Dzień po 74 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przypominamy tekst stawiający pytanie - czy to wydarzenie stanowiło karę Bożą dla naszej stolicy?
1 sierpnia 2014 roku wspominaliśmy okrągłą, bo 70-tą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Do dziś toczą się burzliwe spory o jego zasadność i celowość, ale jedno jest pewne: efektem tego wydarzenia było niemal całkowite zniszczenie Warszawy oraz tragiczna śmierć ok. 200 tysięcy jej mieszkańców. Nie mam zamiaru w tym tekście rozważać tego, czy Powstanie Warszawskie miało sens czy może było bezsensownym przelewem polskiej krwi. Celem tego mojego wpisu jest zwrócenie uwagi na to, co najczęściej pomija się w rozważaniu kwestii związanych z tym wydarzeniem. Chodzi mi mianowicie o to, że końcowy efekt Powstania Warszawskiego, jakim było zniszczenie Warszawy, najprawdopodobniej stanowił karę Bożą dla tego miasta za rozliczne grzechy i nieprawości, które pleniły się na jego terenie, zwłaszcza w okresie międzywojennym.
Sodoma Wschodu
Kiedy wspomina się o owym zniszczeniu Warszawy najczęściej pojawiają się przy tym nazwiska dwóch polskich mistyczek – św. Faustyny Kowalskiej oraz Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny. W sporządzanych jeszcze przed wybuchem II wojny światowej przez obie te niewiasty zapiskach niejednokrotnie pojawiają się jasne przestrogi, iż gniew Boży zbliża się do Polski za liczne grzechy jej mieszkańców (zwłaszcza za rozpustę, nienawiść, aborcje i inne morderstwa). W pismach Celakówny po tym, jak wspomina się o nadchodzącej wojnie jako "strasznej Bożej karze za grzechy" autorka pisze wprost: "Warszawa to miasto gorsze niż Sodoma". Z kolei Faustyna Kowalska w swym słynnym dziś "Dzienniczku" pisze tak: "Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara ta miała być – jaką Bóg ukarał Sodomę i Gomorę. Widziałam wielkie zagniewanie Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce".
Ktoś powie, że powyższe aluzje i przestrogi nie są czymś w co chrześcijanie zobowiązani są wierzyć i uznawać za prawdę. Owszem. Jednak spokojne przyjrzenie się tak ich szerszemu kontekstowi historycznemu, jak i temu co na temat Bożych kar mówi Pismo święte oraz Tradycja Kościoła przekonuje raczej, iż były one logiczne i trafne. Dlaczego?
Zacznijmy od tego, iż biblijne oraz katolickie nauczanie w bardzo jasny sposób naucza, iż niektóre (choć nie dokładnie wszystkie z nich) z doczesnych nieszczęść – a zwłaszcza katastrofy naturalne, epidemie i wojny – są Bożą karą za grzechy. Spośród wielu fragmentów Pisma świętego, które o tym mówią można wymienić choćby ten: "Tak mówi Pan: Oto ja sprowadzę nieszczęście na to miejsce i na jego mieszkańców, zgodnie ze wszystkimi słowami tej księgi, którą przeczytał król judzki. Za to, że mnie opuścili i spalali kadzidła innym bogom, drażniąc mnie wszystkim, co czynią ich ręce; toteż rozgorzał mój gniew na to miejsce i nie ochłonie" (2 Krl 22, 16 – 17). Z kolei, papież św. Pius V w swej bulli "Cum Primum" nauczając o grzechach sodomii i symonii wyjaśniał: "Za przewiny te Bóg sprawiedliwie karze ludy i narody zsyłając na nie kataklizmy, wojny, głód i zarazę (…)".
Czy przedwojenna Polska, ze specjalnym uwzględnieniem Warszawy, mogła być obiektem szczególnego gniewu Bożego? Przyjrzyjmy się kilku faktom historycznym. Na tle ówczesnego świata, prawodawstwo Drugiej Rzeczpospolitej w pewnych swych punktach i aspektach mogło być uznane wręcz za będące w awangardzie "postępu" i liberalizmu. Podczas, gdy w większości krajów w tamtym czasie nielegalne i karalne były homoseksualizm, cudzołóstwo i prostytucja, w przedwojennej Polsce obrzydliwości te nie stanowiły przestępstwa ani nawet wykroczenia. Od 1932 roku, nawet niektóre z aborcyjnych morderstw zostały w II RP zalegalizowane (wówczas, gdy ciąża pochodziła z gwałtu lub innego przestępstwa, kiedy zagrażała życiu lub zdrowiu matki lub też nienarodzone dziecko było poważnie uszkodzone). Choć dziś taki stopień dopuszczalności aborcji wydaje się wielu przejawem panowania konserwatywnie-chrześcijańskiego betonu, to jednak w latach 30-tych XX wieku stawiał nasz kraj w czołówce libertyńskiego podejścia do legalizacji aborcji. Tym niemoralnym prawom towarzyszył też dość niski poziom obyczajowości w Drugiej Rzeczpospolitej. Wskaźniki takich przestępstw jak morderstwa, ciężkie pobicia i kradzieże były w przedwojennej Polsce znacznie wyższe niż dziś. Szeroko rozprzestrzeniona była też korupcja i łapownictwo, zaś prostytucja przybierała w niektórych miastach rozmiary wręcz istnej plagi. Jak to zaś zwykle bywa, różne naganne moralnie zachowania ogniskują się zwłaszcza w stolicach danych krajów. Nie inaczej było też w przypadku Warszawy, zwanej "Paryżem wschodu". Miano to, stolica naszego kraju miała nie tylko ze względu na jej estetyczne piękno, ale także na rozkwitające w niej życie nocne z setkami kabaretów, dancingów, teatrów, domów publicznych, kasyn i całym moralnym rozluźnieniem z tym związanym. Dość wspomnieć, iż stołeczna policja liczbę prostytutek szacowała na 25 tyś., niektórzy zaś twierdzą, że mogło być ich nawet kilka razy więcej. Nie trzeba chyba też mówić, iż ów "wielki luz" Warszawy przyciągał do niej różnej maści przestępców, zaś osoby parające się dokonywaniem "skrobanek" nie mogły narzekać na brak klientów. W przedwojennej Polsce zabito od 2. 000. 000 do 2. 600. 000. nienarodzonych dzieci (dla porównania mniej więcej tyle samo dokonano w tym czasie aborcji w Stanach Zjednoczonych, których jednak liczba mieszkańców była kilkukrotnie wyższa). Warto zresztą zwrócić tu uwagę, iż w czasie II wojny światowej, mniej więcej tyle zostało zabitych osób narodowości polskiej.
