Jednym z koronnych argumentów, jaki wytaczają krytycy Piłsudskiego, jest zarzut złożenia przez niego dymisji 12 sierpnia 1920 r. w przededniu bitwy warszawskiej.
Czynią to zwykle w zupełnym oderwaniu od kontekstu, uzasadniając ten krok rzekomym kapitulanctwem Naczelnego Wodza. Szkoda tylko, że nigdy nie odsyłają do treści owego dokumentu, a jest to najdziwniejsza dymisja w dziejach. Składał ją bowiem Wódz nie dlatego, że walczyć nie chciał. Składał ją bo właśnie wbrew wszechobecnym kapitulantom (godzącym się na haniebne warunki pokojowe) walczyć chciał, i to jak sam pisał "a autrance" (do ostateczności).
Powód wręczenia Witosowi tego, właściwie listu, był też natury czysto pragmatycznej wypływającej z racji stanu. Ententa uzależniała ew. pomoc dla Polski odsunięciem samodzielnego Piłsudskiego i zastąpieniem go posłusznym wobec Ententy dowódcą. Wskazywali przy tym na Weyganda, jako kandydata na Naczelnego Wodza. Jeśli więc jedynym co mogło uratować Kraj była zachodnia pomoc, to on przeszkodę - swoją osobę - był w stanie dla tej pomocy poświęcić. Witos list Piłsudskiego schował do sejfu, by użyć go gdy będzie taka konieczność i los wojny planowaną właśnie bitwą się nie odmieni. Los wojny się odmienił i wkrótce premier oddał akt Piłsudskiemu. Tak więc dymisja nigdy nie weszła w życie i Marszałek ani przez chwilę nie przestał pełnić funkcji Naczelnego Wodza. Aktu tego też nigdy się nie wstydził i nakazał dołączyć go do zbioru swoich dokumentów. Do dziś jest w zbiorach Instytutu Piłsudskiego w Ameryce.
Poniżej zamieszczamy jego treść:
Wielce Szanowny Panie Prezydencie!
Przed swym wyjazdem na front, rozważywszy wszystkie okoliczności nasze wewnętrzne i zewnętrzne, przyszedłem do przekonania, że obowiązkiem moim wobec Ojczyzny jest zostawić w ręku Pana, Panie Prezydencie, moją dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich.
Powody i przyczyny, które mnie do tego kroku skłoniły, są następujące:
1) Już na jednym z posiedzeń R(ady) O(brony) P(aństwa) miałem zaszczyt wypowiedzieć jeden z najbardziej zasadniczych powodów. Sytuacja, w której Polska się znalazła, wymaga wzmocnienia poczucia odpowiedzialności, a przeciętna opinia słusznie żądać musi i coraz natarczywiej żądać będzie, aby ta odpowiedzialność nie była czczym frazesem tylko, lecz zupełnie realną rzeczą. Sądzę, że jestem odpowiedzialny zarówno za sławę i siłę Polski w dobie poprzedniej, jak i za bezsiłę oraz upokorzenie teraźniejsze. Przynajmniej do tej odpowiedzialności się poczuwam zawsze i dlatego naturalną konsekwencją dla mnie jest podanie się do dymisji. I chociaż ROP, gdy tę sprawę podniosłem, wyraziła mi pełne zaufanie i upoważniła w ten sposób do pozostania przy władzy, nie mogę ukryć, że pozostają we mnie i działają z wielką siłą te moralne motywy, które wyłuszczyłem przed ROP parę tygodni temu.
2) Byłem i jestem stronnikiem wojny „a autrance” z bolszewikami, dlatego że nie widzę najzupełniej gwarancji, aby te czy inne umowy, czy traktaty były przez nich dotrzymane. Staję, więc z sobą teraz w ciągłej sprzeczności, gdy zmuszony jestem do stałych ustępstw w tej dziedzinie, prowadzących w niniejszej sytuacji, zdaniem moim do częstych upokorzeń zarówno dla Polski, a specjalnie dla mnie osobiście.
3) Po prawdopodobnym zerwaniem rokowań pokojowych w Mińsku pozostaje nam atut w rezerwie – atut Ententy. Warunki postawione przez nią są skierowane przeciwko funkcji państwowej, którą prawie od dwu lat wypełniam. Ja: ROP, rząd czy Sejm, wszyscy mieliby do wyboru albo pozostawić mnie przy jednej funkcji, albo usunąć mnie zupełnie. Jest ona bardziej zgodna z godnością osobistą i jest praktyczniejsza. Pozostawienie mnie na jednym z urzędów zmniejsza mój autorytet i tak silnie poderwany i doprowadza z konieczności do powolnego zniszczenia tej siły moralnej, którą dotąd jeszcze reprezentuję dla walki i kraju. Biorę następnie pod uwagę mój charakter bardzo niezależny i przyzwyczajenie do postępowania według własnego zdania, co z warunkami postawionymi przez Ententę nie zgadza się. Wreszcie przeczy to systemowi, któremu służyłem w Polsce od początku swojej pracy politycznej i społecznej, której podstawą zawsze była możliwie samodzielna praca nad odbudowaniem Ojczyzny, ta bowiem wydawała mi się jedynie wartościowa i trwała. Obawiam się, więc że przy pozostawieniu [mnie] przy funkcjach przodujących oraz przy moim charakterze i przyzwyczajeniach wynikać mogą ze szkodą dla kraju tarcia większe i mniejsze, które nie będąc przyjemne dla żadnej ze stron, wszystko jedno skończyć by się musiały moim usunięciem się.
Wreszcie ostatnie. Rozumiem dobrze, że ta wartość, którą w Polsce reprezentuję nie należy do mnie, lecz do Ojczyzny całej. Dotąd rozporządzałem nią jak umiałem samodzielnie.
Z chwilą napisania tego listu, uważam, że ustać to musi i rozporządzalność moją osobą przejść musi do Rządu, który szczęśliwie skleciłem z reprezentantów całej Polski.
Dlatego też pozostawiam Panu, Panie Prezydencie, rozstrzygnięcie co do czasu opublikowania aktu mojej dymisji. Również Panu wraz z Jego kolegami z Rządu pozostawiam sposób wprowadzenia w życie mojej dymisji i wreszcie oczekiwać wówczas będę rozkazu Rządu, co do zużytkowania moich sił w tej czy innej pracy. Co do ostatniego, proszę tylko nie krępować się ani wysoką szarżą, którą piastuję ani wysokim stanowiskiem, które posiadam. Nie chciałbym, bowiem mnożyć swoją osobą licznej rzeszy ludzi nie układającej się w żaden system, czy to z powodu kaprysów i ambicji osobistej, czy to z powodu słabości charakteru polskiego, skłonnego do wytwarzania najniepotrzebniejszych funkcji ze względów osobistych.
Proszę Pana Prezydenta przyjąć zapewnienie wysokiego szacunku i poważania z jakim pozostaję.
(-) Józef Piłsudski
Belweder 12 sierpnia 1920
za: www.jpilsudski.org