Portal Fronda.pl: Porozmawiajmy o Ruchu Narodowym. W przeszłości sugerował pan, że wokół tego środowiska może pracować rosyjska agentura. Dziś, wraz z wejściem szeregu działaczy RN do Sejmu, kwestia ta nabiera szczególnej ostrości. Jakie konkretnie wątpliwości ma pan wobec czystości intencji RN?
Witold Gadowski: Na początku muszę zaznaczyć, że gdyby podnosić takie wątpliwości co do Ruchu Narodowego in gremio, to byłoby to wyrządzanie wielu ludziom krzywdy. 90 procent działaczy tego ruchu to ludzie ideowi. Moją uwagę zwraca jednak wiele rzeczy. To na przykład obecność pana Zbigniewa Stonogi w czasie wystąpień takich polityków RN, jak Artur Zawisza, podczas ubiegłorocznego Marszu Niepodległości. Stonoga to człowiek wyjątkowo podejrzany. Wprowadzanie go w takie gremia musi budzić wątpliwości.
Oczywiście, Ruch Narodowy od samego początku dzielił się na kilka środowisk. Jedno z nich było związane z Bolesławem Tejkowskim, byłym członkiem PZPR, człowiekiem ewidentnie uwikłanym w powiązanie ze starym systemem. Z tego ruchu wyrastali potem tacy ludzie, jak pan Bohdan Poręba czy pan Janusz Bryczkowski, ludzie bez cienia wątpliwości powiązani ze służbami specjalnymi ancien regime’u.
Trzeba też zadać pytanie o rodzinę Giertychów, która usiłowała kiedyś zmajoryzować Młodzież Wszechpolską i środowiska narodowe. Jak wiadomo, wobec dziadka, Jędrzeja, były podejrzenia o wielką uległość wobec władz PZPR. Ojciec był w radzie konsultacyjnej przy generale Jaruzelskim. Syn z kolei działał w sztabach wyborczych generała Tadeusza Wileckiego.
Wspomina pan o Stonodze. Wkrótce po wyborach prezydenckich widzieliśmy wspólne nagranie panów Stonogi i Grzegorza Brauna, który sugerowali możliwość politycznej współpracy. Poglądy Brauna sytuują go blisko RN. Jak ocenia pan tę postać w kontekście wpływów rosyjskich?
Nie mam żadnych podejrzeń co do Grzegorza Brauna. Uważam, że ma dobre intencje. Nie dostaje mu natomiast zmysłu strategii i taktyki, ponosi więc kolejne klęski. Pan Stonoga to, jak mówiłem, typ spod ciemnej gwiazdy. Współpraca z nim czy w ogóle zbliżanie się do niego jest kompromitujące samo w sobie i budzi największe wątpliwości.
Rozmowy Brauna ze Stonogą zrzuca pan jednak tylko na karb braku „zmysłu strategii” Brauna?
Mam nadzieję, że Grzegorz Braun nie miał właściwego rozeznania.
Wróćmy do Ruchu Narodowego. Jak ocenia pan poglądy głoszone przez Ruch Narodowy? Można interpretować je jako korzystne dla Moskwy?
Jest tam niekiedy myślenie trochę schematyczne. Jak wiadomo, Roman Dmowski stawiał na Rosję. Był to jednak zupełnie inny czas i inny kontekst historyczny. Mechaniczne transponowanie jego idei na współczesną rzeczywistość jest błędem. To jest inna Rosja, inna Europa, zupełnie inna sytuacja Polski. Dlatego ci, którzy traktują idee Romana Dmowskiego literalnie, nie tylko popełniają błąd, ale – siłą rzeczy – sytuują się po stronie rosyjskich wpływów.
Spośród tych działaczy Ruchu Narodowego, którzy dostali się do Sejmu, najbardziej znany jest Robert Winnicki. Ma pan wobec niego jakieś wątpliwości?
Trudno powiedzieć coś więcej oprócz tego, że pan Winnicki był bardzo blisko związany z panem Ryszardem Oparą, człowiekiem, który ukończył Wojskową Akademię Medyczną w czasach PRL. Poza tym, to młody polityk. Jego wypowiedzi są niekonsekwentne. Znany stał się z jakiegoś ekscesu na zjeździe organizowanym przez pana Kobylańskiego… i tyle. To człowiek jak na razie właściwie bez żadnego realnego dorobku.
Czy w kontekście środowisk, o których mówił pan wcześniej, wejście działaczy RN do Sejmu jest dla polskiej polityki problemem?
Jako największy stronnik Rosji w polskim życiu publicznym dał się poznać, oczywiście, pan Mateusz Piskorski. Choć wywodzi się on ze środowiska Samoobrony, to skupili się wokół niego także ludzie z Ruchu Narodowego. W pewnym momencie blisko Piskorskiego był też pan Sylwester Chruszcz, który dostał się teraz do Sejmu. Zwrócił na to uwagę, bo są to ewidentne powiązania. W środowisku RN jest też publicysta ekonomiczny, dr Marian Szołucha, który udowadniał kiedyś, że białoruska gospodarka rozwija się znakomicie… Agenturę wpływu bardzo trudno wychwycić. Można tylko opisywać przejawy jej działalności, czasem się myląc.
Na koniec o prezydencie Andrzeju Dudzie. Prezydent został zaproszony na tegoroczny Marsz Niepodległości w Warszawie. Czy powinien pańskim zdaniem przyjąć zaproszenie, czy nie?
Powinien wysłać na Marsz Niepodległości ciepły list, a samemu mieć dużo innych zajęć. A prezydent ma przecież dużo innych zajęć… Niekoniecznie musi w tym uczestniczyć. Chcę też zwrócić uwagę, że Andrzej Duda zawsze chodził w naszym Marszu Niepodległości, w Krakowie. W prawdziwym Marszu Niepodległości, który trwa niezmiennie od czasów PRL. Ten warszawski marsz ma krótką historię i został właściwie ukradziony Krakowowi. Główne uroczystości zawsze odbywały się w Krakowie i w nich właśnie uczestniczył zawsze Andrzej Duda. Chodziliśmy na ten Marsz razem. Myślę, że także w tym roku pan prezydent będzie w Krakowie.
Dziękuję za rozmowę.