Magdalena Rigamonti to dziennikarka, która nie stosuje żadnych standardów etycznych. W swoim najnowszym artykule pod, jakże bezczelnym tytułem „Do prof. Bogdana Chazana: Panie Profesorze, proszę przestać kłamać!” zarzuca profesorowi stosowanie kłamstwa i manipulacji odnośnie przypadku Pani Agnieszki i jej chorego dziecka. Słowo kłamstwo i manipulacja pojawia się w tym tekście tyle razy, że może to świadczyć jedynie o bezpodstawnej, pełnej nienawiści akcji dyskredytowania profesora i jego poglądów. Ile w tym prawdy? Okazuje się, że niestety niewiele.
Poprosiłem profesora Bogdana Chazana, dyrektora Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie, by przeanalizował artykuł i odniósł się do jego najbardziej kłamliwych tez.
Najbardziej oszukańcze twierdzenie artykułu Rigamonti, że prof. Chazan „nie przestał manipulować. Publicznie kłamie. Mówi, że o sprawie pacjentki dowiedział się dopiero wtedy, gdy po raz pierwszy spotkał się z kobietą, czyli 14 kwietnia 2014”. Czyżby?
Oto co powiedział prof. Bogdan Chazan: „Byłem informowany przez ordynatora Oddziału Położnictwa, że ma pod opieką kobietę, która ma dziecko z ciężkimi wadami rozwojowymi, wiedziałem o tym, ze zamierza przesłać matkę do Instytutu Matki i Dziecka by przy pomocy metod diagnostycznych niedostępnych w naszym Szpitalu dokładniej określić rodzaj nieprawidłowości. Natomiast po raz pierwszy kobieta zgłosiła do mnie swój zamiar dokonania aborcji w dniu 14 kwietnia 2014 roku.”. Profesor Chazan bardzo szczegółowo odnosi się do „rewelacji” zamieszczonych w artykule, które przedstawiają go jako osobę, która specjalnie, znając sprawę Pani Agnieszki i jej prośbę o przerwanie ciąży, przedłuża wydanie opinii na ten temat. „Pacjentka z Instytutu Matki i Dziecka wyszła 2 kwietnia – mówi prof. Chazan. Instytut zlecił pacjentce szereg badań i ponowną konsultację. Wynik jednego z istotnych dla oceny stanu dziecka badań, a mianowicie badania cytogenetycznego krwi dziecka pobranej przy pomocy nakłucia pępowiny był gotowy w dniu 11 kwietnia. To nie były badania zlecone przeze mnie, tylko przez Instytut Matki i Dziecka. U mnie pacjentka zjawiła się 14 kwietnia”. Profesor Chazan, jako dyrektor szpitala specjalistycznego wiedział więc o postepowaniu diagnostycznym i leczeniu już przed 14 kwietnia, jako osoba nadzorująca i zarządzająca szpitalem a nie jako lekarz bezpośrednio zajmujący się pacjentką. Informacje zawarte w artykule na ten temat były więc kłamliwe.
