Kim są dla pana Żołnierze Wyklęci? Co Polska im zawdzięcza?
Myślę, że nasz stosunek do Żołnierzy Wyklętych pokazuje naszą postawę wobec zagadnienia niepodległości. Gdy po 1944 r. Polska traciła suwerenność nie w wyniku jakiejś wojny domowej (choć niektórzy do dziś próbują to nam wmówić), ale w wyniku agresji tradycyjnie śmiertelnego wroga naszej wolności – Związku Sowieckiego, część polskich patriotów postanowiła przeciwstawić się temu zbrojnie. Nie było to łatwe, bo wielu przeciwników komunizmu w Polsce miało już dość wojny albo naiwnie liczyło na to, że obecność sił demokratycznych w tak zwanym rządzie jedności narodowej przyniesie pożądany skutek. Ci, którzy postanowili trwać w oporze, poświęcili zdrowie, życie, często rodziny, bo obowiązek służenia Ojczyźnie był dla nich najważniejszy. I przeszli do legendy, a z tą komuniści nie mogli już sobie poradzić.
Wyklęci choć najbardziej niezłomni.
Polscy patrioci, na ogół z piękną kartą w czasie wojny, zostali „wyklęci” przez swoich przeciwników, przez swoich śmiertelnych wrogów, którzy chcieli by Polska była zniewolona, ale także przez takich, którzy albo się w to zniewolenie zaangażowali albo udawali, że go nie widzą. Jestem przekonany, że tak długo jak będzie istniała wolna Polska, tak długo przechowana zostanie pamięć właśnie o tych najbardziej niezłomnych.
Jak liczne jest dziś ich środowisko? Na czym polega pana współpraca z nimi?
Nie mamy dokładnych danych, ale oceniamy liczebność tego środowiska na kilka tysięcy osób. Niestety, wielu z nich odchodzi, średnia wieku kombatantów to ok. 88 lat. Staramy się „wyłuskiwać” przede wszystkim tych, którzy walczyli o wolną Polskę, gdy zaszła taka potrzeba, pozostali tej idei wierni, a obecnie żyją w zapomnieniu, nie zabiegając o żadne zaszczyty. Wielu takich żołnierzy konspiracji antykomunistycznej udało się uhonorować odznaczeniami państwowymi, awansami, czy też Medalami Urzędu „Pro Patria” i „Por Memoria”. Taką postacią był chociażby śp. gen. bryg. Paweł Łaszkiewicz, „Rawicz”, uczestnik Kampanii Wrześniowej, żołnierz AK i WiN. Pomogliśmy wydać jego książkę pt. „Ujawniony”, przedstawiającą żołnierskie losy tego bohatera.
A współpraca ze środowiskami?
Współpracę ze środowiskami Żołnierzy Wyklętych ze strony Urzędu można określić jako bardzo intensywną. Przede wszystkim wspieraliśmy ze wszystkich sił działania mające na celu ustanowienie Dnia Żołnierzy Wyklętych. W końcu się udało. Współorganizujemy liczne uroczystości przede wszystkim ze środowiskami reprezentującymi żołnierzy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Przykładowo, zarząd Obwodu Warszawa WiN jest bardzo czynny w opiece nad naszymi kombatantami i osobami represjonowanymi ze Lwowa, potrzebującymi szczególnej opieki ze strony Państwa Polskiego i często żyjącymi w złych warunkach. Bardzo prężne jest środowisko lubelskie, gdzie zresztą działa zarząd główny WiN. Żołnierze Wyklęci uczestniczą czynnie w pracach Rady do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przy p.o. Kierownika Urzędu. Obecnie trzy osoby reprezentują WiN, a jedna - Narodowe Siły Zbrojne. Urząd bierze czynny udział w wielu przedsięwzięciach upamiętniających Żołnierzy Wyklętych, m.in. w spotkaniach z nimi, w wielu uroczystościach, jak chociażby w Piaskach pod Lublinem pod pomnikiem i na grobie Józefa Franczaka „Lalka” – ostatniego partyzanta wolnej Polski, którego komuniści dopadli dopiero w 1963 r.
