Jak się okazuje postępowanie ks. Bonieckiego może bulwersować nie tylko ze względu na jego bratanie się z Nergalem. W piśmie, które opublikował 8 kwietnia 2013 roku oświadczył, że Turowskiego poznał dopiero jako ambasadora w Moskwie, w latach 1996-2001, oraz jako ambasadora na Kubie w latach 2001-2005. Słowom tym nie daje wiary Piotr Jegliński, który mówi, że osobiście widział jak Turowski w latach osiemdziesiątych widywał się z ks. Bonieckim.
Jegliński był bowiem świadkiem wizyt Turowskiego w "L'Osservatore Romano" jak i w zakonie Marianów, podczas gdy przebywał tam były red. nacz. "Tygodnika Powszechnego".
- Jestem zaskoczony amnezją księdza Adama - powiedział działacz opozycyjny. - Jako wydawca jego książki, jeszcze kiedy pracował w redakcji "L'Osservatore Romano", byłem świadkiem odwiedzin Tomasza Turowskiego.
Na pytanie Cezarego Gmyza, czy sugeruje, że Boniecki poświadczył nieprawdę Jegliński odpowiedział, że "delikatnie mówiąc, mijał się z prawdą".
Co ciekawe, Boniecki pisze w dokumencie jakoby dawny szpieg "wspierał działalność Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Federacji Rosyjskiej i na Kubie" oraz miał działać "na rzecz dialogu ekumenicznego z prawosławiem i innymi związkami wyznaniowymi."
Boniecki w zakończeniu dokumentu napisał: "W obu przypadkach mogę stwierdzić, że p. Tomasz Turowski wykazał znaczną inicjatywę w dziele podtrzymania i rozprzestrzeniania wiary we wspomnianych krajach"
W aktach sprawy Turowskiego, znajduje się kuriozalny dokument z marca tego roku, w którym były naczelnik Wydziału XIV MSW PRL, Roman Medyński oświadcza, że Turowski, po wyborze kard. Wojtyły na papieża miał zajmować się, z ramienia PRL, zapewnieniem bezpieczeństwa Janowi Pawłowi II.
Zgromadzeni w studio goście zgodnie stwierdzili, że musiało to być "zapewnianie bezpieczeństwa" rozumiane bardzo specyficznie.
Bogdan Musiał, historyk zażartował: "To jest Mrożek. To jest jakiś absurd. Tutaj oczywiście tow. Gierek i tow. Kania bardzo się przejmowali bezpieczeństwem papieża, podobnie jak tow. Breżniew i tow. Andropow zatroszczyli się i wydali polecenie by p. Turowski zajął się bezpieczeństwem."
- To już są opary absurdu, które osiągnęliśmy w takim oświadczeniu - podsumował Musiał.
Cezary Gmyz twierdził, że działalność Turowskiego, mogła wręcz przyczynić się do realizacji zamachu na papieża 13 maja 1981 roku.
Zauważono pewną zbieżność pomiędzy językiem dokumentu Bonieckiego i tego włączonego w akta procesowe.
Jak więc mamy rozumieć "wspieranie Kościoła" i "zapewnianie bezpieczeństwa" papieżowi? Czy to klasyczny przykład sowieckiego podejścia do języka? Jakim cudem jest możliwe uciekanie się do niego w 2013 roku? Czy Boniecki rzeczywiście mija się z prawdą, a jeśli tak, to dlaczego?
Maciej Chamier Cieminski/TVP Info