Zacznę od tego, z czym się z Konradem Sawickim zgadzam. Tak znajdujemy się w stanie (a nie na progu, jak to ujmuje łagodnie publicysta „Więzi”) wojny kultur. I co do tego nie ma sporu. Tyle, że wbrew temu, co pisze Sawicki przyczyną nie jest butna czy pogardliwa postawa chrześcijan (której przykładem ma być mój tekst poświęcony „Cieniasom od Golgoty Picnic”), ale wypowiedzenie tej wojny wyznawcom Chrystusa przez laicki świat.
I niestety właśnie tego zdaje się publicysta nie dostrzegać, a to oznacza, że jego opis rzeczywistości jest wyraźnie nieadekwatny. „Gdy było już wiadomo, że władze Poznania i organizatorzy festiwalu Malta wycofali się z planu wystawienia sztuki Rodriga Garcii, szef portalu Fronda.pl na łamach "Rzeczpospolitej" zatryumfował niesmacznym felietonem o znamiennym tytule: Cieniasy z "Golgota Picnic". Katolicki publicysta na łamach jednej z najważniejszych polskich gazet napisał z pogardą, że artyści oraz organizatorzy festiwalu "okazali się jednak cieniasami". I nawet jeśli w tym tekście zwarł kilka faktycznie ciekawych spostrzeżeń, to niestety stał się jednym z tych, którzy konflikt eskalują. Czego można się było spodziewać po tym i temu podobnych okrzykach tryumfu podszytych pogardą, jakie wydobyły się z katolickich środowisk? Że liberalna część społeczeństwa ukorzy głowy, przeprosi i sprawa się rozejdzie po kościach? Oczywiście, że tak stać się nie mogło. Po tamtej stronie też są fajterzy i hejterzy. I naturalnie obudzili się. Jest akcja, jest reakcja. Efekt mamy taki, że "Golgotę Picnic" wyświetlano na pokazach lub czytano publicznie już w około 30 miastach, a końca tego nie widać. Jedni zapowiadają, że będą pikietować i protestować, wykupywać bilety, zagłuszać modlitwą. Drudzy, że przed wprowadzaniem państwa wyznaniowego się nie ugną i o wolność wypowiedzi artystycznej będą walczyć dalej. A więc wojna” - oznajmia na łamach Deon.pl Sawicki.
Tyle, że na początku nie były moje teksty, ani nawet oświadczenia metropolity poznańskiego i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Na początku tego sporu była skandaliczna, obrazająca Jezusa Chrystusa i chrześcijaństwa sztuka Golgota Picnic, którą za publiczne pieniądze chciano pokazywać w Poznaniu. U jej podstaw leży zaś głęboko chrystianofobiczna sztuka, którą nawet amerykańscy i francuscy ateiści określali „mową nienawiści” skierowaną przeciw chrześcijanom. I to właśnie ta sztuka, uznanie, że chrześcijan – pod pozorem wolności sztuki – można obrażać leży u podstaw tej wojny. Owszem, my chrześcijanie, mogliśmy siedzieć cicho, udawać, że nic się nie stało, przepraszać za to, że żyjemy, tyle, że to nie jest postawa realnie chrześcijańska, a do tego wcale nie uchroniłaby nas ona przed wojną kultur.
Ta ostatnia nie wynika bowiem – i tu tkwi moja głęboka niezgoda na diagnozę Sawickiego – z tego, że chrześcijanie nie są wystarczająco pokorni, ale z tego, że laicki, liberalny świat uznał swoją wizję rzeczywistością za jedynie uniwersalistyczną i postanowił ją narzucić wszystkim. Chrześcijanin może w tym świecie praktykować, ale tylko jeśli jego praktyki nie naruszają liberalnych standardów, są odpowiednio ukryte i przypadkiem nie mają wpływu na świat zewnętrzny. Jednym słowem mogę być chrześcijaninem w domu (przynajmniej jeśli nie przeszkadza to nauczycielom moich dzieci), ale nie mogę już nim być w gabinecie lekarskim czy jako prawnik. Tu mam być poddany rygorystycznej liberalnej, politycznie poprawnej ortodoksji, którą wymuszą się prawnie za pomocą ustaw o „mowie nienawiści” czy procedurach zwalniania z pracy dyrektorów szpitali, którzy nie chcą zabijać. I warto pamiętać, że obecnie – i to także w Polsce – sądy skazują za chrześcijańskie przekonania dotyczące choćby aborcji – a nie za to, że ktoś jest liberałem. A w świecie zachodnim wolność słowa i sumienia jest naruszana przede wszystkim przez wojujących laicystów, którzy ograniczają wolność chrześcijan.
I nie jest tak, że ten spór, czy ta wojna kultur wynika z jakiegoś niedogadania, z braku dialogu, z faktu, że są publicyści (tu znowu odnosi się Sawicki do mnie), którzy dobrze czują się w sytuacji wojennej. Ta wojna wynika z tego, że laicka lewica, liberalni postępowcy uznali, że ich wizja świat jest jedyną godną polecenia, i że każde inne spojrzenie na rzeczywistość musi zostać zniszczone i zakazana. Nie da się zatem – wbrew marzeniom Sawickiego - „usiąść do stołu, ustalić wspólne przestrzenie, wyznaczyć nieprzekraczalne granice, ustąpić z niektórych mniej znaczących pozycji, rozpisać wieloletni plan działania oraz współdziałania i ogłosić rozejm”. I wcale nie chodzi o to, że to my jesteśmy do kompromisu niezdolni. Nie chce go przede wszystkim ta druga strona. Ona toczy wojnę z chrześcijaństwem, które jest dla niego wrogim uniwersalizmem, który trzeba sprowadzić do poziomu partykularyzmu w łonie liberalnego uniwersalizmu (ale wtedy chrześcijaństwo przestanie być chrześcijaństwem) albo zniszczyć. I obie te strategie się obecnie realizowane.
Ale z perspektywy chrześcijaństwa także ten kompromis jest niemożliwy. Nie ma bowiem kompromisu między tymi, którzy zabijają nienarodzonych i chcą do tego zmusić każdego lekarza (jeśli nie do zabicia to do wskazania innego zabójcy) a tymi, którzy bronią dzieci. Nie ma także dlatego, że tamtej drugiej stronie zależy na tym, byśmy wszyscy byli ubabrani w krwi, by każdy z nas miał ją na rękach, i by każdy został inicjowany do tego zbrodniczego systemu. Nie ma też kompromisu w sprawie bluźnierstwa, czy wychowania naszych dzieci. To my rodzice mamy do tego prawo, a nie państwo, jak nas próbują przekonywać laiccy totalitaryści. W pewnym sensie spór, o którym mówimy, wojna kultur, jest więc starciem dwóch misyjnych, uniwersalistycznych światopoglądów, z których każdy jest przekonany o własnej prawdziwości. Nie ma między nimi możliwości porozumienia, bo są one wewnętrznie sprzeczne, a do tego jeden z nich uznał drugiego za swojego głównego wroga (tak bowiem właśnie ustawiany jest Kościół przez zwolenników liberalnego, postoświeceniowego Zachodu). Marzenia o tym, że kiedy pogadamy, to unikniemy starcia się więc naiwne. Nie ma i nie może być porozumienia z liberalnym antychrześcijańskim totalitaryzmem, tak jak nie było go i nie ma z antychrześcijańskim komunizmem.
Ciekawe zresztą, że spór, który toczymy z Konradem Sawickim, nie jest wcale nowy. W istocie można go porównać do sporu o to, jak chrześcijanie powinni zachować się wobec komunizmu. Sawicki (przy całej sympatii dla niektórych z jego opinii czy marzeń) prezentuje tu raczej opinie bliskiego środowisku „Więzi” czy „Znaku”, albo mounierystom, którzy byli przekonani, że z komunizmem można się jakoś dogadać, a przeszkodą są głównie nieodpowiedzialni konserwatywni katolicy. Podobne opinie formułowali także prorepublikańscy katolicy hiszpańscy, którzy też byli przekonani, że z lewicowymi rządami da się współpracować, i to nawet gdy przedstawiciele tych ostatnich zaczęli otwarcie prześladować katolików. Ostatecznie historia pokazała jednak, że nie mieli oni racji. I mam obawę (oby niesłuszną), że obecnie będzie podobnie. Liberalny totalitaryzm, z którym mamy do czynienia obecnie jest bowiem u swoich podstaw tylko nieznacznie różni się od komunizmu. A postawą katolika wobec niego powinien być jasny sprzeciw i walka o chrześcijańskie fundamenty społeczeństwa.
I na koniec jedna uwaga osobista. Otóż nie jest tak, jak to sugeruje Konrad Sawicki, że świetnie czuję w sytuacji wojennej, i w pozostawianiu po sobie spalonej ziemi. Ja też wolałbym sobie usiąść i porozmawiać, potłumaczyć teksty Sergiusza Bułgakowa albo napisać pracę na temat rosyjskiej filozofii religijnej. Problem jest tylko taki, że widzę jak chrześcijanie są spychani do getta, jak odbiera się nam kolejne przestrzenie wolności i wreszcie jak, co dla mnie najważniejsze – przy milczeniu sporej części opinii publicznej, także katolickiej – morduje się masowo nienarodzonych, a coraz częściej – poza Polską – także starców i chorych. I w takiej sytuacji wychodzę z założenia, że milczenie, udawanie, że istnieje możliwość dialogu czy porozumienia, jest zwyczajną nieuczciwością, odmową wzięcia na siebie odpowiedzialności za życie społeczne. Nie ja tą wojnę zacząłem, ale ja (i wszyscy katolicy) muszą ją prowadzić. Jest to bowiem wojna o życie milionów istot ludzkich, a także o to, by prawda Ewangelii mogła być głoszona.
Tomasz P. Terlikowski