- Istnieją znaki, że Allah udzieli wielkiego zwycięstwa islamowi w Europie. Bez mieczy, bez karabinów, bez podbojów. Niepotrzebni są nam terroryści, nie potrzebni samobójcy. 50 milionów muzułmanów (w Europie) przekształci ją w muzułmański kontynent w ciągu kilku dziesięcioleci - powiedział w 2006 roku w wywiadzie dla telewizji Al-Jazeera, nieżyjący już przywódca Libii Muammar al-Kaddafi. Jego słowa wydają się być dziś prorocze.
Izraelski punkt widzenia
W 2012 roku miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu w Knesecie z byłym ambasadorem Izraela w Watykanie i w państwach bałtyckich, Odedem Ben-Hurem. Jednym z tematów naszej rozmowy była mniejszość muzułmańska w Europie Zachodniej, która według wskaźników demograficznych już w niedługim czasie stanie się większością. Dyskutowaliśmy także o zaślepieniu europejskich elit, które albo nie widzą w tym żadnego zagrożenia albo ze względu na dyktat poprawności politycznej boją się o tym głośno mówić. Oded Ben-Hur dziwił się i niepokoił zarazem, że w parlamentach takich państw, jak Francja, czy Wielka Brytania nie odbyła się dotąd żadna poważna debata na temat rosnącej liczby muzułmanów i wpływu islamu na przyszłość Europy. Dodał także, że europejskie elity żyją w świecie iluzji sądząc, iż muzułmanie zlaicyzują się i wtopią w europejskie społeczeństwa, przyjmując tożsamość narodów, w których obecnie żyją. Podkreślił on również, że nawet zlaicyzowani muzułmanie, w momencie, w którym ich arabscy krewni zażądają od nich dokonania aktów terroru w Europie, posłusznie wykonają owe polecenia (choć Ben-Hur wypowiadał się bardzo dyplomatycznie i nie powiedział wprost o islamskiej "piątej kolumnie w Europie", to jednak, tak należałoby to odczytywać). Na koniec dyskusji Ben-Hur zaznaczył, że konflikt izraelsko - palestyński już dawno zostałby zażegnany, gdyby chodziło w nim tylko o ziemię i napięcia na tle narodowościowym. Jego zdaniem sednem konfliktu palestyńsko - izraelskiego są bowiem w istocie kwestie religijne i rywalizacja między judaizmem a islamem, która powoduje, iż porozumienie między Palestyńczykami a Żydami jest wyjątkowo trudne, o ile w ogóle możliwe.
Zaślepione elity
W środowiskach prawicowych wiele mówi się dzisiaj o destrukcyjnym wpływie na Europę ogólnie pojętej lewicowej ideologii. Zbyt rzadko jednak - zwłaszcza w szerokiej debacie publicznej - poruszany jest temat wyznawców islamu i tego, jakie konsekwencje dla Europy może nieść ze sobą zwiększająca się w lawinowym tempie liczba muzułmanów zamieszkujących nasz kontynent. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że tym, co najprawdopodobniej nieodwracalnie odmieni oblicze Europy nie będzie wcale nihilizm i hedonizm, ale właśnie islam. Oczywiście zanim do tego dojdzie zatriumfują "izmy" spod znaku Conchity Wurst, ale one, jak już zresztą widać, zamiast przeciwdziałać islamizacji, tylko przygotowują pod nią grunt. Taką wizję potwierdzają chociażby doniesienia medialne o coraz to nowych przywilejach i udogodnieniach dla muzułmanów w Europie Zachodniej, których z kolei odmawia się chrześcijanom. Hołubiona przez europejskie elity "kultura pokrzywdzonych mniejszości" stała się bowiem dla muzułmanów kluczem do serca Europy, która z kolei z uporem maniaka - masochisty sama podcina swoje korzenie i knebluje sobie usta poprawnością polityczną, skazując tym samym opartą na chrześcijaństwie cywilizację europejską na powolne samounicestwienie. Jedynym antidotum na ten stan jest powrót do chrześcijaństwa, a także zwiększenie się wśród Europejczyków wskaźnika urodzin. Europejskie elity nie chcą jednak nawet o tym słyszeć. Wolą w swoim zaślepieniu dalej pchać Europę w paszczę islamskiego lwa.
