedziała Azari.
 
Twierdziła też, że Tel Awiw dobrze wie, kto budował obozy zagłady i nie ma na ten temat żadnego sporu.
 
,,Zupełnie nie ma sporu o ten termin. Izrael jest przeciwko używaniu tego terminu: Izraelczycy wiedzą, że to niemieccy naziści budowali obozy w Polsce'' - powiedziała.
 
Azari podkreśliła też, że Jair Lapid, który twierdził, że ,,setki tysięcy Żydów zginęły w Polsce nie spotykając Niemca'', a ,,polskie obozy były właśnie polskie'', nie jest członkiem rządu. Był wprawdzie ministrem finansów, ale, mówiła Azari, dziś konkuruje o fotel premiera z Benjaminem Netanjahu i stąd takie jego wypowiedzi.
 
Ambasador nie kryła też bardzo poważnych obaw o przyszłość tego, jak będzie wyglądała nasza współpraca. ,,Mam nadzieję, że nie wyrzucimy razem w śmieci wszystkiego tego, co zrobiliśmy przez ostatnie 27 lat. Dużo ludzi pracowało nad tym, włączając np. profesora Szewacha Weissa. I mam nadzieję, że to wszystko dojdzie do jakiegoś konstruktywnego dialogu'' - stwierdziła.
 
Gdy Robert Mazurek powiedział, że rozmawiał wczoraj z Szewachem Weissem i on jest załamany tym, co się dzieje, Azari odparła:
 
,,Wszyscy są załamani. Ja też''.
 
Uznała też, że tekst ustawy o IPN jest zbyt szeroki i może być traktowany jako zamknięcie dialogu na temat Holocaustu.
 
mod/rmf24.pl