Trudno zatem nie podejrzewać, iż zniszczenie Warszawy oraz II wojna światowa, która tak tragicznie doświadczyła nasz kraj były karą Boga za ogrom grzechów i nieprawości, który rozlewał się niczym wielka fala po przedwojennej Polsce.
Czy Hitler był Bożym sługą?
Już słyszę jednak pełne oburzenia głosy: "A więc co, to może Hitler był dobrym sługą Boga, skoro karał Polskę za jej grzechy?"; "Z tego wynika, że gwałcący w czasie Powstania Warszawskiego kobiety i zabijający małe dzieci SS-mani czynili dobro, wszak byli narzędziem Bożej pomsty!" albo "Co były winne polskie dzieci, którym niemieccy żołnierze strzelali dla zabawy prosto w głowę, chwaląc się później przed sobą: Ale to był celny strzał!".
Powyższe kontrowersje wynikają z pomieszania pewnych pojęć, a także są objawem nierozsądnej próby ogarnięcia ograniczonym ludzkim rozumem i logiką nieograniczonej mądrości Pana Boga. Fakt bowiem, iż wojna może być Bożą karą za grzechy, nie musi oznaczać, iż strona, która takową wojnę wszczyna jest popierana i błogosławiona przez Boga. Jeśli dana wojna jest niesprawiedliwa (a taką oczywiście była agresja Hitlera), a metody na niej stosowane są zbrodnicze, to oczywiście jej inspiratorem nie jest Bóg, ale ludzka złośliwość i szatan wraz ze swymi demonami. Bóg w swej mądrości i wszechwiedzy potrafi jednak wykorzystać ku swym celom niepopierane przez siebie działania złych ludzi i demonów. Tą prawdę można zilustrować na przykładzie następującej analogii: żaden rozsądny rząd nie popiera piractwa drogowego, ale skoro już ono się zdarza, to nagłaśniając jego tragiczne efekty próbuje przekonać obywateli do większego poszanowania kodeksu drogowego.
Z pewnością Bóg nie chciał zatem, by w czasie Powstania Warszawskiego kobiety były gwałcone przez SS-manów, a małe dzieci zabijane z zimną krwią przez strzał w głowę. Wszechmogący pozwolił jednak na te złe działania, by pokazać nam, że zło rodzi zło. I w tym sensie była to Jego kara, gdyż jak to czasami bywa mógł nawet w fizycznym sensie przeszkodzić złoczyńcom w czynieniu nieprawości, np. uderzając piorunem z nieba gwałciciela bądź mordercę. Można powiedzieć, że pozwalając na te okropności, Bóg mówił: "Słusznie płaczecie i oburzacie się na los zabijanych dzieci, dlaczego jednak wcześniej pozwalaliście, by poczęte dzieci były rozszarpywane w łonach swych matek? Ci, którzy teraz gwałcą wasze żony i córki, nie ujdą Mej kary, jednak podobna sromota zalegała wasze miasto przez wiele lat".
Nie jest też argumentem przeciwko widzeniu w zniszczeniu Warszawy kary za grzechy przywoływanie przykładu Abrahama, któremu Bóg obiecał, iż nie zniszczyłby Sodomy, jeśli znalazłby tam choćby i tylko 10 sprawiedliwych (Rodz. 18, 20). Ów biblijny przykład nie jest bowiem jedynym przykładem Bożego sposobu karcenia. W Piśmie świętym przywołane są też zdarzenia, z których wynika, iż zsyłane przez Boga kary dotykały obok występnych i niesprawiedliwych także osoby niewinne. Jednym z takich wydarzeń było wytracenie przez Pańskiego Anioła wszystkich pierworodnych z Egiptu za to, iż Faraon nie chciał zgodzić się wypuścić Żydów ze swej niewoli (inną sprawą jest to, iż dla tych dzieci było to raczej błogosławieństwo niż kara, gdyż oszczędziło im życia w tym pogańskim i zdeprawowanym kraju).
Wiele więc wskazuje na to, iż to rzeczywiście Warszawa była tym "najpiękniejszym miastem w naszej ojczyźnie", które wedle św. Faustyny Kowalskiej miało zostać z Bożego wyroku "zniszczone niczym Sodoma i Gomora". Czy my Polacy wyciągniemy jednak z tej lekcji historii właściwe wnioski czy może spróbujemy je zagłuszyć za pomocą szyderstw i kpin? Cóż, to już zależy od nas, ale pamiętajmy, że jeśli nie będziemy pokutować, "wszyscy tak samo zginiemy" (Łukasz 13, 5). Obyśmy poszli śladem mieszkańców Niniwy, a nie Sodomy.
Mirosław Salwowski