Pamięta, jak podczas wizyty w Szpitalu św. Rodziny krajowego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa profesora Stanisława Radowickiego, zastanawiano się w jaki sposób Pani Agnieszka ma urodzić i gdzie. „Doszliśmy do wniosku – mówi prof. Chazan, że najlepszą metodą będzie cięcie cesarskie. Natomiast czas rozwiązania miał być ustalony później, po konsultacji z neonatologami. Należało też odpowiedzieć na pytanie, gdzie ma urodzić? Jeśli dziecko miałoby się urodzić w szpitalu św. Rodziny, tak jak pacjentka prosiła początkowo o to swojego lekarza prowadzącego, to należałoby liczyć się z koniecznością transportu noworodka do ośrodka opieki perinatalnej III poziomu referencyjnego, gdzie na miejscu będzie oddział intensywnej terapii noworodków gotowy do przyjęcia dziecka a także klinika chirurgii noworodka na wypadek potrzeby wykonania operacji dziecka w niedługim czasie po porodzie. Byliśmy przekonani, że lepszy będzie transport dziecka in utero, czyli przewiezienie dziecka w brzuchu matki do miejsca, gdzie odbędzie się poród przez cięcie cesarskie. Przy przyjęciu takiego rozwiązania organizacyjnego matka mogłaby być bezpośrednio po porodzie blisko dziecka, co zapewniałoby mu pomyślniejszy przebieg leczenia i rehabilitacji. Jeżeli poród odbyłby się w Szpitalu Św. Rodziny, trzeba byłoby użyć do przewiezienia dziecka karetki noworodkowej, mniej dla dziecka bezpiecznej niż macica matki. Matka jednak zrezygnowała z dalszej opieki medycznej w Szpitalu św. Rodziny, prof. Chazan ma nadzieję, że poród odbędzie się w takim, wybranym przez Nią szpitalu, gdzie podane wyżej warunki zapewniające możliwości profesjonalnej opieki nad Nią i dzieckiem będą zapewnione.
Nieprawdziwa i krzywdząca dla prof. Chazana jest informacja zawarta w artykule, jakoby wypowiadając słowa 13 czerwca: „Dziecko kobiety opisywanej przez media może żyć długo, są propozycje operacji i rokowania nie są złe. Bardzo się cieszę, że pani zdecydowała się donosić ciążę”, prof. Chazan dopuścił się manipulacji sugerując, że pacjentka nadal jest pod jego opieką oraz, że sama podjęła decyzję o donoszeniu ciąży. Prawda jest taka, że profesor Chazan, co raz jeszcze należy podkreślić, nie opiekował się osobiście panią Agnieszką, a o fakcie donoszenia ciąży przez pacjentkę, poinformowała sama pacjentka i taką decyzję podjęła samodzielnie. „Powiedziała ordynatorowi, że donosi tą ciążę” – mówi prof. Chazan i dodaje, że również po późniejszym badaniu w innym szpitalu powiedziała, że „donosi ciążę”.
Kolejny, bardzo obrzydliwy zarzut przeciwko profesorowi Bogdanowi Chazanowi, dotyczy tego, że profesor miał specjalnie przedłużać wydanie decyzji o wykonaniu aborcji i manipulować pacjentką. Tutaj wystarczyłoby pokazać dowód w postaci pisma, jakie zostało wydane przez prof. Chazana odnośnie prośby pacjentki Ale oddajmy głos profesorowi: „Niczego nie przedłużałem, dwa dni konsultacji przed aborcją to jest bardzo krótki okres czasu. Proszę pamiętać, że w 1993 roku, kiedy przygotowywano ustawę o „planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”, zakładano tam dużo dłuższy okres konsultacji przed aborcją”. I opowiada jak wyglądała rzeczywiście sytuacja związana z prośbą pacjentki o dokonanie aborcji. „Nie manipulowałem pacjentką. Pacjentka zgłosiła się do mnie z prośbą o to, bym wyraził zgodę na aborcję. Rozmawiałem z nią kilkadziesiąt minut, przedstawiałem szereg propozycji. Działo się to 14 kwietnia 2014 r. Powiedziałem, że następnego dnia będzie już gotowa moja opinia i następnego dnia opinia była już gotowa (15 kwietnia). Pacjentka odebrała moją opinię następnego dnia, czyli 16 kwietnia. Żałuję, że nie było czasu porozmawiać z tą pacjentką dłużej, ponieważ może udałoby mi się odwieść ją od tej decyzji o aborcji”. Profesor dodaje również: „Ja chcę powiedzieć, że bardzo współczuję tej kobiecie, jest to sytuacja dla niej bardzo trudna. Niestety tak się czasami zdarza, rodzice muszą podejmować trudne decyzje dotyczące dziecka, czasem samodzielne, czasem po rozmowach z innymi członkami rodziny czy z lekarzem. Moja opinia jest taka: budowanie szczęścia osobistego, rodzinnego na decyzji o aborcji nie jest dobrym pomysłem. Aczkolwiek rozumiem jej dylematy. Muszę powiedzieć, że częściej niż się nam wydaje kobiety na samą wieść o ciąży, zastanawiają się nad różnego rodzaju postepowaniem, bo np. ciąża przeszkadza, powoduje jakieś trudności typu egzaminy, praca, itp. Taka myśl pojawia się czasem na początku ciąży, ale najczęściej zastępowana jest przez akceptację i radosne oczekiwanie na narodziny dziecka. Podsumowując: nie zawsze ciąża nieoczekiwana jest ciążą niechcianą”.