Poruszają pana te uroczystości?
Tak, Szczególnie zapadły mi w pamięć coroczne, przepiękne uroczystości w Radecznicy w Zamojskiem, gdzie w 1950 r. UB zamknęło klasztor Bernardynów z powodu współpracy zakonników z WiN. Notabene, to kolejny piękny przykład sojuszu polskich niepodległościowców z Kościołem, opoką polskiej wolności w momentach najtrudniejszych. Sprawy religijne to zresztą ważny element naszej obecności. Bierzemy udział w licznych Mszach Świętych za dusze poległych i zmarłych Żołnierzy Wyklętych. Są takie miejsca, gdzie koncentruje oddawanie im czci. Prócz wspomnianych, to na pewno Pomnik Żołnierzy Wyklętych na warszawskim Bemowie, czy też pomnik NSZ, AK i WiN w Lublinie, którego budowę dofinansowaliśmy. Dotowaliśmy rajdy szlakiem Żołnierzy Wyklętych, jak chociażby rajdy śladami „Zapory” i „Łupaszki”. Dofinansowaliśmy książki Mieczysława Argasińskiego „Konspiracja w powiecie lubaczowskim w latach 1939-1947”, biografię gen. Stanisława Karolkiewicza „Szczęsnego”, czy też pozycję autorstwa Leszka Pietrzaka „Antykomunistyczne podziemie zbrojne na terenie Inspektoratu Puławy 1944-1956”. A także rekonstrukcję wydarzeń odbicia więźniów z zamojskiej rotundy (8 V 1946) oraz konferencję naukową na ten temat. We wrześniu tego roku będziemy obchodzić 70 rocznicę utworzenia Narodowych Sił Zbrojnych. Robimy wszystko, by wiedza o Żołnierzach Wyklętych była coraz większa.
Pana urząd wspiera wiele inicjatyw, jakie są najważniejsze w tym roku?
Urząd ma za zadanie podejmować inicjatywy związane z kultywowaniem oraz upowszechnianiem tradycji walk o niepodległość i suwerenność RP oraz pamięci o ofiarach wojny i okresu powojennego, a także upamiętniać i popularyzować historię walk o Odrodzenie Polski i represji wojennych oraz okresu powojennego. Głównym celem naszym działań jest to, by nasi weterani walk o niepodległość mieli poczucie, że Państwo Polskie o nich pamięta. Na pierwszy rzut wysuwają się ostatnio sprawy zdrowotne, ale to inny temat. Nasi kombatanci, którzy walczyli o wolną Polskę, a wielu z nich sprawie tej pozostała wierna do dziś, bardzo dużą wagę przywiązują do tego, by nie zapomniano dlaczego sięgnęli oni po broń i w imię jakich ideałów. Staramy się więc skoncentrować nasze działania na środowisku kombatanckim, ale musi to być powiązane z ułatwianiem młodemu pokoleniu poznawania naszej historii.
Wbrew powszechnym opiniom, często wnukom jest łatwiej zrozumieć swoich dziadków, niż dzieciom
...choć oczywiście reguły nie ma i wszystko zależy od wychowania i dobrego przykładu. Tak więc młodzież jest naszym celem, ale także szeroko pojęta zagranica, z czego również weterani zdają sobie doskonale sprawę. Wiele jeszcze musimy zrobić, by polski wysiłek zbrojny choćby w XX wieku czy też polskie męczeństwo z tegoż tragicznego stulecia, zostały należycie poznane i zrozumiane. Różnie to bywa w różnych krajach, ale jednak te 50 lat dyktatury komunistycznej w ramach tak zwanej Polski Ludowej cały czas wychodzi nam bokiem. Nie mogliśmy w pełni bronić swego stanowiska, a teraz trzeba nadrabiać zaległy czas. Podejmujemy wiele działań w tym kierunku. To nawet nie jest już nasz obowiązek jako urzędników, ale po prostu jako Polaków. Duży nacisk kładziemy na wspieranie grup rekonstrukcyjnych, bo to najlepsza metoda na dotarcie do młodych pokoleń, ale i do cudzoziemców. Staramy się rozwijać współpracę w dziedzinie wspólnej pamięci z wieloma krajami. Nie zaniedbujemy wspierania badań naukowych, bo tylko wtedy możemy polską historię promować, jeżeli ją dobrze poznamy.
