Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: „Na dobrych relacjach Stanów Zjednoczonych i Rosji zyskać mógłby cały świat”- powiedział ustępujący prezydent Barack Obama podczas ostatniej konferencji prasowej przed opuszczeniem Białego Domu. Obama zaznaczył jednocześnie, że w interesie Ameryki leżą „konstruktywne relacje z Rosją”, co jednak strona rosyjska konsekwentnie utrudnia, a dzieje się to, odkąd Władimir Putin ponownie został prezydentem. W ocenie kończącego kadencję amerykańskiego przywódcy, Rosja Putina powróciła do retoryki z czasów zimnej wojny
Gen. Roman Polko: Przede wszystkim ustępujący prezydent Barack Obama stwierdził oczywistość. Rosja, mimo wyciągniętej dłoni Zachodu i chęci budowania pozytywnych relacji, łamie międzynarodowe postanowienia. Najpierw dokonuje ataku na Gruzję, później- aneksji Krymu, następnie- destabilizuje Donbas, wreszcie, mówiąc, że pomaga Syrii, bombarduje Aleppo i morduje ludność cywilną, a w międzyczasie dokonuje licznych prowokacji oraz uruchamia trolli prowadzących wojnę informacyjną. Tego rodzaju działania są niebezpieczne dla świata. I dzisiaj nie da się już tego faktu „zamieść pod dywan”, jednak w Europie nie brakuje politycznych cyników, którzy udają, że nic się nie dzieje, a Putin może rozwiązać ich problemy. Zachodowi zależy na pozytywnych relacjach z Rosją i myślę, że jest to dobre przesłanie dla nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Z jednym zastrzeżeniem: Zachód nie może być naiwny i kolejny raz potknąć się o ten sam kamień.
Niektóre wypowiedzi Donalda Trumpa na temat Rosji budzą jednak zaniepokojenie wielu komentatorów. Tymczasem przedstawiciele polskiego rządu, jak np. szef i wiceszef MON są dość dobrej myśli, zaś prezydent Duda powiedział niedawno podczas konferencji prasowej, że politykę Trumpa poznamy po jego czynach
Dokładnie tak. Nie chodzi o to, by Donald Trump werbalnie atakował Rosję, żeby coś Rosji wypominał. Od słów ważniejsze są działania. Nie widziałem żadnych zaprzeczeń ze strony Donalda Trumpa, jeśli chodzi o konieczność wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Wierzę, że jako biznesmen, będzie kierował się przede wszystkim inteligencją, ale również doświadczeniem, które wyniósł z biznesu. Ponadto, ludzie, których Donald Trump wybrał na swoich współpracowników, również będą zajmować się czymś innym, niż do tej pory. Myślę, że prezydent-elekt wybrał te osoby do swojej administracji właśnie ze względu na walory intelektualne oraz doświadczenie, a nie ze względu na wcześniej głoszone przez nich poglądy. Nowe stanowiska będą z pewnością generowały nowe wyzwania i współpracownicy Trumpa raczej nie będą podzielać swoich wcześniejszych zachowań.
Szczególnie ciekawy jest wybór gen. Jamesa Mattisa na sekretarza obrony. Mattis jasno wyraża swoje stanowisko wobec polityki Rosji i w czasie kampanii wyborczej krytykował niektóre wypowiedzi Trumpa
O tej postaci chciałbym powiedzieć w zupełnie innym aspekcie, patrząc na nasze siły zbrojne. Większość prezydentów Stanów Zjednoczonych kończyła West Point, czyli uczelnie wojskowe. Fakt, że wojskowi zajmują tak wysokie stanowiska pokazuje, że ich umiejętności, wiedza i doświadczenie są wykorzystywane w praktyce. Funkcja, jaką będzie sprawował gen. Mattis oczywiście różni się od tego, co robił dotychczas, nie jest to dowodzenie armią czy dywizją, jednak te doświadczenia z całą pewnością przydadzą mu się na stanowisku sekretarza obrony.
W wywiadzie dla „Wall Street Journal” z zeszłego tygodnia prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych powiedział, że jest gotów w przyszłości wycofać sankcje wobec Federacji Rosyjskiej, jeżeli Rosja pomoże USA w walce z terroryzmem. Jak w rzeczywistości wygląda ta rosyjska „walka z terroryzmem”?
Wiadomo, że Rosja nie wysyła wojsk do Syrii po to, aby pomagać światowi Zachodu w walce z terroryzmem. Chodzi jej wyłącznie o to, aby umacniać swoje wpływy i umacniać reżim Assada. Prezydent Obama został już wcześniej ograny przez Putina. Planował wówczas własną interwencję w Syrii, natomiast prezydent Rosji zablokował ją rzekomym samorozbrojeniem się i pozbawieniem arsenału chemicznego przez reżim Al-Assada. Jeszcze raz podkreślam, to wszystko są tylko słowa. Jeśli chodzi o słowa, to „miękkość” jest wręcz wskazana. Siła musi być natomiast w działaniach. Ufam, że nowa administracja Obamy, zamiast bawić się w protestacyjne, dyplomatyczne słówka, będzie pilnować, aby za słowami szły konkretne czyny. Jeżeli więc Putin będzie wspierał walkę z terroryzmem, to ta współpraca zapewne będzie lepsza. Jeśli jednak mówimy o walce z terroryzmem, to za dobrą monetę nie będą brane takie działania, jakie miały miejsce chociażby podczas bombardowania Aleppo i zabijania tamtejszej ludności cywilnej.
A czy nowy prezydent USA da się „ograć” Putinowi?
Myślę, że Trump ma doskonałe rozeznanie w sytuacji i tę „partię szachową” czy „partię pokera” rozegra z „zimną” twarzą. Nie ma co pokazywać swoich „kart”, tylko skutecznie działać w tym kierunku, aby polityka deklarowana przez Stany Zjednoczone, oparta na przyjmowaniu pewnych wartości i wywiązywaniu się z porozumień, była w praktyce realizowana. Owszem, nowy prezydent USA ma na swoim koncie kilka niefortunnych wypowiedzi, ponieważ jego doświadczenie polityczne nie jest zbyt bogate. Jednak poznamy go dopiero po czynach, z tych paru wypowiedzi trudno bowiem ocenić to, co będzie się działo w praktyce. Również ustępujący prezydent mówił, że pozytywnie podchodzi do prezydentury swojego zastępcy, nie widzi w niej zagrożenia, ale szansę. Niektóre scenariusze prezydentury Donalda Trumpa opierają się na „myśleniu życzeniowym” rosyjskich trolli, ale niespecjalnie wierzę w to, by to „chciejstwo” Kremla miało zostać zrealizowane w praktyce.
Bardzo dziękuję za rozmowę.