Kamil Smogorzewski

Białoruski kryzys gospodarczy jest skutkiem i przyczyną jednocześnie

W czasie ostatnich miesięcy z Mińska dochodziły pozytywne sygnały polityczne i gospodarcze. Ten umiarkowany optymizm znacząco jednak osłabł. Zauważalne próby otwarcia Białorusi na kraje Unii Europejskiej, w tym Polskę, zostały przyćmione przez protesty. Ekonomiczne czynniki odgrywają w obecnym kryzysie kluczową rolę.
 

Aktualną perspektywę gospodarczą rozpatrywać należy na co najmniej trzech płaszczyznach: kondycji makroekonomicznej, społecznej oraz otoczenia międzynarodowego. Niestety nie dają one jednoznacznych odpowiedzi, co implikuje dodatkowe trudności w ocenie obecnych procesów.

Podkreślana przez ekspertów długotrwała recesja gospodarcza ma swoje najważniejsze źródło w błędach strukturalnych organizacji ekonomicznej państwa. Oparcie gospodarcze o przetwórstwo rosyjskich surowców energetycznych, uzależnienie w tym obszarze (w znacznej mierze również polityczne) od Moskwy oraz opieszałość w przeprowadzaniu reform doprowadziły do wytworzenia obrazu Białorusi, przeciw któremu jej obywatele wychodzą dziś na ulice.

Zmiany bez zmiany

Proces powolnej restrukturyzacji niektórych obszarów gospodarczych, w tym polityki monetarnej i regulacji w sektorze prywatnym, jest jednak zauważalny od kilku lat. W styczniu tego roku, przyjęty został Plan rozwoju społeczno-gospodarczego Białorusi na lata 2016 –2020. W dokumencie zawarto szereg propozycji reform, na przykład:

  • wprowadzenie do prawa karnego pojęcia ryzyka gospodarczego i biznesowego (czyli de facto dekryminalizacja tego zjawiska),
  • stopniowe uwolnienie pewnych rodzajów działalności gospodarczej, również w kontekście potrzeby ich certyfikacji i rejestracji,
  • zniesienie istniejących ograniczeń w zakresie możliwości zakładania kont w zagranicznych bankach komercyjnych,
  • usunięcie zapisu o pierwszeństwie komitetów wykonawczych w możliwości wykupów akcji podmiotów gospodarczych.

Wszystkie te zabiegi, jeśli zostałyby wprowadzone w życie, otworzyć mogą drogę dla kolejnych niezbędnych prorynkowych przemian.

Nie należy jednocześnie popadać w nadmierny optymizm. Szacunki makroekonomiczne wskazują, że recesja utrzyma się również w roku 2017. Silne powiązanie z rynkiem rosyjskim, którego problemy odczuwa już niemal cały obszar WNP, prowadzi do stopniowego zmniejszania wolumenu wymiany handlowej oraz spadku wartości rubla białoruskiego. To z kolei wpływa na dochody państwa i możliwości obsługi kredytów. Poprawie sytuacji zaszkodzić mogą co najmniej dwa czynniki:

  • przedłużający się spór gazowy z Rosją
  • destabilizacja wewnętrzna

Ręczne sterowanie gospodarką białoruską przez reżim Łukaszenki doprowadziło w końcu do niebezpiecznej dla samego reżimu sytuacji. Nie tylko z punktu widzenia wskaźników gospodarczych, ale zwłaszcza rosnącego niezadowolenia przeważającej części społeczeństwa.

Płace realne z roku na rok maleją, a inflacja utrzymuje się na poziomie kilkunastu procent rocznie. Ostatni raport Urzędu Statystycznego Republiki Białorusi wskazuje, że 40 proc. mieszkańców kraju nie byłoby w stanie pokryć niezaplanowanych wydatków w wysokości 90 rubli białoruskich – nie dysponują wolną kwotą. Owe 90 rubli to połowa ustalonego minimum egzystencjalnego, które w przeliczeniu wynosi ok. 380 zł.