Gdzie w tym wszystkim kłamstwo, manipulacja? Pani Rigamonti w swoim zacietrzewieniu analizuje dwie wypowiedzi prof. Chazana z których wyprowadza wniosek, że prof. Chazan dokonuje manipulacji. Oto co pisze (i proszę to sobie zestawić z powyższą wypowiedzią prof. Chazana):
„Oto wypowiedzi prof. Chazana z ostatnich dni: „Nie odkładałem decyzji o odmowie wykonania aborcji. Przecież pismo, w którym informowałem ją o chęci udzielenia pomocy podczas ciąży i porodu, możliwości wsparcia psychologicznego w hospicjum perinatalnym, zostało przekazane następnego dnia po otrzymaniu od niej prośby o wykonaniu aborcji” – mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Ale w Polsat News w rozmowie z Dorotą Gawryluk zmienia zdania: „Czas pomiędzy złożeniem przez panią podania, prośby a odebraniem przez panią odpowiedzi wynosił trzy dni”.
Więc jak było? Jeden dzień czy trzy?”
Doprawdy trudno nie zrozumieć, że profesor Chazan mówi w tych dwóch, zacytowanych wywiadach, o tym samym. „Jednego dnia otrzymałem od pacjentki pismo z prośbę o dokonanie aborcji, drugiego dnia odpisałem na to pismo, a trzeciego pacjentka odebrała pismo” – mówi profesor.
Kolejnym kłamstwem dziennikarki „Wprost” są słowa dotyczące kondycji chorego dziecka, noszonego przez panią Agnieszkę: „Kobieta od ponad dwóch miesięcy wie, że dziecko, które nosi w brzuchu, ma wodogłowie, jego mózg się nie rozwija, nie ma części czaszki, nosa, podniebienia. Nie ma też szans na przeżycie”. A co na to profesor? „Nie wiadomo czy mózg dziecka rozwija się czy nie, gdyż nie ma na to odpowiednich danych. Owszem, ma wodogłowie. Nie jest prawdą, że jak pisała „Gazeta Wyborcza” dziecko nie ma czaszki czy części czaszki, jak pisze pani Rigamonti. Czy nie ma szans na przeżycie? Tego nie wiadomo, w Instytucie Matki i Dziecka wykluczono wady w innych okolicach ciała dziecka. Mam wrażenie, ze atak dziennikarki „Wprost” ma jeden cel: poinformować czytelników, że dziecko powinno być od razu zabite, bo i tak urodzi się martwe, albo umrze od razu po urodzeniu. To jest szczyt manipulacji i kłamstwa! W dodatku narażające rodziców na dodatkowe cierpienia, na które w tej trudnej sytuacji nie zasłużyli. Nie jest rolą dziennikarza pozbawianie chorego, czy rodziców chorego dziecka wszelkich nadziei na przeżycie.
