23 grudnia 2011 roku sekretarz stanu USA Hillary Clinton wystosowała bezprecedensowy list do premiera Węgier Viktora Orbana. Skrytykowała w nim lidera prawicowego FIDESZu i jego rząd za niszczenie systemu instytucji demokratycznych. Media w Budapeszcie cytowały wówczas amerykańskich komentatorów w Waszyngtonie, którzy podkreślali, że od upadku komunizmu nie było jeszcze tak wysokiego poziomu napięcia między obu krajami i administracja Baracka Obamy z chęcią uwolniłaby się od Orbána.
Część obserwatorów uważa, że jednym z inspiratorów wysłania listu przez Hillary Clinton był amerykański historyk i politolog węgierskiego pochodzenia, profesor katedry Europy Środkowo-Wschodniej i Rosji na Uniwersytecie Johna Hopkinsa – Charles Gati. W czasie prezydentury Billa Clintona był on jednym z głównych doradców Sekretariatu Stanu. Jego żona, Toby Gati, pracowała tam do 1997 roku jako zastępca sekretarza stanu ds. wywiadu i badań politycznych. Dziś państwo Gati należą do grona najbliższych przyjaciół i doradców Hillary Clinton.
Sam Charles Gati już kilka dni po wysłaniu listu Hillary Clinton do Viktora Orbana przyznał w wywiadzie radiowym, że czytał to pismo przed jego wysłaniem i uważa je za „ostatnie ostrzeżenie”, mające doprowadzić do zmiany polityki węgierskiego rządu. Wkrótce potem w wypowiedzi dla węgierskiego tygodnika „168 Óra” Gati stwierdził, że widzi możliwość odsunięcia rządu Orbana – jeśli można, to w sposób demokratyczny, a jeśli nie można, to za pomocą innych środków.
W związku z tym węgierski tygodnik „Heti Válasz” zwrócił się do Gatiego z prośbą, by opowiedział konkretnie, o jakich sposobach – demokratycznych i niedemokratycznych – myślał, mówiąc o odsunięciu Orbána.
Oto odpowiedź Gatiego: „Jeśli pięć lat temu ktoś by mnie zapytał, czy USA będą miały czarnoskórego prezydenta lub czy lud zrzuci Mubaraka, odpowiedziałbym wtedy, że jak na razie nie widzę ku temu możliwości. Historia sprawiła inaczej. Dziś trudno sobie wyobrazić, by w ramach nowej węgierskiej ordynacji wyborczej można było zwyciężyć FIDESZ. Ale do roku 2014 wiele wody upłynie w Dunaju”.
Następnie Gati naszkicował pięć scenariuszy obalenia rządu Orbana:
Scenariusz 1: „W 2014 roku FIDESZ przegrywa wybory”.
Scenariusz 2: „W 2012 lub 2013 roku FIDESZ będzie potrzebował nowej legitymacji, dlatego ogłosi przyspieszone wybory, gdyż jego popularność zatrzyma się lub zacznie upadać. Wówczas jednak przegra te wybory”.
Scenariusz 3: „Stan gospodarki dalej będzie się pogarszał, w wyniku braku pożyczek Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Wtedy część liderów FIDESZu zwróci się przeciw parze Orbán – Matolcsy [minister gospodarki narodowej], a na ulice wyjdą wielotysięczne demonstracje. Podobnie jak było w przypadku Grecji czy Włoch, duet Orbán – Matolcsy oraz ich poplecznicy zostaną zmuszeni do podania się do dymisji. Do władzy dojdzie prawdziwie konserwatywny, a więc nie populistyczny, centroprawicowy rząd FIDESZu”.
Scenariusz 4: „Nowy rząd – chcąc wzmocnić swoją legitymację – zatrudni kilku prawdziwych profesjonalistów, którzy zarówno w Brukseli, jak i w Waszyngtonie przekonująco zagwarantowaliby przywiązanie rządu wobec wolnego rynku i stylu zachodniej demokracji. W tej wersji poważną rolę, wręcz decydującą, mieliby: Gordon Bajnai [były premier z partii socjalistycznej]i Péter Ákos Bod [były szef Węgierskiego Banku Narodowego], może też Lajos Bokros [były minister finansów w rządzie socjalistycznym].”
Scenariusz 5: „Wojna domowa. Może do niej dojść, gdy rząd, z powodu swych chaotycznych posunięć gospodarczych, nie tylko utraci zaufanie większości społeczeństwa, ale też wyborcy zrozumieją, że w XXI wieku ciągle powtarzane polityczne tyrady o suwerenności to czcza gadanina. Boże uchowaj, by sytuacja wyrodziła się do tego stopnia, lecz nie wykluczam i takiej możliwości, jeśli dalej będzie trwało to krnąbrne i irracjonalne odrzucanie [przez Węgrów] krytyki z Zachodu.”
Zapytana przez „Heti Valasz” o komentarz do tej wypowiedzi ambasador Stanów Zjednoczonych w Budapeszcie, Eleni Tsakopoulos Kounalakis, stwierdziła, że celem USA nie jest obalenie rządu Viktora Orbána, ale stanowisko Gatiego wydaje się „godne uwagi”.
Faworytem administracji Obamy wydaje się Gordon Bajnai, polityk partii socjalistycznej, który był już premierem Węgier w latach 2009-2010, gdy zastąpił skompromitowanego Ferenca Gyurcsanya. Komentatorzy w Budapeszcie porównują jego ówczesne premierostwo do rządów Marka Belki w Polsce w latach 2004-2005. Obaj byli partyjnymi technokratami lewicy, obaj objęli władzę po swych poprzednikach, którzy musieli odejść w niesławie, obaj też nie mogą narzekać na oferty ze strony zachodnich środowisk finansowych, politycznych i akademickich. Bajnai w zeszłym roku został wykładowcą na Uniwersytecie Johna Hopkinsa w USA, zaangażował się też w prace Centrum Stosunków Transatlantyckich, którym kieruje Dan Hamilton, zastępca sekretarza stanu w administracji Billa Clintona.
Gordon Bajnai cieszy się również zaufaniem Charlesa Gatiego. To charakterystyczne, że ten ostatni, wypowiadając się o premierach rządzących na Węgrzech po 1990 roku chwalił tylko tych, którzy wywodzili się z partii socjalistycznej (Horn, Gyurcsany, Bajnai).
Skąd to poparcie amerykańskiej administracji dla węgierskich postkomunistów? Odpowiadając na to pytanie, „Heti Valasz” cytuje wypowiedź zmarłego trzy lata temu generała Williama Odoma, dyrektora Narodowej Agencji Bezpieczeństwa USA w rządzie Ronalda Reagana. Mówił on: „Socjaliści mają poczucie winy, więc podlizują się nam. To jest korzyść, której tylko głupiec by nie wykorzystał. Byli węgierscy komuniści poddają się nam tak, jak przedtem poddawali się swoim sowieckim panom. I zadziwia ich, że z nami łatwiej jest pertraktować."
Ostatnie wydarzenia na Węgrzech pokazują, że pojawił się tam polityk, który nie ma takiego poczucia winy i nie podlizuje się ani Waszyngtonowi, ani Brukseli. Poza tym realizowany przez Orbana projekt budowania węgierskiej państwowości na fundamencie wartości chrześcijańskich spotyka się z ideologicznym sprzeciwem lewicowo-liberalnego establishmentu. W związku z tym „Heti Valasz” prognozuje, że jeśli sytuacja na Węgrzech będzie się toczyć nadal nie po myśli administracji Baracka Obamy, wówczas Waszyngton może zareagować wobec Budapesztu w sposób bardziej zdecydowany.