Z tego względu wyraźnie widoczny od przeszło roku był zwrot w kierunku państw zachodniej Europy. Inny ważny powód to próba równoważenia rosyjskich wpływów. Łukaszenka obawia się powtórzenia na Białorusi scenariusza ukraińskiego.

Niemal w całości zrealizował się dobrze znany badaczom proces eskalacji napięcia. W pierwszej jego fazie społeczeństwo choć odczuwało pogarszanie się sytuacji materialnej, skłonne było dostosowywać się do sytuacji. Pojawiające się wyrazy niezadowolenia nie przybierały zazwyczaj charakteru ogólnokrajowego. Następnie, w konsekwencji braku reakcji na mnożące się problemy obywateli, nastąpił drugi etap: polityzacja (upolitycznienie). Stopniowo wyłaniały się grupy i ich liderzy, którzy przy pomocy rozruchów społecznych wywierali nacisk na elity. W dalszym ciągu pogłębiały się antagonizmy. Żądania grup nie były spełniane, a problemy rosły. W konsekwencji osiągnięto punkt krytyczny, czyli poziom sekurytyzacji. Rząd zdecydował się na użycie przemocy.

Między wschodem a zachodem

Polska jako najbliższy sąsiad i jeden z najważniejszych partnerów gospodarczych Białorusi powinna być najbardziej zainteresowana poczynaniami Łukaszenki. Pewne tego przejawy są widoczne m.in. w oficjalnych wizytach polskich władz w Mińsku. W ich wyniku padły propozycje włączenia polskich firm w procesy prywatyzacyjne oraz rozbudowy korytarzy transportowych. W planach jest również wejście kilku największych białoruskich spółek na warszawską giełdę. Gesty Łukaszenki w stronę Polski i UE widać też poprzez stopniowe znoszenie embarga nałożonego na polski drób w 2016 r.

Ekonomiczne zaangażowanie Warszawy może dać dwa różne skutki. Po pierwsze, przyczynić się do przyspieszenia procesu polityzacji problemów gospodarczych. Proces ten spotęgować może zaangażowanie polskich elit politycznych, co widać już w reakcjach na obecne protesty. W efekcie niewykluczona jest zdecydowana reakcja Rosji. Po drugie, prowadzenie rozważnej polityki gospodarczej względem Mińska przyczynić może się do depolityzacji, a co za tym idzie uspokojenia nastrojów społecznych w kraju.

W konsekwencji rozluźnienia napiętych stosunków pomiędzy UE i Białorusią w lutym 2016 roku i zniesienia większości sankcji nałożonych dziesięć lat wcześniej na Mińsk, Łukaszenka był w stanie powrócić do bardziej efektywnego balansowania pomiędzy Zachodem a Wschodem, zwłaszcza w obszarze gospodarczym.

Szukanie kanałów współpracy z Polską nie będzie oznaczać pełnego otwarcia rynku. To swoista gra o relatywnie spokojną pozycję Białorusi jako buforu w rywalizacji mocarstw. To również sygnał, że Mińsk potrafi prowadzić politykę niezbieżną z rosyjskim interesem. Obecny trudny spór z Moskwą o ceny dostaw gazu i żądania renegocjacji umowy z 2011 r. jest tego przejawem. Na przestrzeni ostatnich lat było ich znacznie więcej. W 2007 roku wyszło na jaw, że Białoruś pobiera zbyt dużą ilość ropy z rurociągu Przyjaźń. Potem pojawiły się problemy z negocjacjami cen surowca w 2010 i 2012 roku. Co więcej, Białoruś omijając rosyjskie cła przerabiała surowiec na rozpuszczalnik i pod taką postacią go eksportowała.

Dzięki umowie na dostawy irańskiej ropy oraz azerskiej ropociągiem Odessa-Brody Białoruś próbuje dywersyfikować źródła surowców energetycznych. Nie jest to bez znaczenia dla Polski – na ropociągu Odessa-Brody z tego samego powodu, co Białorusinom zależy również nam.

