Posługujący jako egzorcysta na Filipinach, o. Jose Francisco Syquia daje świadectwo swojego pierwszego spotkania z osobowym złem. Do tego wstrząsającego wydarzenia doszło niespodziewanie, bo w murach kościoła, gdzie duchowny posługiwał sakramentem pokuty.
Byłem wykończony – przez kilka godzin spowiadałem, siedząc w małym, ciasnym konfesjonale niedaleko bocznego wejścia kościoła Quiapo, w którym znajduje się słynna cudowna figura Czarnego Nazarejczyka. Postanowiłem zrobić sobie przerwę i odpocząć chwilę w lobby klasztoru, gdzie kręcili się strażnicy, wierni i grupka księży czekających na swoją kolej, by wysłuchiwać spowiedzi. Wciąż ubrany w albę, ściskając w ręce purpurową stułę, leniwie przyglądałem się wiernym, którzy tłumnie przewijali się przez bazylikę, kiedy potężny mężczyzna, mierzący ponad metr osiemdziesiąt, powłócząc nogami, ruszył w moim kierunku. Stanął przede mną i powiedział:
– Ojcze, właśnie się ojcu spowiadałem i potrzebuję ojca pomocy. Widzi ojciec, ja tracę rozum!
Przyjrzałem mu się niepewnie. Był zlany potem i rzeczywiście wydawał się być na skraju załamania nerwowego. Poruszenie i strach w jego głosie, mowa ciała wyrażająca niepokój i napięcie przekonały mnie, że ten człowiek naprawdę jest o krok od obłędu. Powiedział także coś, co potem miałem słyszeć jeszcze wielokrotnie w takiej czy innej formie:
– Ojcze, tam w konfesjonale musiałem się mocno kontrolować, bo miałem ochotę księdza udusić! – Głośno przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się niemrawo. – Potrzebuję egzorcyzmu, natychmiast! – prosił zrozpaczony.
– W porządku, przejdźmy do mojego gabinetu – zaproponowałem niepewnie, w pełni świadom, że jeśli ten człowiek wpadnie w szał, będę całkowicie sam. Przez wiele lat ćwiczyłem sztuki walki, lecz w ta-kich sytuacjach w żaden sposób nie mogą mi pomóc, ponieważ nie wiem, czego mogę się spodziewać. Czy jego stan ma podłoże demoniczne, czy psychiczne? Szybko zaprowadziłem go do niewielkiego gabinetu na drugim piętrze i pośpiesznie, być może wciąż chcąc się wycofać, powiedziałem, że zaraz wrócę.
Kiedy wbiegałem po zimnych, marmurowych schodach na trzecie piętro, gdzie znajdował się mój pokój, w głowie miałem gonitwę myśli: „Co ja mam z nim zrobić?”, „Czy to demon, czy problem psychiczny?”, „Skąd wiedział, że to ja go spowiadałem, skoro w lob-by byli także inni księża?”. Nagle poczułem w sercu inspirację do działania, a Duch Święty powiedział: „Zostałeś do tego przygotowany. Otrzymałeś znaki. Ten przypadek jest dla ciebie”.
<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ! Wstrząsające historie spotkań egzorcysty z osobowym złem! >>>
Kilka tygodni wcześniej, grzebiąc w swoich rzeczach, natknąłem się na audiobook pod tytułem Wy-znania egzorcysty, autorstwa o. Gabrielego Amortha, głównego egzorcysty Rzymu. Był to zestaw kaset, który kupiłem dawno temu, lecz dopiero teraz po-myślałem, aby je odsłuchać. Przez następnych kilka dni, zamknięty w swoim pokoju w klasztorze w Quiapo, w skupieniu słuchałem, co ma do powiedzenia ten człowiek. Pomyślałem wtedy: „Oto ksiądz, który mówi trzeźwo i obiektywnie i naprawdę zna się na rzeczy”.
W tych dniach również przypadkiem trafiłem na książkę protestanckiego pastora o złych duchach i demonach. Wówczas na poważnie zacząłem się zastanawiać: „Czy aby Pan nie chce mi czegoś powiedzieć?”. I wtedy pojawił się znak rozstrzygający. Z przyjemnością wziąłem do ręki drugi numer kwartalnika „Companion”, a w nim, w drugiej głównej części poświęconej nauczaniu, znalazłem artykuł o świecie duchowym Filipińczyków! W swoim codziennym życiu jako ksiądz rzadko trafiam na tematy związane ze złymi duchami, a tu nagle, ni stąd, ni zowąd przydarzyły mi się trzy takie „zbiegi okoliczności”. Ponieważ jeśli chodzi o Boga, zbiegi okoliczności nie istnieją, w głębi serca wiedziałem, że Pan w ten sposób chce mi powiedzieć, abym zajął się tym tematem i dowiedział się o nim jak najwięcej w ciągu następnych dni.
„No dobrze”, powiedziałem sobie. Najpierw postanowiłem skompletować „zestaw egzorcysty”, tak na wszelki wypadek, a potem dalej zgłębiać tę „tajemniczą” posługę zwaną „uwalnianiem dusz”.
Szukałem w Internecie, przeczesywałem księgarnie w poszukiwaniu tekstów z tej dziedziny i z powrotem zapisałem się do biblioteki seminarium w San Carlos. Kilka tygodni trwało, nim w końcu poczułem, że mam dość wiedzy podstawowej, aby móc przynajmniej odpowiednio się zachować w zetknięciu z osobą nękaną przez złe duchy. A gdy do swojego zestawu dodałem ostatni element – modlitwę papieża Leona XIII przeciwko szatanowi i zbuntowanym aniołom – poczułem się już całkiem pewnie i hardo.