Również zdanie napisane przez panią Rigamonti: „Rozpoczął się 25. tydzień ciąży. Profesor wiedział, że legalnie ciążę można przerwać do 24. tygodnia, jest przecież dyrektorem szpitala, specjalistą ginekologiem” nie jest prawdziwe. W odpowiedzi na powyższe profesor odpowiada: „Nie jest prawdą, że można legalnie przerwać ciążę z powodu nieprawidłowości rozwojowych do 24. tygodnia ciąży. Dyrektor Departamentu Prawnego Ministerstwa Zdrowia wystosował do Krajowego konsultanta w dziedzinie położnictwa i ginekologii prof. Stanisława Radowickiego list na ten temat już jakiś czas temu. Ciąża może zostać przerwana do chwili uzyskania przez dziecko zdolności do życia poza organizmem matki. W przypadku aborcji ze względu np. na chorobę matki, dzieci abortowane są zdrowe i rzeczywiście osiągają zdolność do życia poza organizmem matki w tym samym mniej więcej czasie trwania ciąży, ale ocenia to indywidualnie lekarz. Bywały przypadki, kiedy dzieci skazane na śmierć rodziły się po aborcji żywe, wbrew oczekiwaniom rodziców i personelu medycznego. Żadna ustawa nie określa wieku ciąży, po którym aborcja nie może być wykonana.
W sytuacji, kiedy powodem przerwania ciąży jest choroba dziecka, jego wada, a więc w takiej, z którą mamy tutaj do czynienia czas w którym ciąża może zostać przerwana, też zależy od indywidualnej decyzji lekarza. I na podstawie analizy klinicznej indywidualnego przypadku, lekarz ustala przypuszczalny czas, w którym dziecko osiągnie zdolność do życia poza organizmem matki. W sytuacji choroby dziecka, dziecka z wadami wrodzonymi, dziecko osiągnie zdolność do życia poza organizmem matki później, a nawet znacznie później niż dziecko zdrowe. Co oczywiście nie znaczy, że ja wyrażam w tej chwili żal, że ciąża nie została przerwana i dziecko żyje.”.
Sama Pani Agnieszka podała, co cytuje „Wprost”, że dziecko ma wodogłowie, czyli nieproporcjonalnie większą główkę. Aby wykonać w takim przypadku aborcję prawdopodobnie trzeba byłoby opróżnić z płynu mózgowo – rdzeniowego i tkanek mózgu główkę dziecka by wydobyć ją na zewnątrz. Mielibyśmy do czynienia z procedurą podobną do tzw. Partial-Birth Abortion, stosowaną w Stanach Zjednoczonych po decyzji prezydenta Obamy.
Profesor Bogdan Chazan przypomniał również, że ustawa o „planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” nie mówi o prawie kobiety/matki do aborcji, ani o prawie do zabijania dziecka, mówi o dopuszczalności aborcji w pewnych sytuacjach. Ustawa mówi o ochronie płodu ludzkiego, czyli dziecka a nie o jego zabijaniu.
Również, co warto przypomnieć, a czego nie raczyła napisać pani Magdalena Rigamonti, oprócz prof. Chazana, na aborcję dziecka pani Agnieszki nie zdecydowały się dwa szpitale: „Cieszę się z tego, że na aborcję tego chorego dziecka nie zdecydował się tylko nasz szpital, ale również dwa inne. Jeden przed nami, drugi po naszej decyzji. Nikt z szefów tych placówek nie potwierdził swojej decyzji na piśmie.
Atak na prof. Chazana pokazuje, że istnieje w Polsce duża presja na polskich lekarzy, by zamiast leczyć i chronić życie ludzkie, służyli ideologii, wierności nie sumieniu i prawu naturalnemu, ale nowej inżynierii społecznej, mającej na celu zapewnienie, w tym przypadku kobietom, możliwości/prawa do decydowaniu o własnym ciele i własnym dziecku. A to prosta droga do zdehumanizowania człowieka. To co napisała Pani Rigamonti to oszczerstwo, manipulacja i kłamstwo, za które powinna publicznie przeprosić wszystkich, zwłaszcza prof. Bogdana Chazana.
Sebastian Moryń