Wzmożone wysiłki na rzecz poszukiwania równowagi w relacjach z sąsiadami przerwał kryzys wywołany tzw. „dekretem o pasożytnictwie”. Mamy do czynienia z etapem polityzacji problemu, a więc tworzenia doraźnych struktur społecznych wspartych głównym celem, jakim szybko stało się żądanie już nie tylko zniesienia podatku, ale głębokich reform strukturalnych w państwie.

Nieprzypadkowy jednak wydaje się moment zaostrzenia sytuacji wewnątrz państwa, a świadczyć o tym może kilka czynników. Łukaszenka nabiera coraz większej świadomości znaczenia opinii publicznej oraz łatwości wpojenia jej konkretnych idei. Mogą one obecnie realnie zagrozić jego pozycji. Musi zatem stopniowo zmieniać retorykę polityczną. Zmiana ta wiąże się z koniecznością modyfikacji w sferze gospodarczej, a nie da się tego zrobić bez wsparcia Polski.

Stworzenie zasad wolnego rynku na Białorusi z całą pewnością nie nastąpi w okresie rządów Łukaszenki. Nie ma też niestety pewności, że neoliberalny kierunek reform jest dla Białorusi odpowiedni. Na Ukrainie dążenie elit do stworzenia zachodnioeuropejskiego modelu gospodarczego i politycznego poskutkowało głębokim kryzysem. I Łukaszenka także to widzi.

Przeobrażenia gospodarcze na Białorusi nie leżą w interesie Rosji. Należy zauważyć, że od 2011 roku, Białoruś nie sprzedała zagranicznym firmom (również rosyjskim) żadnego państwowego przedsiębiorstwa. Doświadczenia ostatnich miesięcy skłaniają do wniosku, że potencjalnymi partnerami zagranicznymi na białoruskim wolnym rynku byłyby firmy z Unii Europejskiej. Na korzyść Rosji działa natomiast potęgowanie wewnętrznej niepewności społecznej, politycznej i gospodarczej, która zmusza Łukaszenkę do ustępstw wobec Moskwy w trwającym kryzysie gazowym.

Ukraina i Gruzja na straży rosyjskiej woli

Doświadczenia historyczne w poszukiwaniu tzw. „trzeciej drogi” przez byłe republiki radzieckie pokazują, że Rosja nigdy wobec nich nie pozostaje obojętna. Tu znowu uwypukla się casus Ukrainy, ale również Gruzji. W efekcie rozwinięcia techniki wojny hybrydowej, Moskwa, m.in. poprzez antagonizowanie grup społecznych, osiąga cele gospodarcze. Wykorzystuje przy tym obecność rosyjskiej i rosyjskojęzycznej diaspory w państwach byłego ZSRR. Aleksander Łukaszenka otwierając kolejne drzwi do współpracy gospodarczej z Zachodem, w dużej mierze realizowanej przy silnym udziale i wsparciu Polski, daje więc argumenty Rosji w sporze gazowym.

Bezdyskusyjne jest autentyczne zmęczenie obywateli Białorusi pogłębiający się niedorozwojem gospodarczym, nawet pomimo pewnych optymistycznych kwestii makroekonomicznych. Nie można jednak wykluczyć, że nieumiejętne opanowanie pogarszających się nastrojów doprowadzi do sytuacji, jaką od 2014 roku znamy z Ukrainy.

Destabilizacja kolejnego kraju Europy Wschodniej, której przyczyn upatrywać należy w problemach gospodarczych, oznaczać będzie daleko idące reperkusje gospodarcze dla Polski. Należy zatem już teraz dążyć do depolityzacji problemu, czyli uspokojenia nastojów społecznych. Konieczny w tym celu jest konstruktywny dialog z Łukaszenką. Nieopierający się jednak na polskich skłonnościach mesjanistycznych, a na realnych możliwościach wynikających z międzynarodowej pozycji polski oraz gospodarczej sytuacji w kraju.

Kamil Smogorzewski – analityk współpracujący z Zakładem Badań nad Konfliktami w  w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie. Publikacja ukazała się w ramach nowego cyklu Zakładu w Obserwatorze Finansowym, w którym na bieżąco analizujemy zagrożenia pojawiające się na świecie. 

Otwarta licencja