Pośród klęsk militarnych jest jedna, która ginie w potoku dziejów, choć przecież stała się faktem historycznym zaledwie 220 lat temu. 10 października 1794 r. przekreślił jakie bądź szanse (o ile w ogóle istniały) na ratowanie Rzeczypospolitej Obojga Narodów przed unicestwieniem. Katarzyna II, Fryderyk Wilhelm II i Franciszek II dokonali mordu na żywym organizmie Narodu!Naczelnik Tadeusz Kościuszko przegrał bitwę pod MACIEJOWICAMI!


"Walna rozprawa z Fersenem szykuje się na dzień jutrzejszy. Generał ten, przez niedbalstwo Ponińskiego, z całym swoim korpusem, nie zaczepiony od Polaków przeprawił się przez Wisłę. Od Suworowa już go tylko oddzielał osłabiony Sierakowskiego oddział, we dwa ognie teraz wzięty" - tak zaczyna swój zapis w "Dyaryuszu powstania narodu 1794 roku" Jerzy Jedlicki 9 października 1794 r. Następnego dnia miało dojść do rozstrzygającego starcia. Raz jeszcze mieli wziąć się "za bary" Naczelnik Tadeusz Kościuszko i rosyjski generał Aleksander Tormasow / Александр Петрович Тормасов. Wcześniej ich armie stoczyły pamiętną bitwę pod Racławicami! Tormasow tym razem podlegał komendzie Iwana Fersena / Иван Евстафьевич Ферзен, o którym skrupulatnie zanotował Jedlicki. 

Nie najlepiej o strategii Naczelnika wypowiadają się znawcy epoki i wojskowości. Jan Pachoński (odnajdziemy ta opinie m. in w książce "Kościuszko po Insurekcji") ocenił: "Tu, na polach maciejowickich, omylił się Naczelnik po dwakroć; wyliczył czas zbyt krótki na przybycie oddziału Ponińskiego, który w czasie walki miał uderzyć na tyły i prawą flankę Ferensa, oraz uznał pozycję dokoła maciejowickiego zamku Zamoyskich za nieodstępną od frontu i prawego skrzydła na skutek trzęsawisk, gęstych zarośli i lasu, wobec czego przygotował się do decydującej walki na lewym skrzydle". Marian Kukiel chybione rachuby Kościuszki porównał do błędu, jaki popełnił cesarz Napoleon pod... Waterloo! Pod Maciejowicami oczekiwano na odsiecz, która miała nadciągnąć wraz z wojskami Adama Ponińskiego. Oblicza się ją na 4000 żołnierza! Kukiel napisał: "Wiele jest w wojnach ówczesnych równie nieudanych operacji, zmierzających do zejścia sie dwóch rozdzielonych części siły własnej na samym dopiero polu bitwy. Od podobnej pomyłki zaczyna Bonaparte pod Montenotte... podobną pomyłką kończy pod Waterloo, gdzie rachuby jego na Grouchy'ego niewiele sa bardziej uzasadnione od rachuby Kościuszki na zbawcze natarcie Ponińskiego". 

Na polu bitwy pod Maciejowicami możemy znaleźć się dzięki relacji świadka, jakim był adiutant Naczelnik Julian Ursyn Niemcewicz: "Sam Kościuszko celował armaty z takim skutkiem, iż widzieć można było, jak kolumny moskiewskie chwiać i znacznie przerzedzać zaczęły". Moskale nie pozostawali dłużni, determinacja Polaków nie mogła ostudzić zapału tychże do walki: "Fersen w czwórnasób silniejszy od nas w działa i ludzi, ludzi tych za nic nie licząc, mimo ciężkich strat posuwał sie coraz bliżej. Ogień jego coraz bardziej gęstszy i sroższy stawał się". Jeden z pocisków mało nie dosięgnął samego Wodza.

Smutnie się czyta, że spanikowane wojsko pociągnęło za sobą tego, co tak dzielnie stawał w narodowej potrzebie! "Na próżno Kościuszko - pisze dalej Pachoński. - ubrany w szarą czamarkę krakowską, ozdobioną po zwycięstwie racławickim na znak nadziei zielonym sznurkiem, usiłował porwać wahające się szwadrony; na próżno robił rozpaczliwe wysiłki, by sformować skrócony front dla odsłonięcia odwrotu". Panikę wywołał odwrót kawalerii pod dowództwempułkownika Franciszka Kajetana Wojciechowskiego! To jego i mu podobnych próbował zatrzymać Naczelnik. Nie po raz pierwszy w bój rzucono kosynierów! "Szybko jednak te kontrataki - pisze biograf Kościuszki Bartłomiej Szyndler zostały złamane ogniem armatnim i żołnierze poszli w rozsypkę". Honoru polskiej armii bronili kanonierzy, o których sam Fiodor Denisow / Фёдор Петрович Денисов (a jakże też walczący pod Racławicami!) tak docenił ich poświęcenie i waleczność: "...opadnięci prze naszych kozaków i strzelców konnych, bez osłony, jeszcze obracali w różne strony swe działa i pracowali jeszcze dalej". Bitwa była przegrana!...

Tadeusz Kościuszko stracił swego konia. Ten, którego mu podano był ponoć bardzo lichej kondycji. I to mogła być jedna z przyczyn, dla których osaczyli Naczelnika kozacy Piotra Tołstoja / Петр Александрович Толстой? Stało się coś, o czym raczej nie informuje się dzieci w szkołach: "...gdy kozacy już, już uchwycić mieli - wspominał Niemcewicz -  włożył on pistolet w usta, pociągnął za cyngiel, lecz krucica nie wypaliła"!

Tegoż 10 października Jedlicki pewnie z drżeniem rąk pisał: "Okropna klęska dnia dzisiejszego najgorsze przeczucia przewyższyła. Cały korpus doszczętnie zniesiony został. (...) Działa polskie wkrótce musiały zamilknąć: kul już brakło, kanonierzy wybici, konie padły". I ta straszna wieść: "W ostatnim zamęcie bitwy Naczelnik Kościuszko, kilkakroć raniony, dopadnięty przez kozaków, posiekany szablami, dostał się w niewolę". Dwa dni później dopełnił: "Nie ma Kościuszki! Okrzyk straszny, który dziś rano w kilka minut całe miasto [Warszawę - przyp. K.N.] obiegł, wszystkich mieszkańców i żołnierzy w nieprzytomne prawie obłąkanie wtrącił. (....) Twarze zalane łzami, ludzie w osłupieniu jakimś snują się po ulicach, bez celu i bez woli. Nagle jedni zrywają się, chcą biec odbijać zbrojno Kościuszkę, nie wiedzieć z kim i dokąd". Wiadomość zdaje sie byc tak niedorzeczną, że wielu mieszkańców stolicy "...biegną na rogatki i czekają w milczeniu do nocy", bo ranny Naczelnik ma zjechać do Warszawy?...