W 2012 r. biskup prowadził samochód ulicami Warszawy będąc pod wpływem alkoholu. Jego samochód uderzył wtedy w słup na jednej z ulic. Za spowodowanie wypadku został skazany na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, zawieszony w wykonywaniu dotychczasowych obowiązków. Poddał się też terapii odwykowej.
Przez jakiś czas przebywał w opactwie Trapistów Abbey of the Genesee, gdzie napisał książkę„Podróż do siebie”. Podkreśla, że trzeba było się przyznać do faktu, że pod wpływem alkoholu doszło do smutnego i bardzo gorszącego wydarzenia.
W szczerej rozmowie z ks. Adamem Bonieckim opowiada m.in. o odrzuceniu, jakiego doświadczył, gdy informacja o jego problemach alkoholowych ujrzała światło dzienne. Najwięcej zrozumienia i troski okazała mu matka.
Biskup przyznaje, że w przeszłości dużo pił. Alkohol pomagał mu w pracy oraz w odpoczynku po dniu pełnym stresów. Jak wspomina, pijąc zaczął się izolować od ludzi, stał się krytykantem i miał wrażenie, że jest pępkiem świata. Przełom, jaki zaszedł w jego życiu po wypadku, uważa za „najwyraźniejszy znak miłości Chrystusa”.
- Gdyby Chrystusowi na mnie nie zależało, nigdy by do tego nie doszło. Widocznie Pan Jezus uznał, że może na mnie wpłynąć tylko przez terapię wstrząsową – dodaje.
Jak mówi, zmienił swoje nastawienie do posługi biskupiej. Podkreśla, że biskup powinien być pasterzem „od wewnątrz”, a nie „z zewnątrz”, tzn. powinien interesować się wszystkim, czym żyją wierni, a nie ograniczać kontaktu z nimi tylko do oficjalnych spotkań.
Sab/Tygodnik Powszechny