Tomasz Wandas, Fronda.pl: Sytuacja na Śląsku wydaje się być napięta. Co się dzieje i skąd problem i w ogóle mówienie o autonomii tego Województwa? Ile jest śląskości na Śląsku? Czy Śląsk jest śląski, czy jest polski?
Barbara Dziuk, klub parlamentarny PiS: W gruncie rzeczy są to pytania o ilość cukru w cukrze…Nie chodzi o smakowanie herbaty, a o dyskusję czy herbata jest smaczna. Absurd polega na tym, że Śląsk jest ziemią pogranicza i wpływy kulturowe zarówno niemieckie, jak i czeskie, a przede wszystkim polskie są oczywiste, tyle, że nie da się ich ani zmierzyć, ani zważyć, a dyskusje podejmować można zawsze. Ciekawe, że nie toczą się dyskusje o wpływy czeskie…
Co jest czy może być silnym argumentem w tym sporze?
Silnym argumentem w tym sporze jest religia – Ślązacy są przede wszystkim katolikami, ewangelicy stanowili i stanowią mniejszość. To w kościele zachowany został język polski – w pieśniach i modlitwach.
Co jeszcze się liczy w tej dyskusji?
Kolejnym argumentem są powstania śląskie. I powstanie wybuchło ponieważ po I wojnie światowej właściciele kopalń wyrzucali Ślązaków z pracy na rzecz przyjmowania do nich swoich powracających z frontu. Podejmujący dyskusję milczą na temat powstań, wystawy ni z „gruszki , ni z pietruszki” uzupełniane są informacjami o niemieckiej szlachcie na Śląsku. A prawda leży w kącie i płacze popiskując z cicha, że jak zawsze rację lansują ci, którzy dzierżą mieszek z walutą.
I z powodu zawartości mieszka tzw. politycy próbują ugrać swoje: boje dotyczące uznania mniejszości przeszły w boje o uznanie języka śląskiego (jest gwara, nawet kilka jej odmian – nie ma języka śląskiego- taki twór nie istnieje). A tu ani o Śląsk i jego dobro nie chodzi, ani o gwarę. Ruchowi Autonomii Śląska nie pomógł Związek Górnośląski, to poszli do Nowoczesnej po wsparcie. Najwyraźniej nie chodzi nie o argumenty i racje - sednem sprawy jest wojenka, w której należy lansować prześladowanie i krzywdy Śląska.
Pytanie po co?
Rzekoma obrona gwary i Śląska nie wzięła swego czasu na tapetę obrony Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Pod pismami o konieczności zamknięcia instytucji podpisywały się osoby, które mieszkając na Śląsku na oczy nie widziały ani zbiorów, ani instytucji. Sprawa ma dodatkowy smaczek - jest to Muzeum powołane (na początku wieku XX) jako Landesmuseum. Tak, że z podjętych działań mających w zamiarze zniszczyć tkankę kulturową Bytomia w postaci przeniesienia Opery do Katowic i zamknięcia (de facto) MGB z przeniesieniem zbiorów do stolicy regionu wyłania się dziwny cokolwiek obraz – obrońcy niemieckości Śląska podejmowali decyzje o zniszczeniu tego, co pierwotnie powstało jako niemieckie (muzeum) i wzmocnienia wpływów kulturowych polskich w Katowicach. Bezbrzeżnie zawiły i pokrętny jest tok myślenia wspomnianych wcześniej polityków.
O co im tak naprawdę chodzi? To że o kasę i stołki, to nikt nie powinien mieć wątpliwości.
Dokładnie, a cała reszta jest mocno dyskusyjna.
Nacisk na niemieckie wpływy na Śląsku mija się z prawdą – gwara zachowała formy archaiczne, staropolskie. Ślązacy, jak już powiedziałam, są przede wszystkim katolikami, nie protestantami, pieśni kościelne przechowały język polski i w tym języku Ślązacy do dziś śpiewają między innymi kolędy i całe mnóstwo innych pieśni wybitnych autorów doby staropolskiej, ale bez świadomości, że są to słowa np.: poety Jana Kochanowskiego. Modlą się po polsku. W gwarze są wtręty z niemieckiego, dominuje język polski. Inaczej niż się to marzy miłośnikom Berlina. Żart o dyrygencie chóru, który zarządza: chopy śpiewomy: Boże coś Polskę i mówi: eins zwei drei, jest kwintesencją rzekomego problemu, którego Ślązak z dziada pradziada nie ma. On jest u siebie. W doma godo po śląsku, w urzędzie i kościele po polsku i nie aspirując do stołków nie wszczyna awantur. Bo i po co. Prawdziwe chopy, panie redaktorze mało godają, dużo robią i póki ich kto nie wnerwi, nie podnoszą głosu. Polityka nie jest żywiołem Ślązaka. On chce normalności, nie jatki.
