Już od jakiegoś czasu, bytyjski astrofizyk, kosmolog, fizyk teoretyk Stephen Hawking zadeklarował, że jest ateistą. Ten autor dzieła pt. "Krótka historia czasu" w rozmowie z cnet.com powiedział, że współczesna nauka jest tak rozwionięta, że nie potrzebuje już Boga do wyjaśnienia rzeczywistości. "Zanim odkryliśmy wiele praw nauki, wiara w to, że Bóg stworzył wszechświat, było czymś naturalnym. Teraz jednak nauka oferuje o wiele bardziej przekonujące wyjaśnienia". Niestety próżno szukać racjonalnych uzasadnień takiej tezy. Hawking jedynie publicznie zadeklarował kolejny raz, że jest ateistą i tyle.
Na swój wcześniejszy komentarz, że nauka może pomóc ludzkości "poznać umysł Boga", dziś Hawking tak odpowiada: "To znaczy, że nauka pozwoli nam zrozumieć wszystko to, co wiedziałby Bóg, gdyby istniał. Ale Bóg nie istnieje. Jestem ateistą".
Znany naukowiec dodał przy tym, że "wiara opiera się na cudach, a te nie są zgodne z nauką". Jego zdaniem nie ma takiego aspektu rzeczywistości, który byłby poza zasięgiem ludzkiego umysłu. Więc fakt, że ktoś miał np. raka, a po wstawiennictwie u świętego, automatycznie nie ma choroby w organizmie, dla Hawkinga nie ma znaczenia. A przecież choroba to nie wiara, ale coś bardzo namacalnego. I nauka, w tym przypadku medycyna staje przed wyjaśnieniem, dlaczego rak zniknął? I w wielu przypadkach rozkłada ręce. Więc co w takim przypadku? Nauka nadal potrzebuje Boga, bo inaczej staje się bezużyteczna.
Za Hawkinga trzeba się modlić, by odnalzł sens życia, który jak widać stracił z oczu.
Philo/cnet.com