W stołecznym Sądzie Okręgowym miała dziś odbyć się rozprawa dziennikarza śledczego, Witolda Gadowskiego, w procesie, który wytoczył mu niemiecko-szwajcarski koncern medialny Ringier Axel Springer.


RAS zarzuca Gadowskiemu naruszenie dóbr osobistych, żąda przeprosin oraz odszkodowania. W budynku sądu pojawiło się kilkadziesiąt osób, aby wesprzeć publicystę. Wówczas okazało się, że rozprawa została odwołana, a sąd podjął tę decyzję z powodów bezpieczeństwa. Zgromadzeni nie zmieściliby się w niewielkiej sali przygotowanej na rozprawę. Zgromadzeni odśpiewali "Rotę" oraz hymn narodowy. 

"Jestem niezwykle wzruszony, jestem wdzięczny Polakom. Wierzę w Polskę i Polaków. Widzę, że przychodzą zwykli normalni ludzie, a nie działacze polityczni, pisowscy czy platformersi, ale zwykli Polacy, którzy po prostu bronią sprawy. Dzięki wam czuję siłę do walki przeciwko wszystkim, którzy Polsce szkodzą"- podkreślił Gadowski. 

"Wreszcie w Polsce ktoś musi powiedzieć stop wobec cenzury, która zaczyna się rozprzestrzeniać, cenzury finansowej, którą stosują niemieckie koncerny chcąc zamknąć usta naprawdę historyczną. I ja mówię stop. Sądzę, że od tej dzisiejszej akcji rozpocznie się prawdziwy proces repolonizacji(...)  Jesteśmy w Warszawie, a Warszawa to miasto niepokorne, więc Berlin jeszcze musi się dużo nauczyć"-przekonywał dziennikarz przed rozprawą. 

Witold Gadowski wyraził nadzieję, że zwycięzy sprawiedliwość i wolność słowa, którą w tej chwili próbuje mu ograniczyć niemiecki koncern medialny. 

"Idę do polskiego sądu wierząc, że wierzę w polską praworządność i w polskie prawo. Nie jesteśmy w Berlinie. Idę, żeby zwyciężyć mając rację i sprawić, że niemieckie koncerny zrobią przynajmniej pół kroku w tym co dzieje się na polskim rynku. Jesteśmy w Polsce!"- powiedział publicysta.

yenn/Twitter, Fronda.pl