Tomasz Wandas, Fronda.pl: „Utworzenie stałej bazy USA w Polsce to zagrożenie naszego bezpieczeństwa” taką opinię wyraził gen. Mirosław Różański, były już wojskowy oraz były dowódca Rodzajów Sił Zbrojnych RP. W ten sposób skomentował negocjacje ze stroną amerykańską w sprawie utworzenia bazy. Co sądzi Pan o tej wypowiedzi generała Różańskiego?
Gen. Roman Polko: Mam nadzieję, że nastąpiło tu jakieś przekłamanie, gdyż dawno nie słyszałem większej bzdury. Myślę, że generał Różański w pewnym stopniu swoją edukację zawdzięcza Amerykanom.
Czy rzeczywiście?
Tak. Polska armia wiele zawdzięcza Amerykanom. Od momentu, kiedy pomagali nam wejść do NATO, aż do momentu, kiedy właściwie Unia Europejska patrzyła na to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą z małą chęcią pomocy, to Amerykanie jako pierwsi wystawili u nas swoją brygadę. Wojska amerykańskie przez swą obecność na terenie Polski wyraźnie pokazują solidarność z Polakami, co z pewnością ma duże znaczenie dla naszego bezpieczeństwa.
Czy nie powinien wiedzieć tego generał Różański?
Generał Różański jako żołnierz musiał widzieć jak nasi żołnierze dużo wynoszą ze wspólnych szkoleń z żołnierzami amerykańskimi. Sam przyznam, że z nikim nie współdziałało mi się tak dobrze, jak z Amerykanami.
Jakiś konkret?
Jeśli ktoś dobrze się sprawdził podczas wspólnej misji - tak jak my w Iraku, czy wcześniej w Kosowie - to nie czuł różnicy czy korzysta z własnego, czy z amerykańskiego sprzętu. GROM podczas operacji w Iraku, korzystał z tego, co dawali Amerykanie, a były to: śmigłowce, pojazdy, wywiad, rozpoznanie terenu. Amerykanie traktowali nas po partnersku, a nawet jak swoich. Amerykańskimi siłami specjalnymi w Kosowie realizowaliśmy wspólnie wiele operacji wojskowych, dużo mogliśmy się tam od nich nauczyć.
Jak natomiast jest w tej chwili?
W tej chwili widzę, że żołnierze czerpią równie dużą satysfakcję ze współpracy polsko-amerykańskiej. Ta współpraca w niczym nie przypomina układów z „bratnimi” armiami Układu Warszawskiego i ze Związkiem Sowieckim - dziś jest to rzeczywiście braterskie współdziałanie. Osobiście przyznam, że mimo, iż Amerykanie mają wiele kierunków zainteresowań w różnych częściach świata, to jednak potrafią być solidarni pamiętając o tym, że Polska jest wiarygodnym partnerem, który nie unika żadnych zobowiązań.
Różański we wpisie na Twitterze stwierdził, że w jego przekonaniu utworzenie stałej bazy USA w kraju „zwolni Rosję z przestrzegania porozumienia NATO-Rosja z Paryża 1997r.”, co może – według niego – „spotęgować zagrożenie naszego bezpieczeństwa”. Czy jest to zasadny argument?
Oczywiście, Putin znany jest przecież na świecie z tego, że nigdy nie kłamie i że przestrzega wszystkich zawartych porozumień! Proszę przypomnieć sobie jak funkcjonowała umowa międzynarodowa dotycząca Krymu? Łamanie postanowień międzynarodowych, częste przekraczanie granicy, prowokowanie Sojuszu Północnoatlantyckiego przez Rosjan. Czym jest to wszystko? Do tej pory myślałem, że to tylko kierowani poprawnością polityczną „pożyteczni idioci” zza naszej zachodniej granicy „tańczyli” wokół tego ,,niedźwiedzia”, przekazując mu inicjatywę i wykazując totalną bezradność Sojuszu, pokazując, że NATO jest „papierowym tygrysem”, który nie potrafi adekwatnie reagować do zagrożeń, które się pojawiają.
Nie wiem, co kierowało generałem Różańskim i dlaczego tak skomentował wolę zbudowania bazy amerykańskiej w Polsce, gdyż jest to człowiek z bojowym doświadczeniem - kierował armiami polskimi poza granicami kraju, prowadzone przez niego zadania był świetnie realizowane. Dziwi mnie przytoczony przez pana wpis generała, mam nadzieję, że zrobił to pod wpływem chwili. Liczę na to, że wróci mu zdrowy rozsądek. Podobnie zresztą wygląda sprawa z niektórymi wypowiedziami kanclerz Niemiec.
Co ma Pan Generał na myśli?
Dziwne są głosy z Niemiec, które mówią, że skandalem jest, iż amerykańskie wojska przejeżdżają przez ich teren, gdyż prowokują w ten sposób Putina. Doskonale wiemy, że do Rosji, do Putina przemawia język czynów. Jeżeli będziemy udawać, że nic się nie dzieje, i że jako „rycerze” będziemy przestrzegać wszystkich porozumień zawartych z Kremlem, to skończymy tak samo, jak rycerze w średniowiecznej Europie. Barbarzyńcy ich najeżdżali, a ci byli zdziwieni, że najeźdźcy nie przestrzegają podstawowych praw. Jednym z najbardziej irytujących głosów w dyskusji dotyczącej prowokacji rosyjskich był wniosek, że najlepiej nie robić nic, bo gdy podejmiemy jakiekolwiek działania, to Putin się obrazi. Rozumiem, że w tym momencie mielibyśmy zrezygnować z budowy bazy wojskowej tylko dlatego by nie zdenerwować rosyjskiego agresora?