Laicyzacja paliwem islamizacji
Kiedyś żeby przekształcić świątynie danej religii należało podbić mieczem jej wyznawców. Tak było z meczetem La Mezquita w hiszpańskiej Kordobie, czy z kościołem Hagia Sophia w Stambule. Obecnie do podobnych przekształceń świątyń dochodzi bez żadnej walki. W Europie ma dziś miejsce jawna i już nawet nie ukrywana islamska kolonizacja życia społecznego i religijnego, czego najwyraźniejszym przykładem są przekształcenia opustoszałych kościołów w meczety. W ostatnich kilkudziesięciu latach, w niektórych państwach zachodnich powstało więcej meczetów niż w ciągu ostatnich stu latach kościołów. Wszelka uległość jest bowiem odbierana przez muzułmanów, jako nasza słabość. Islam zaś bezlitośnie wykorzystuje słabość Zachodu, wypełniając jednocześnie pozostawioną po chrześcijaństwie pustkę. Czy tego chcemy, czy nie, islam jest obecnie najszybciej rozwijającą się religią w Europie.
Islamizacja Europy
O postępującej islamizacji Europy najlepiej świadczy demografia i problemy z asymilacją muzułmanów w społeczeństwach zachodnich. W państwach do których udają się muzułmanie, często tworzą oni getta, do których nie wpuszczają "niewiernych", w tym także miejscowej policji. Tworzą państwo w państwie. Wbrew prawu i obyczajom państwa goszczącego ich wprowadzają swoje własne prawa i obyczaje. Często nie poprzestają jednak na stworzonych przez siebie muzułmańskich państwach-miastach. Wkraczają w coraz to nowe obszary życia społecznego. Zawłaszczają przestrzeń publiczną, a nawet ingerują w przestrzeń prywatną rdzennych mieszkańców Europy. Muzułmanom w Szwajcarii nie podoba się na przykład krzyż widniejący na szwajcarskiej fladze, który ich zdaniem należałoby z niej usunąć. Ich zdaniem „chrześcijański symbol nie odpowiada już dzisiejszej wielokulturowej Szwajcarii”. Nie trudno zgadnąć, co w przyszłości miałoby zastąpić krzyż na szwajcarskiej fladze, aby w pełni zadowolić muzułmanów w Szwajcarii.
Kalifat Francuski
W niedzielnych mszach św. we Francji bierze udział tylko ok. 4,5 proc Francuzów. W "najstarszej córze Kościoła" liczba praktykujących muzułmanów jest przez to obecnie większa od liczby praktykujących katolików. Według nieoficjalnych danych we Francji żyje dziś ok. 12 mln muzułmanów. Ostatnie badania pokazały zaś, że aż 15 proc. mieszkańców Francji powyżej 15 roku życia odnosi się z sympatią do Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIS). W świetle informacji na temat ludobójstwa dokonywanego przez bojowników z ISIS, dane z Francji są zatrważające. Fakty są jednak nieubłagane. Poprzez wysoki przyrost naturalny oraz wysoki wskaźnik napływu muzułmańskich uchodźców i imigrantów, już w niedługim czasie muzułmanie bez jednego wstrzału, w sposób pokojowy przejmą nasz kontynent. Według innego scenariusza, równie pesymistycznego, jak ten pierwszy, do przejęcia Europy dojdzie w sposób siłowy. Proces przejmowania Starego Kontynentu rozpocznie się od zamieszek, które przerodzą się w długoletnie wojny domowe o podłożu religijnym. Jak mogą wyglądać takie zamieszki można było nie tak dawno zobaczyć we Francji i w Szwecji. Owe rozruchy to jednak nic w porównaniu z tym, co może nas czekać w przyszłości.
