Poniżej mojej wypowiedzi znajdzie się obiektywne podsumowanie dyskusji, a ja dodam tutaj parę słów od siebie. Jako młody historyk sztuki miałam kilkuletnią praktykę w sławnej z różnych mocnych wystaw Galerii Zachęta, zdążyłam tak zaprzyjaźnić się z niektórymi z grona obecnie aktywnych krytyków sztuki i artystów, którzy, u niektórych obecnie zasłużyliby na miano „bluźnierców”. Lecz czy rzeczywiście im się ten epitet należy? Jaką mam teraz przyjmować wobec nich postawę, kiedy nasze drogi są obecnie tak różne?
Zastanowiła mnie wczorajsza wypowiedź o. Dariusza Kowalczyka SJ, który „postulował, by odróżniać bluźnierstwo rzeczywiste, człowieka wierzącego, od bluźniercy pozornego, skandalisty. – Bluźniercą jest ten, kto wierzy w Boga – podkreślił. Jego zdaniem, w Polsce nie ma pewnego typu bluźniercy, spotykanego we Włoszech, gdzie wierni rzucają przekleństwa na Matkę Bożą lub świętych, którzy w ich mniemaniu ich zawiedli.”
Mam więc teraz problem. Jak mam z „przyjaciółmi” -„bluźniercami” rozmawiać? Powiedzieć im „nie ma sprawy, skoro masz problem z wiarą, to nie jesteś w stanie zbluźnić”? Czy kryterium „bluźnierstwa” jest aż tak płynne i subiektywne? O tym czy ktoś ma wiarę, czy nie, trudno komukolwiek przesądzać, niekiedy i sami wierzący w sercu zastanawiają się, czy mają wiarę, doświadczani są różnymi pozornymi, lub prawdziwymi stanami niewiary.
Odpowiadam na zadany temat - wydaje mi się, że w bluźnierstwie jest jednak jakieś pasmo obiektywizmu. Bluźnierstwo jest jakąś ostrą relacją między realnymi osobami, osobą Boga, osobą bluźniercy i społeczeństwem, wierzących i niewierzących. Jeżeli nastąpi, upieram się, że jednak obiektywny i jednoznaczny, a nie subiektywny i płynny (zależny od uczuć religijnych bluźniącego), akt bluźnierstwa, wówczas wspólnota wiernych ma prawo takim go nazwać, nie wchodząc już głębiej w roztrząsanie uczuć religijnych osoby która to zrobiła.
Podam praktyczny przykład. Jeżeli np. zniszczona zostanie figura Matki Bożej na terenie jakiejś parafii, wówczas wierzący, będący w żywej relacji z ich Bogiem przepraszają za to co się stało. Akt bluźnierczy uważają za prawdziwy pomimo uczuć bluźniercy. Podobnie jeżeli ktoś uczyni to słownie. Wydaje się, że ku takiemu myśleniu skłania nas teologia wynagradzania za cudze grzechy, jaka związana jest zwłaszcza nurtami Niepokalanego Serca Maryi i Najświętszego Jezusa. W modlitwach przepraszamy za coś co może nie jest w tekstach modlitw nazywane „bluźnierstwem” lecz jest nazywane „zniewagą”. Jest to chyba jednoznaczne. Podobnie jest ze zniewagą Najświętszego Sakramentu. Załóżmy, ze niewierzący czerwonoarmista podczas wojny, co niejednokrotnie się zdarzało, sprofanuje Najświętszy Sakrament. Czy mimo jego niewiary nie stało się coś obiektywnie złego, z uwagi na obiektywne istnienie osoby Boga? Wówczas odprawia się nabożeństwa ekspiacyjne, które są określane prawem kanonicznym.
Dla tego, co wspomniałam w dyskusji, nie jestem zwolennikiem powoływania się na argument „uczuć religijnych”, ponieważ one mówią nam jedynie o subiektywnej stronie zdarzeń. Moja postawa dotyczy też słynnego paragrafu z którego oskarżani są w Polsce tzw. bluźniercy, dotyczącego tzw. „uczuć religijnych”. Uczucia są lub ich nie ma, ja po wielu latach zajmowania się sztuką współczesną mogę oglądać rzeczy makabrycznie lub nieprzyzwoite i nie porusza to moich uczuć. Aby oceniać z czym mam do czynienia odwołuję się do rozumu i szukam obiektywności. Uważam aby też nie pomylić tego, że Miłosierny Bóg patrzy na artystę, zna jego uwarunkowanie i zachowa się z miłosierdziem. Niemniej ja nie wchodząc w kompetencje Pana Boga i nie oceniając wiary czy niewiary osób, zwykłym ludzkim rozumem oceniam i nazywam czyn bluźnierstwem.
Kiedy więc mam okazję prowadzić osobistą rozmowę z kolegą, który obecnie robi rzeczy moim zdaniem niebezpieczne, używa sacrum do manipulacji w sztuce, staram się mu uświadomić, że niezależnie od dystansu jaki on ma do swoich czynów, istnieje pewne obiektywne zło, tego co on robi. Widzę niejednokrotnie, że ta ich lekkomyślna postawa ma głębsze źródła w jakichś zranieniach. Dla tego w temacie, dla czego ktoś podejmuje taką a nie inną drogę artystycznej „kariery” nie należy gubić człowieka. Dla tego też zgadzam się z opinia, która padła podczas panelu, iż atakujący rzeczywistość Sacrum polemizują w ten sposób z jakimś obrazem Boga i religii, jaki w nich wytworzono. Czy jest to obraz prawdziwy? Może należy pracować wspólnie nad przybliżaniem prawdziwych obrazów. Pomóc artyście odnajdować Boga i pomóc nam odnajdować bogactwo osoby artystów.
