Angela Merkel stawia sprawę jasno – albo Polska przyjmie nałożone przez Niemcy, dobrowolne kontyngenty uchodźców, które musi przyjąć, albo koniec strefy Schengen. Niemcy przeżywający rekordowy najazd uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu latami odsuwały wszelkie globalne, systemowe rozwiązania, choć problem nabrzmiewa od kilku dekad. To, co dziś proponuje Europie Pani Kanclerz, sprowadza się do uczynienia z krajów Europy Środkowo-Wschodniej miejsca budowy przejściowych niemieckich obozów dla uchodźców, na niemieckim wikcie, ale na polskiej ziemi – i tym razem pod polską strażą.
To u nas, biednych kuzynów ze Wschodu, zamierza zatem Pani Kanclerz dokonywać wstępnej selekcji przybyłych uchodźców: na tych, którzy przydadzą się przemysłowi niemieckiemu w Reichu od zaraz, od tych nieprzydatnych „muzułmanów”, jak mówiło się w Auschwitz o niezdolnych do pracy. Tych ostatnich Polska miałaby deportować lub użerać się z nimi na miejscu. Adaptując stare polskie przysłowie o posiadaniu dzieci i pszczół: kto ma ule, ten ma miód, kto ma uchodźców, ten ma smród. Oczywiście, Angela Merkel chce po pańsku za ten smród uczciwie nam zapłacić, to trzeba przyznać. Jak uczą jednak doświadczenia z historii, trzeba zadać pytanie: co się stanie, gdy kiedyś przestanie płacić?
Ano, pieniądze się skończą, a smród już u nas pozostanie. Skoro zatem, jak onegdaj ogłosiła Angela Merkel, islam jest religią państwową Niemiec, niech już Niemcy pozostaną konsekwentnie naturalnym miejscem migracji dla Afryki i Bliskiego Wschodu, a nam przestaną zawracać głowę swoimi szantażami likwidacji strefy Schengen. Kiedyś żelazna kurtyna dzieliła nas cywilizacyjnie od świata Zachodu. Dziś likwidacja strefy Schengem może nas skutecznie ochronić przed Niemieckim Kalifatem! Wystarczą nam więzi gospodarcze NATO i obecność USA. Reszty nie trzeba, Pani Kanclerz, dzięki, reszty nie trzeba…
Tadeusz Grzesik
PS. A i dekadenckim elitom umierającej starej Europy przyda się w końcu takie miejsce wolne od islamu i tolerancji w stylu zachodnim, jak Polska, do którego można byłoby wpaść na urlop i podkurować uszy kaleczone codziennym wrzaskiem muezina z wieży byłego kościoła za rogiem. To jak, Pani Kanclerz Merkel?