Zrealizował się najczarniejszy z możliwych dla twardego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości scenariuszy podczas dzisiejszej rekonstrukcji rządu. Ze stanowiskiem ministra obrony narodowej pożegnał się Antoni Macierewicz, który dla wielu jest symbolem odbudowy siły polskiej armii, niepodległego państwa polskiego i walki z postkomunistycznym układem. W nowym rozdaniu zabrakło również miejsca dla związanego z radiem toruńskim prof. Szyszko. Jeśli weźmiemy pod uwagę grudniową dymisję premier Szydło, to wyraźnie widzimy przesunięcie wektorów realnej władzy z kierunków patriotyczno-niepodległościowych, w kierunku „niedogmatycznym i niedoktrynalnym”, jak określił to dziś sam premier Morawiecki.
Wśród komentatorów prawej strony mediów zawrzało. Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz oświadczył kilkukrotnie na Twitterze, że w związku z odwołaniem min. Macierewicza „na Dudę już nie zagłosuje”. Natomiast redaktor naczelna Telewizji Republika, Dorota Kania napisała, że w sprawie szefa MON „zwyciężyła kłamliwa narracja Piątka, „GW” i TVN". Jeszcze ostrzej zareagowała wicenaczelna „Gazety Polskiej” Katarzyna Gójska, twierdząc, że prezydent Duda w takich sprawach jak „wyjaśnienie Smoleńska i oczyszczenie armii RP ze złogów i nominatów Kiszczaka, stanął po stronie, którą plastycznie można opisać: 'tam, gdzie stało ZOMO’". Dziennikarz śledczy Piotr Nisztor podsumował krótko: „Zmiany w rządzie oznaczają tylko jedno: spore zmiany w spółkach Skarbu Państwa”. Czy obecne przetasowania w składzie rady ministrów mogą być początkiem poważnego rozłamu na prawicy?
Jeśli rekonstrukcję rządu w obecnym kształcie można opierać na jakichkolwiek racjonalnych, oficjalnie dostępnych przesłankach, to mogą być tylko dwie: szybujące regularnie w okolice 45-47% poparcie sondażowe dla PiS oraz powszechne przekonanie, ogłaszane wszem i wobec, o braku alternatywy wyborczej dla ugrupowań „dobrej zmiany”. Czyli elektorat Zjednoczonej Prawicy i tak zaakceptuje każdą, najbardziej nawet niewytłumaczalną zmianę, czy to personalną czy ideologiczną, zaciśnie zęby i przyjmie nawet przeciwny do dotychczasowego kurs rządu w niektórych obszarach, ponieważ musi, nie ma innego wyjścia. Bo jeśli nie PiS, to kto?
Obóz władzy postanowił niczego swoim wyborcom nie tłumaczyć. Tak było dziś, tak było też podczas grudniowej zmiany na stanowisku premiera. Podobno minister Macierewicz o swojej dymisji dowiedział się jako ostatni, a sprawa jego odwołania ważyła się do jeszcze dziś przed południem. Poza szumem informacyjnym i medialną nagonką, nawet prezydent Andrzej Duda nie był w stanie przedstawić jasnych i merytorycznych powodów, dla których dotychczasowy minister obrony powinien odejść. Spór wokół generała Kraszewskiego wydawał się być raczej wynikiem rozbieżnych koncepcji i zakresu reformy polskiej armii, niż prawdziwym źródłem konfliktu pomiędzy prezydentem a szefem MON.
Tym bardziej dziwi nieustępliwość prezydenta Dudy w dążeniu do dymisji ministra Macierewicza, co potwierdziła dziś rzecznik PiS Beata Mazurek. Sam najwyższy zwierzchnik Sił Zbrojnych RP nie przeprowadził gruntownych zmian w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, pozostawiając tam większość struktur po generale Kozieju. Oczywiście poza zdymisjonowanym w atmosferze skandalu, pułkownikiem Juźwikiem. Przez dwa i pół roku prezydent nie znalazł też czasu na dokonanie zasadniczych zmian w samej Kancelarii Prezydenta RP, która funkcjonuje niemal w niezmienionym składzie od czasów prezydenta Komorowskiego.
Analizując zapowiadaną od miesięcy rekonstrukcję rządu, poważne zastrzeżenia można było mieć do pracy ministra Waszczykowskiego, a w ostatnich miesiącach również do działań ministra zdrowia, Konstantego Radziwiłła. Mówiło się, że pozostałe zmiany, m.in. takie jak usunięcie min. Streżyńskiej, są wynikiem ustaleń wewnątrzfrakcyjnych w Zjednoczonej Prawicy. Jeśli to prawda, to warto postawić sobie pytanie, w wyniku ustaleń pomiędzy jakimi frakcjami nastąpiła dymisja szefa MON?
W sierpniu ubiegłego roku tacy publicyści jak Rafał Ziemkiewicz zapowiadali powstanie partii prezydenckiej a nawet zaangażowali się w tworzenie ruchu republikańskiego. Gdybym dziś, na gorąco, miał przewidywać kolejne ruchy na prawicy, to zdecydowanie postawiłbym na utworzenie nowego ugrupowania wokół Antoniego Macierewicza. Mając za sobą rozgłośnię z Torunia, Kluby Gazety Polskiej, oraz środowiska medialne związane z Telewizją Republika, Niezależną i "Gazetą Polską", szanse na zajęcie miejsca po prawej stronie sceny politycznej byłyby bardzo duże. W wyniku takiej roszady, PiS mógłby zasiąść bardziej w centrum, wypychając PO, a nowe ugrupowanie A. Macierewicza mogłoby być przyszłym partnerem koalicyjnym dla Prawa i Sprawiedliwości, chociażby zamiast partii Gowina.
Paweł Cybula