To prawda, do niedawna Śląsk był okręgiem przemysłowym z naciskiem na opcję wydobywczą i przemysłową. Ale i tu znajdziemy bardzo silne wpływy polskie w dziełach związanych z myślą techniczną. To kolejny ważki argument na rzecz polskości regionu. Sięgając głęboko do historii, to jedno z pierwszych dzieł powstałych na Śląsku po polsku dotyczy inżynierii. Poruszone zostały w nim kwestie takie jak budowa grobli i młynów, nie dotyczy zaś przemysłu wydobywczego nie mniej jednak de facto jest dziełkiem technicznym. Autorem, uznawanego za pierwszy podręcznik budownictwa wodnego oraz inżynierii lądowej w języku polskim, jest Olbrycht Strumieński, który urodził się w 1. poł. XVI w., Mysłowicach. Książka została wydana w 1573 roku i nosi tytuł: O sprawie, sypaniu, wymierzaniu i rybieniu stawów, także o przekopach, o ważeniu i prowadzeniu wody, oparta na własnej praktyce autora i jego doświadczeniu w hodowli ryb. Trzeba dodać, że Olbrycht Strumieński był zarządcą dóbr w Balicach koło Krakowa należących do wojewody krakowskiego oraz marszałka koronnego Jana Firleja.
Innym, znanym autorem dzieła o pracy, był Walenty Roździeński, który urodził się w 1560 w Roździeniu, dziś dzielnicy Katowic o nazwie Szopienice-Burowiec, był to hutnik i zarządca hut, jednocześnie poeta i literat. Pochodził z rodziny o wielopokoleniowych tradycjach hutniczych. Pierwotne jego nazwisko brzmiało Brusek lub Brusiek - syn przejął nazwisko nie po ojcu, lecz od nazwy odziedziczonej kuźnicy w Roździeniu. Walenty Roździeński znany jest przede wszystkim jako autor wierszowanego poematu Officina ferraria, abo huta i warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego, utworu opisującego stan ówczesnego górnictwa i hutnictwa. Pierwszy tego typu utwór w języku polskim wprowadza do poezji informacje na temat przemysłu ciężkiego. Autor opisuje w nim historię obróbki żelaza, życie i pracę górników, hutników i kowali.
Dzieło Roździeńskiego zostało całkowicie zapomniane, a po 300 latach odnalezione zostało w Gnieźnie. Officina ferraria zawiera informacje z wielu dziedzin ówczesnej nauki, uzupełnia wiedzę w zakresie metalurgii, mówi wiele o stosunkach społecznych i historii gospodarki.
Dlaczego w ogóle o tym Pani Poseł wspomina?
Przede wszystkim dlatego, że dzieło to wskazuje na kulturową jedność Śląska przełomu XVI i XVII w. z ziemiami Królestwa Polskiego. Sam autor w dziele okazał się wyjątkowym erudytą.
Inna osoba wskazująca na polskość Śląska, to Bogusz Zygmunt Stręczyński, który w latach 1844/1845 wędrował po Śląsku i zauroczony napisał poemat "Śląsk," w którym czytamy między innymi:
"Wstępujemy na ziemię, Śląskiem nazywaną,
Ziemię świętą, bo od nas wszystkich ukochaną,
Która od rzeki Ślęzy przybrawszy nazwisko,
Od prawieków pierwotne ma polskie ognisko,(...)
Ale obca nawała, zabrawszy tę niwę,
Usiłowała wszystko zmienić swym zwyczajem,
I mówić, że Śląsk zawsze był niemieckim krajem !
Ale, chociaż odmienne nazwy podawano
Miastom i wsiom i tak je nazywać kazano,
Przecie duch i uczucia polskie się odzywa (...)
I język nasz szacowny, a taki obfity,
Przez lata ucisku nie został zabity..."
Dobrze, ale czy faktycznie gwara śląska jest gwarą polską?