„W porządku, Panie. Ten przypadek należy do mnie”, pomyślałem. „Nie wolno mi się bać, bo Ty sam doprowadziłeś mnie do tego miejsca i Ty kontrolujesz sytuację. Walkę zawsze toczysz Ty sam”.
Strach, który początkowo czułem, zaczął się rozpraszać, a jego miejsce zajęły cicha pewność i spokój. Dotarłem do swojego pokoju, wziąłem „zestaw egzorcysty” i szybko ruszyłem z powrotem do gabinetu. Na miejscu ostrożnie otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Klimatyzator cicho brzęczał i w małym, jasnym pokoju panował już spory chłód. Mój „pacjent” siedział z zamkniętymi oczami, jakby się modlił. Kiedy tylko wszedłem, otworzył je, a ja usiadłem obok niego. Raz jeszcze poprosił mnie o pomoc.
– Ojcze! Jestem przerażony! Zaczynam przejawiać dziwne moce psychiczne, które pozwalają mi czytać w myślach innych ludzi i robić masę innych rzeczy. A teraz ta moc nabrała takiej siły, że potrafię wyczuć w sobie obcą obecność, która zamierza zawładnąć moim umysłem!
– Jak to się zaczęło? – zapytałem.
– Chodziłem kiedyś na spotkania grupy spirytystów w Manili i wtedy właśnie zaczęło się to wszystko. Teraz umiem czytać ludziom w myślach. Boję się, bo kiedy jestem z moją dziewczyną, potrafię wniknąć w jej umysł i wiem, że mogę wyrządzić jej krzywdę, jeśli nie będę uważał. Proszę, niech mi ojciec pomoże!
Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań, po czym zaproponowałem, że się za niego pomodlę. Bez wahania zamknął oczy, położył dłonie na kolanach i próbo-wał się odprężyć na drewnianym krześle z prostym oparciem.
Wyciągnąłem ku niemu prawą dłoń, wyjąłem modlitwę papieża Leona XIII i zacząłem ją czytać. Nie spodziewałem się niczego wielkiego, może tylko te-go, że człowiek, który do mnie przyszedł, uspokoi się, w miarę jak będę odmawiał modlitwę. Spokojnie czytałem jej tekst i starałem się wczuć w słowa, jakie wypowiadałem, aż doszedłem do fragmentu, który może odmawiać tylko duchowny.
Mężczyzna zaczął się nagle trząść w gwałtowny i niekontrolowany sposób. Wyglądało to tak, jakby dostał ataku epilepsji. Zdębiałem na widok tej niespodziewanej reakcji.
„Co tu się dzieje?”, rozpaczliwie pytałem sam siebie w myślach. „Czy to, co widzę, dzieje się naprawdę?” Próbowałem się opanować i czytałem dalszy ciąg modlitwy. Mężczyzna wpadł w odrętwienie i na zewnątrz ponownie stał się spokojny.
Powtórzyłem całą modlitwę. Kiedy dotarłem do tego samego fragmentu, wszystko się powtórzyło!
Wtedy zrozumiałem, że ten człowiek naprawdę może mieć w sobie jakąś obcą istotę. Nie mógł przecież wiedzieć, która część modlitwy jest przeznaczona wyłącznie dla księży, ponieważ tylko ja miałem przed oczami jej tekst wraz z instrukcjami. A ponieważ modlitwa była długa, jak zdołałby zapamiętać dokładnie ten konkretny fragment?
Kiedy sobie uświadomiłem, że ten urywek przysparza cierpienia istocie zamieszkującej mężczyznę, odmówiłem modlitwę po raz trzeci. Wówczas niekontrolowany atak minął. Mężczyzna niespodziewanie wstał i powiedział:
– Ojcze, to znikło. Poczułem, jak silny wiatr opuścił moje ciało! To znikło!
Widać było, że przestał się pocić i nie był już taki pobudzony. Nawet jego twarz się zmieniła. Był teraz opanowany i uśmiechnięty.
– Ojcze, obiecuję, że zaraz zacznę się modlić do Matki Boskiej i całkowicie zmienię swoje życie! Bę-dę odmawiał różaniec i powrócę do przyjmowania sakramentów. Dziękuję ojcu z całego serca!
To powiedziawszy, zabrał swój plecak i ruszył do wyjścia. Nigdy więcej go nie widziałem, ale to dzięki niemu po raz pierwszy osobiście i namacalnie przekonałem się, że diabeł naprawdę jest w stanie krzywdzić nas i dręczyć czymś więcej niż zwykłymi pokusami.
Zawsze wierzyłem, że diabeł istnieje i może atakować ludzi za pomocą wielu nadzwyczajnych środków, lecz nie mieściło mi się w głowie, że kiedykolwiek zobaczę to na własne oczy. To jak być świadomym istnienia okrutnego, brutalnego świata, ale na tyle daleko, że nigdy się z nim bezpośrednio nie ze-tkniemy.
Tymczasem wtedy osobiście spotkałem się z diabłem i całym sercem miałem tego świadomość. Tym jednak, co mnie zdumiało i poruszyło, była władza, jaką daje duszpasterstwo Chrystusowe. Ja, niegodna istota ludzka, dzięki swojemu kapłaństwu potrafiłem wypędzić upadłego anioła z tamtego człowieka. To właśnie chciał mi powiedzieć Jezus, stawiając go na mojej drodze – że jestem Jego kapłanem i Jego narzędziem.
Wiedziałem również w głębi serca, że wezwie mnie ponownie.
Powyższy tekst jest fragmentem książki o. Jose Francisco Syqui „Egzorcyzm. Okultyzm i zjawiska paranormalne”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Esprit.