Może pan podać przykład takiego działania?
W grudniu ubiegłego roku razem z ambasadą grecką upamiętniliśmy 100-lecie urodzin Jerzego Iwanow-Szajnowicza, jednego z najsłynniejszych agentów alianckich w czasie II wojny światowej, znanego z filmu z lat 70-tych z Karolem Strasburgerem w roli głównej. Nagle okazało się, że jest nieprawdą to, co głosiła o nim propaganda w komunistycznej Polsce i co widzimy w rezultacie na filmie; mianowicie, że jako syn Rosjanina (choć wychowany przez matkę Polkę i czujący się Polakiem) w czasie wojny został potraktowany nieufnie i odrzucony przez dowództwo Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, po czym zainteresowali się nim Anglicy. Wręcz przeciwnie, już od 1940 r. Iwanow-Szajnowicz pracował na rzecz polskiego wywiadu w Grecji, a następnie w Palestynie. Po przerzuceniu do Grecji, po pewnym dopiero czasie został przekazany brytyjskim służbom specjalnym, które lepiej mogły wykorzystać jego umiejętności. Okrągła rocznica jego bohaterskiej śmierci z rąk Niemców (w styczniu przyszłego roku) będzie okazją, by i to przypomnieć. Takich przykładów mógłbym podać więcej.
A plany?
Plany na ten rok skupiają się na 70-tej, okrągłej rocznicy utworzenia Armii Krajowej, co uroczyście obchodziliśmy w wielu miastach, a także rocznicy utworzenia 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Niezwykle ważna będzie także 70-ta rocznica wyjścia z ZSRR Armii gen. Andersa oraz tysięcy cywilów. Chcielibyśmy choćby symbolicznie podziękować narodom, które okazały nam wtedy życzliwość, jak choćby Uzbekom, Turkmenom, czy Persom (warto tu przypomnieć słynnego misia Wojtka, który urodził się w Persji zanim stał się polskim niedźwiedziem, regularnym kanonierem 2 Korpusu Polskiego), tak jak dziękowaliśmy w ostatnich latach Węgrom za ich tradycyjnie nader życzliwą polskim uchodźcom postawę w 1939 r. i w następnych latach. Chcielibyśmy, by przynajmniej część polskich żołnierzy, którzy w 1942 r. opuszczali Związek Sowiecki, mogło jeszcze raz zobaczyć – po tylu latach – widok portu Krasnowodzk (obecnie Turkmenbaszi w Turkmenistanie), przez który opuszczali „nieludzką ziemię”. Mamy tę satysfakcję, że w zeszłym roku udało się zorganizować uroczystości w 70. rocznicę utworzenia Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR, dokładnie tam, gdzie była ona tworzona – a więc w Tockoje i Buzułuku. Nie było to łatwe, ale nikt z nas, którzy tam się udaliśmy, chyba tego nigdy nie zapomni. Zanotowaliśmy jednak również niepowodzenie – ze względu na rewolucję w Libii nie byliśmy w stanie zorganizować wyjazdu ostatnich żyjących uczestników bitwy pod Tobrukiem na miejsca, gdzie walczyli 70 lat wcześniej i gdzie leżą na cmentarzach ich koledzy.