Na to, że gwara śląska jest historyczną gwarą polską, obecną w szczególności zawsze na Górnym Śląsku (czyli także w rejonach Opola) jest wiele dowodów - pomimo silnej germanizacji i obecności Niemców (jako urzędników) społeczność posługiwała się właśnie takim językiem.
W rozmowie pt. „Mój Śląsk podwójny” z red. Teresą Semik, prof. Jan Miodek, Honorowy Ślązak Roku 2002 mówi:
- Poczytuje sobie za wielkie szczęście to, że wyszedłem z rodziny śląskiej i nieśląskiej zarazem. Mój tata po linii męskiej był Ślązakiem – nasze korzenie wiodą w okolice Woźnik (...) Moja mama nie była Ślązaczką. Wychowałem się w domu nauczycielskim, więc mówiło się w nim językiem literackim, ale na podwórku używało się tylko gwary. (...) Choć moja krew jest zmieszana, we Wrocławiu wszyscy mnie odbierają jak stuprocentowego Ślązaka. (...) Jestem właśnie z Górnego Śląska, gdzie przez lata gwara była źle postrzegana, bo nie było wiadomo, jaki jest jej rodowód, a gwarę śląska należy uznać za jedna z najbardziej archaicznych gwar polskich.”
(Dziennik Zachodni nr 255 31 października – 1 listopada 2002)
Również w pracy prof. dr hab. Aliny Kowalczykowej Dzieje języka polskiego na Górnym Śląsku w okresie habsburskim (1526 – 1742) (Wrocław i in. 1986), poświęconej analizie tekstów literackich, a także druków i dokumentów urzędowych, znajdziemy przeróżne przykłady polszczyzny na Śląsku. Praca ta dokumentuje i podkreśla silne związki gwary z polszczyzną przodków.
Tyle historia i autorytety.
Co natomiast mają na ten temat zwykli Ślązacy?
Zwykli Ślązacy (na forach dyskusyjnych) twierdzą: Śląsk był niemiecki od 1740 do 1945 roku (generalizując), czyli przez 205 lat. Inne ziemie polskie, na przykład na wschodzie, były prawie tyle samo czasu rusyfikowane i jakoś tam ludzie nie mają problemów z mówieniem o swojej polskości...I dodają: narodowość polską na Śląsku deklaruje 96% ludności całego Śląska (wliczone wyniki z referendum z tzw. (wymyśloną) narodowością Śląską + mniejszość niemiecka + inne). Sam się czuję Polakiem-Ślązakiem.
Nie da się ujednolicić języka – odmian gwar jest kilka i w żaden sposób nie można dokonać kodyfikacji bez straty dla jednej z nich.
Gwara wprowadzana na siłę do urzędów i postulowana przez wyznawców wąsko pojmowanego regionalizmu ogranicza rozwój intelektualny społeczności, ogranicza jej wpływy i zasięg do granic regionu. Ślązak mo być gupi a robotny- to teza odziedziczona po PRL-u. Ograniczona ilość szkól średnich, promowanie szkół zawodowych z naciskiem na finasowanie absolwentów szkół górniczych, powołanie politycznego uniwersytetu jedynie jako przeciwwagi do buntującego się Krakowa (patrz: rok 1968) – to już Ślązacy przerabiali. Ale chyba też o to przede wszystkim chodzi – sprzedaje się rzekomą krzywdę, a w tle jest zamiar pozbawienia Ślązaków dostępu do nauki, rozwoju i w konsekwencji do wpływu na zarządzanie regionem.
O czym należy pamiętać, co należy szczególnie podkreślić w związku z tym narastającym problemem?
Należy podkreślić, że polskość Śląska jest ciągle i nieustannie podważana - chodzi o wpływy gospodarcze i związane z tym finanse. Na marginesie należy dodać - nasi sąsiedzi bardzo chętnie korzystają z przywilejów mniejszości w Polsce, ale mniejszość polska w Niemczech, tak się jakoś składa, nie ma urzędowego potwierdzenia i związanych z tym przywilejów w Niemczech.
Piewcy niemieckości Śląska chcieliby wprowadzić zasadę dziel i rządź, problem w tym, że chcieliby rządzić, a nie pracować na rzecz rozwoju Śląska. Tymczasem rządzić nie ma za bardzo czym, albowiem sami zostawili pustą kiesę. Zaś zaklęcie stoliczku nakryj się sprawdza się jedynie w bajkach.
Dziękuję za rozmowę.