A nie rozwścieczymy tym Putina i nie wzrośnie ryzyko ataku Rosjan na Polskę?
Nie, nie będzie tak, że rozwścieczymy tym Putina i wojska rosyjskie dojdą do Warszawy w trzy dni - jak piszą niektóre tabloidy.
A mogłyby dość?
Nie, nie dojdą. Poleciłbym tutaj przeczytać moją książkę pt. „Bezpiecznie już było”, w której piszę, dlaczego tak nie będzie. W książce tej tłumaczę, dlaczego tak nie będzie, wspominam też, jak działają rosyjskie trolle. Jeden rozdział poświęcam „postprawdzie” i temu w jaki sposób „urabia się” opinię publiczną po to, by uzyskać własne cele bez prowadzenia działań.
Niestety, generał Różański wpisał się w kremlowską propagandę. Jej chodzi właśnie o to, by w Polsce pojawiały się takie komentarze.
Niewątpliwie z tą sprawą wiąże się ostatnia wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w USA. Czy możemy być nią usatysfakcjonowani? Padło wiele słów o bazach.
W mojej ocenie takie bazy powinny powstać. Wystarczy popatrzeć, jak funkcjonuje system garnizonów - niestety jest bardzo ściśle chroniony przez lokalnych polityków, którzy w ogóle nie patrzą na kwestie bezpieczeństwa, strategii.
O czym Pan mówi?
Mówię o tym, że podnoszą oni wrzawę, kiedy jakaś jednostka jest likwidowana. Niewątpliwie, działa tam system lokalnego lobbyingu. Doprowadza to do absurdów takich jak to, że szesnasty batalion powietrzno-desantowy jest ulokowany w centrum Krakowa i do najbliższej strzelnicy ma kilkaset kilometrów (nie mówiąc już o innych obiektach szkoleniowych). Stąd takie bazy powinny powstać dla Amerykanów, dla polskich żołnierzy. Ta infrastruktura będzie nowoczesna, będzie budowana według najnowszych standardów.
Dobrze by było - nawet teraz, gdy gościmy Amerykanów - nie skupiać się na samych bazach, ale na tym, by nasi sojusznicy mogli tu normalnie funkcjonować. Jak na razie mamy do czynienia z wieloma absurdami, ograniczeniami, które opóźniają czy wręcz paraliżują ich działanie.
Nasz system administracji samorządowej, państwowej jest ciągle dość ciężki w działaniu - Polakom trudno go rozszyfrować a co dopiero naszym partnerom, którzy przyjechali ze Stanów Zjednoczonych.
Rozumiem, że cieszy się Pan, że doszło do spotkania Dudy z Trumpem w USA?
Dobrze, że doszło do tego spotkania - niewątpliwie było ono ważne. Myślę jednak, że Amerykanie są pragmatykami i lepiej przemówi do nich język czynów, działań. Powinniśmy zatem mniej mówić o powstawaniu baz, a w końcu zacząć coś budować.
Czy myśli Pan, że Donald Trump pozwoli na to, aby ta baza nosiła jego imię?
Nie widzę w tym nic złego, a nawet myślę, że osobiście prezydentowi Trumpowi będzie przyjemnie, gdy baza, która powstanie będzie nosiła jego imię.
Sekretarz ds. sił lądowych US Army Mark Esper w komentarzu udzielonym agencji AFP wyraził przekonanie, że Polska może nie być jeszcze gotowa na „Fort Trump”, czyli budowę na terenie naszego kraju stałej bazy wojsk amerykańskich. Jest w tym jakaś racja czy to po prostu polityka?
Moim zdaniem jest to kwestia pragmatyzmu amerykańskiego. Nie wystarczy o tym mówić, trzeba podjąć działania. Podejrzewam, że żołnierze amerykańscy na bieżąco raportują o trudnościach, które tu napotykają. Faktem jest, że należałoby zadbać najpierw o ten komponent żołnierzy amerykańskich, który już mamy, tak, by byli oni usatysfakcjonowani warunkami szkoleniowymi i tym, w jaki czas mogą tu spędzać czas wolny. Reasumując, nie ma co czekać z realizacją bazy „Fort Trump”, trzeba po prostu rozpocząć budowę.
Esper był w styczniu w Polsce; uważa, że nasz kraj nie ma do zaoferowania wystarczająco dużo miejsca na bazę, by móc sprostać amerykańskim wymogom dotyczących trenowania żołnierzy. Jak wskazał, tereny oferowane przez rząd są za małe, by zapewnić możliwość prowadzenia ćwiczeń artyleryjskich, szkolenia i funkcjonowania poligonu. To jesteśmy gotowi czy nie?
O to trzeba byłoby pytać polityków, którzy gościli tu Espera - jeśli pokazali mu jakiś przykoszarowy ogródek, to nie zobaczył zbyt wiele. Myślę, że - jeszcze - jesteśmy na to gotowi i póki co mamy wystarczająco dużo miejsca na taką bazę. To Holendrzy - gdy z nimi rozmawiałem - powiedzieli mi, że gdy chcą robić szkolenia z większym rozmachem, to muszą mieć zagranicę, a nawet u siebie do artylerii produkują amunicję z mniejszą ilością prochu, by spełnić lokalne wymogi. Tereny mamy, poligony też, spokojnie dałoby się wyznaczyć odpowiednie miejsce na taką bazę, stąd nie zgodzę się z opinią, że nie jesteśmy gotowi na jej powstanie. Pragnę dodać, że nie dostrzegam w tej opinii złej woli, moim zdaniem, gdy Esper był tu na miejscu, nie miał obok siebie kogoś, z kim konkretnie mógł na ten temat porozmawiać. Dlatego wydał taką, a nie inną opinię.
Dziękuję za rozmowę.