Maria Patynowska
------------------------------------------------------------------------------
Wiadomość nadesłana do Redakcji Fronda.pl przez organizatorów spotkania, opublikowany także przez KAI.
Bluźnierstwo w sztuce popłaca w krótkiej perspektywie, ale nie gwarantuje artyście, że wejdzie do podręczników historii sztuki. – Takie tezy formułowali uczestnicy dyskusji, zorganizowanej 16 lutego z okazji 2. rocznicy portalu, poświęconego wierze Areopag21 ( http://www.areopag21.pl/ ), który powstał z inicjatywy znanej dziennikarki i publicystki Ewy Czaczkowskiej.
Prowadząca dyskusję krytyk sztuki Monika Małkowska zwróciła uwagę, że bluźnierstwo często jest elementem PR i swoiście rozumianego marketingu. W wypadku twórców, uchodzących za skandalistów, sama sztuka schodzi na dalszy plan. Fama skandalisty „pracuje” na rzecz artysty i jest elementem promocji jego dzieł. Zdaniem dziennikarki oburzające jest świadome i cyniczne przekraczanie barier, obrażanie tego, co ważne i szanowane przez jakieś grupy społeczne. Jednak takie wykoncypowane bluźnierstwa przestają epatować, można zadać pytanie, czy kogoś jeszcze szokuje Madonna, która wciąż zastanawia się, co nowego wymyślić, bo arsenał pomysłów na bluźnierstwo się wyczerpał.
Wykładowca teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Gregoriańskim o. Dariusz Kowalczyk SJ postulował, by odróżniać bluźnierstwo rzeczywiste, człowieka wierzącego, od bluźniercy pozornego, skandalisty. – Bluźniercą jest ten, kto wierzy w Boga – podkreślił. Jego zdaniem, w Polsce nie ma pewnego typu bluźniercy, spotykanego we Włoszech, gdzie wierni rzucają przekleństwa na Matkę Bożą lub świętych, którzy w ich mniemaniu ich zawiedli. Jednak zdaniem jezuity artysta Nergal popełnił bluźnierstwo, drąc Biblię. – To, co było kiedyś niszą, jest dziś oswajane i powszechne – uważa o. Kowalczyk. Wyjaśnił, ze procesy, związane z naruszeniem uczuć religijnych wytacza się, aby panował ład między osobami, które mają skrajnie różne poglądy i nieraz je uzewnętrzniają.
Dla krytyka sztuki Jacka Wakara bluźnierstwo już się zdezawuowało i jest w istocie popiskiwaniem artystów i wiele ich „dzieł” nie wytrzymuje próby śmiechu. Przykładem takiego „dzieła” jest odprawienie „mszy” przez Artura Żmijewskiego w Teatrze Dramatycznym i rozdawanie później „komunii”, której jednak nikt z widzów nie chciał przyjąć, jedynie podstawione przez reżysera osoby. Dziennikarz podał kilka innych przykładów, np. instalacji, w trakcie której rażono prądem żywe homary. Wobec bluźnierstwa i tego typu prowokacji najlepsza jest obojętność – stwierdził Wakar.
Aktor Adam Woronowicz mówił, że bluźnierstwo jest efektem napięcia między człowiekiem i Absolutem, dobrem i złem. Ale dotyczy to jedynie ludzi wierzących, takim bluźniercą był Pier Paolo Pasolini. We współczesnej sztuce funkcjonują też pseudobluźnierstwa – puste, pozbawione duchowości – stwierdził Woronowicz. Z jego opinią zgodził się o. Kowalczyk, który przypomniał, że autor psalmów nieraz oscyluje na granicy bluźnierstwa.
Zakonnik zwrócił uwagę, że zjawisko ma dwa aspekty – religijny i społeczny. Gdy jakieś fakty ranią wielu członków danej społeczności, prawo powinno wkroczyć. Pewnym paradoksem jest fakt, że bluźnierstwo, raniące wiarę chrześcijan, ignorowane jest przez osoby, które chcą karać za mowę nienawiści. Zdaniem o. Kowalczyka wspólnota katolicka powinna wypracować jakiś system samoobrony, postawić granice, żądać, by pewne czyny nie były bezkarne, reagować i przeciwstawiać się im. – Głównie płoną kościoły, nie meczety i synagogi, bo bluźnierstwo przeciw chrześcijanom pozostaje bezkarne – wtórował mu Adam Woronowicz.
Uczestnicy dyskusji doszli do wniosku, że bluźnierstwo samo w sobie nie gwarantuje trwałego miejsca w panteonie najwybitniejszych twórców. Jeżeli dziś ogląda się obrazy Caravaggia to nie dlatego, że był skandalistą, portretujący swoje kochanki, a dlatego, że był genialnym artystą.
W czasie spotkania, w którym wzięli udział blogerzy i czytelnicy portalu Areopag21 rozdano też nagrody. Laureatami konkursu na najlepszy blog są diakon Jacek Jan Pawłowicz, który pisze na aktualne tematy z życia Kościoła oraz Bella Szwarcman-Czarnota, która przybliża czytelnikom tradycję judaizmu.