Marta Brzezińska: Mogłabyś opowiedzieć, jak wyglądała Twoja rozmowa z ks. Adamem Bonieckim? Czy miał on świadomość, że rozmawia z dziennikarką? Jak możemy przeczytać w oficjalnym oświadczeniu, „Tygodnik Powszechny” całkowicie odcina się od podanych przez „GPC” infomacji, określając je jako nieprawdziwe.

 

Marta Jeżewska: Spotkanie z ks. Bonieckim miało dwie części. Pomiędzy jedną a drugą częścią była przerwa, podczas której ks. Boniecki rozmawiał z dziennikarzami, ze swoimi znajomymi oraz czytelnikami. Więc ja to uważam także za część spotkania. I to, co wtedy mówił, jako jego publiczną wypowiedź, a nie prywatną rozmowę. Spotkanie nie zakończyło się przecież w momencie przerwy. Podeszłam do ks. Bonieckiego, przedstawiłam się jako teolog i początkująca dziennikarka. Powiedziałam, że bardzo interesuje mnie kwestia krzyża w Sejmie i zapytałam, czy moglibyśmy na ten temat porozmawiać. Wyszliśmy na zewnątrz, a jako się rzekło, że jestem początkującą dziennikarką, padły mi baterie w dyktafonie (śmiech). Niestety, nie nagrałam naszej rozmowy. Ale to, co powiedział ks. Boniecki o krzyżu spisałam niemal od razu. Aby jeszcze konkretniej przybliżyć ci, jak wyglądała nasza rozmowa, dodam, że ks. Bonieckiemu powiedziałam, że przez rok miałam chłopaka muzułmanina. Kwestia krzyża w Sejmie wygląda dla mnie podobnie, jak obecność krzyża w moim domu podczas spotkań z tamtym chłopakiem. Jemu to nie przeszkadzało. On to szanował. Skoro w Polsce jest ponad 90 proc. ludzi, którzy deklarują się jako katolicy, to ten krzyż nikomu nie powinien przeszkadzać i osoby niewierzące powinny szanować jego obecność w Sejmie. Tak samo, jak mnie, kiedy przychodziłam do mojego chłopaka, nie przeszkadzały muzułmańskie symbole na ścianach. Potrafiłam je uszanować, bo to wyraz czyjejś duchowości.

 

Czy ks. Boniecki miał świadomość tego, że rozmawia z dziennikarką, która opublikuje jego słowa w gazecie czy myślał raczej, że to prywatna rozmowa tylko pomiędzy wami?

 

Może i za bardzo nie miał tej świadomości, ale przecież to, co on powie publicznie, ma charakter publicznej wypowiedzi. Ja z nim nigdy wcześniej nie rozmawiałam! Nie jestem więc jego znajomą, aby naszą rozmowę nazywać prywatną. Jeśli on mówi coś osobie, której nie zna, a która przedstawia się tak, jak ja się przedstawiłam, to chyba powinien świadomość tego, że ta rozmowa może być użyta. To, co mi powiedział, to nie były słowa, które powiedział swojej przyjaciółce, czy komuś zaufanemu, ale obcej osobie, która w dodaktu na samym początku przedstawiła się jako dziennikarka.

 

Tak, ale jak czytamy w oświadczeniu „Tygodnika Powszechnego” wszelkie rozmowy poza oficjalnymi częściami spotkania miały charakter prywatny, a ks. Boniecki – respektując swój zakaz wypowiedzi w mediach, publicznie wypowiadał się tylko podczas spotkania promującego jego książkę...

 

Jeżeli ktoś uważa, że w momencie, kiedy następuje przerwa pomiędzy jedną a drugą częścią, a ks. Boniecki schodzi z podium, to już nie jest to spotkanie, to można by z nim długo debatować na ten temat... Dla mnie spotkanie cały czas trwało, a z tego, co widziałam, ks. Boniecki w przerwie rozmawiał nie tylko z czytelnikami, ale także dziennikarzami. Nie wiem, jak interpretować oświadczenie „Tygodnika Powszechnego”. Czy spotkanie z ks. Bonieckim trwało od godziny do godziny i koniec kropka? Później przerwa, czyli już nie spotkanie? I dalej od godziny do godziny? Zresztą samo spotkanie, jak można zauważyć, miało charakter – jednak - rozmowy z dziennikarzem, bo w drugiej części ks. Boniecki rozmawiał z reporterką TVN24 (Brygidą Grysiak – przyp. MB). Całe spotkanie było nakreślone rozmową z dziennikarzami, reporterami, etc. więc dla mnie osobiście już samo to było złamaniem obowiązującego ks. Bonieckiego zakazu.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska