Fronda.pl: Wróćmy na chwilę do wydarzeń z ubiegłego tygodnia, kiedy Rada Europy postanowiła przywrócić Rosji pełne prawo głosu pomimo nieprzerwanej od 2014 r. aneksji Krymu i trwającego nadal konfliktu w Donbasie. Co to oznacza dla Europy?
dr Jerzy Targalski: To oznacza, że państwa europejskie, które nie czują się zagrożone chcą się z Rosją dogadać, a to, że Rosja okupuje część Ukrainy po prostu ich nie interesuje. Jeżeli ktoś mieszka w Portugalii albo we Francji, to nie obchodzi go kwestia zagrożenia rosyjskiego, które dla niego nie istnieje. Więc można się dogadać kosztem innych.
Jeżeli państwa Europy Zachodniej chcą dogadać się z Rosją, oznacza to jakiś polityczny i gospodarczy deal. Czego może dotyczyć ta umowa?
To dogadanie się oznacza współpracę gospodarczą z Rosją. Oznacza to również, że konflikt pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią Niemiecką istnieje. Niemcy w ten sposób wzmacniają swoją pozycję. Każdy jest przekonany, że na stosunkach z Rosją zarobi.
Jednak nadal obowiązują sankcje ekonomiczne nałożone przez Unię Europejską na Rosję.
Tak, ale prawdziwe sankcje to są sankcje amerykańskie. Sankcje europejskie są bez znaczenia- to jest działanie symboliczne, ponieważ one nie przeszkadzają we współpracy gospodarczej. Są one tak przestrzegane, żeby tej współpracy gospodarczej nie naruszyć.
W instytucjach europejskich i w stolicach państw Europy Zachodniej nieustannie powtarza się, że to rządy w Warszawie i w Budapeszcie sprzyjają Moskwie i są proputinowskie. Jak uchwała Rady Europy ma się do tych powszechnie obowiązujących narracji?
Takie opowieści są elementem walki z rządem Polskim czy Węgierskim. Jest to walka w sferze propagandowej.
Czy opuszczenie obrad Rady Europy przez państwa Europy Środkowej to wystarczający gest ze strony tychże państw?
Opuszczenie obrad jest gestem bez znaczenia, dlatego że jest to opuszczenie posiedzenia. Na następne posiedzenie delegacje się zgłoszą i wszyscy będą udawali, że się nic nie stało. Uważam, że Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy należy opuścić. Jest to instytucja dekoracyjna, absolutnie bez jakiegokolwiek znaczenia. Jest to instytucja całkowicie fikcyjna i należy ją opuścić. Demonstracja w tym wypadku nie będzie nic kosztowała, bo nic się na opuszczeniu tej zbędnej instytucji nie straci.
Być może to co dzieje się na forum Rady Europy jest bez znaczenia, jednak kilkudniowych zamieszek na ulicach stolicy Gruzji lekceważyć nie można.
W Gruzji mamy do czynienia z prowokacją wykonaną przez Rosjan. Przede wszystkich chodzi o wypowiedź rosyjskiego deputowanego Siergieja Gawriłowa, który mówił o tym, że Abchazja i Osetia Południa nie są częścią Gruzji. Takimi wypowiedziami sprowokował wybuch wśród Gruzinów. Z tym, że zamieszki nie mają takiego silnego charakteru, bądźmy szczerzy, one są dość umiarkowane. Jak na razie nic nie wskazuje, żeby miały one doprowadzić do jakichś zmian na gruzińskiej scenie politycznej.
Czy wypowiedzi Gawriłowa i protesty w Tbilisi mogą być przygrywką do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych w Gruzji?
Obecne władze są prorosyjskie, natomiast Rosja wysyłając Gawriłowa i ustalając, że będzie on miał wypowiedź, dyscyplinowała Gruzję. Gruzja jest całkowicie zależna od Rosji, ponieważ najważniejsza część eksportu gruzińskiego jest skierowana do Rosji, turystyka utrzymuje się dzięki turystom rosyjskim, wielka infrastruktura jest w posiadaniu firm rosyjskich.
Jakie szanse ma Gruzja na wyemancypowania się spod wpływów rosyjskich?
Tego oczywiście nie wiemy. Takie szanse zawsze istnieją, ale musiałby to być długi proces i przede wszystkim odbywający się z poparciem Stanów Zjednoczonych. Nie chodzi tylko o to, że na terenie Gruzji jest baza rosyjska, tu chodzi o głęboką zależność gospodarczą Gruzji od Rosji. Nie wystarczy zmiana rządu, bo gdyby powstał nowy prozachodni rząd po wyborach, o ile taki by taki powstał, to taki rząd miałby bardzo duży kłopot z uniezależnieniem się od właśnie Rosji z powodów gospodarczych. Nowy rząd nie mógłby tego procesu przeprowadzić bez poparcia z zewnątrz. Stany Zjednoczone nie przejawiają ochoty, żeby w sposób realny pomóc Gruzji. Co by było, gdyby powstał tam inny rząd, to my nie wiemy.
Póki co Stany Zjednoczone są skutecznie angażowane w konflikty na Bliskim Wschodzie. Prezydent Trump ogłosił, że od otwartej wojny z Iranem dzieliło USA zaledwie kilka minut.
Uważam, że to był teatr i żaden konflikt nie groził. Ten teatr został przez prezydenta Trumpa odegrany w ramach pokazu: „bój się, ja ci pokażę”. Chodziło o przestraszenie Iranu. Tym bardziej te nieustanne zapowiedzi Trumpa, że on nie odwołał ataku tylko go wstrzymał albo zawiesił mają ten cel osiągnąć. Czy prezydent Trump się zastanowił co by było, gdyby jednak Iran się nie przestraszył? Moim zdaniem Iran się nie przestraszy.
Kolejny raz, po Korei Północnej, taktyka negocjacyjna Trumpa zakończyła się fiaskiem. Taktyka polegająca na tym, że dużo krzyczę, robię groźne miny i straszę przeciwnika, po to, żeby przeciwnik podjął ze mną negocjacje na moich warunkach. Ta taktyka po raz drugi zakończyła się kompletną klęską.
Publiczne wypowiedzi władz i generalicji Iranu ten stan rzeczy mogą potwierdzać. Czy na poziom prezentowanej przez to państwo odwagi może mieć wpływ Rosja?
Rosja jawnie zadeklarowała swoje poparcie dla Iranu. Mikołaj Patruszew na spotkaniu z Johnem Boltonem i Meirem Ben-Szabatem jasno oświadczył, że Iran odgrywa pozytywną rolę. Każde mocarstwo gra na kilku szachownicach- to jest normalne. Mocarstwa mają interesy globalne. Rosja ma interes w tym, żeby wywołać globalny chaos, ponieważ chce na tym uzyskać uznanie swojej mocarstwowej roli, chociaż takiej de facto nie pełni. Natomiast Stany Zjednoczone mają interesy na całym świecie: tu Chiny, tu Europa, tu Bliski Wschód. Tylko państwa małe działają w swoich wąskich ramach.
Z tego wynika, że bardziej skuteczna jest taktyka prezydenta Putina niż prezydenta Trumpa, tj. dyplomacji faktów dokonanych, używania mediów i agentury wpływu po to, żeby osiągać konkretne cele.
Taktyka faktów dokonanych jest zawsze najbardziej skuteczna. Rosja wzmocniła swoją pozycję wyjściową. Zobaczymy czym teraz odpowie prezydent Trump.
Dziękuję za rozmowę.