Londonistan
W książce pt. "Londonistan - jak Wielka Brytania stworzyła państwo terroru", która ukazała się w Polsce w 2010 roku, Melanie Phillips bardzo trafnie zdiagnozowała stan, w jakim obecnie znajduje się Wielka Brytania. Jej zdaniem przez patologię poprawności politycznej doszło do jawnego przyzwolenia na islamską ekspansję w brytyjskim życiu publicznym. Dodatkowo, brytyjski wywiad przez wiele lat przymykał oczy na rodzący się w Wielkiej Brytanii islamski ekstremizm oraz organizowanie przez jego przedstawicieli zamachów terrorystycznych, dokonywanych na całym świecie. Przyzwolenie brytyjskiego wywiadu na działania islamskich ekstremistów miało zagwarantować Wielkiej Brytanii bezpieczeństwo i spokój na własnym podwórku. Przeliczono się jednak. W 2005 roku islamiści organizując w Londynie zamachy bombowe w wyniku, których zginęły 52 osoby, a 700 zostało rannych złamali niepisaną umowę z brytyjskimi służbami. Ucierpiało wtedy między innymi sześciu Polaków, z czego trzy Polki poniosły śmierć. Należy wspomnieć, że większość terrorystów, którzy dokonali tych zamachów urodziła się i dorastała w Wielkiej Brytanii. Był to więc wyraźny znak, że brytyjska polityka względem muzułmanów poniosła fiasko. Nikt jednak nie przedsięwziął kroków, które mogłyby powstrzymać w przyszłości podobne wydarzenia.
22 maja 2013 roku na ruchliwej ulicy w londyńskim Woolwich, w biały dzień dwóch muzułmanów za pomocą noża i rzeźnickiego tasaka z zimną krwią zamordowało brytyjskiego żołnierza, 25- letniego Lee Rigby'ego. Niektóre brytyjskie media zgodnie z zasadą poprawności politycznej cenzurowały i łagodziły wydźwięk tego wydarzenia, jakby znowu nic wielkiego się nie stało. Dziś jednak już nie sposób chować głowę w piasek. Po stronie Państwa Islamskiego walczy bowiem prawie 800 brytyjskich obywateli, a dżihadyści z ISIS bez żadnych problemów rozdają na ulicach brytyjskich miast ulotki, w których zachęcają do wspierania Państwa Islamskiego. Wielka Brytania jest jaskrawym przykładem na to, jak nie należy postępować z muzułmanami. Dziś na zmiany może być jednak dla Londynu już za późno. Muzułmanie są bowiem największą liczebnie praktykującą grupą religijną w Wielkiej Brytanii. Spowodowane jest m.in. postępującą laicyzacją brytyjskiego społeczeństwa i odejściem Brytyjczyków od chrześcijańskich wartości w życiu publicznym. Proces laicyzacji Albionu, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej najdobitniej obrazują liczby. W przeciągu ostatnich 50 lat zamknięto bowiem w Zjednoczonym Królestwie ponad 10 tys. kościołów.
Obecnie brytyjskie służby wywiadowcze twierdzą, że amerykańskiemu dziennikarzowi Jamesowi Foley'owi obciął głowę bojownik ISIS, brytyjski raper z Londynu, Abdel-Majed Abdel Bary, znany pod pseudonimami L Jinny lub Lyricist Jinn. Nie jest to jednak jedyny europejski raper, który walczył w szeregach zbrodniczego Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie. W ISIS walczył bowiem m.in. niemiecki raper Deso Dogg (Denis Mamadou Cuspert), który miał w kwietniu 2013 roku ponieść śmierć w Syrii. (W tej kwestii pojawiają się sprzeczne wiadomości. Możliwe więc, że niemiecki raper wciąż żyje). Deso Dogg, który przybrał imię Abu Talha al-Almaniego, co znaczy po arabsku „Niemiec”, w publikowanych przez siebie filmach zachęcał niemieckich muzułmanów, aby dołączyli do dżihadu. Wiele osób posłuchało jego wezwania. W Syrii i Iraku walczy obecnie ok. 200 muzułmanów pochodzących z Niemiec. W listopadzie 2013 roku media poinformowały nawet, że podczas walk w Syrii zginął walczący po stronie rebeliantów siedmiokrotny reprezentant młodzieżowej reprezentacji Niemiec w piłce nożnej, 26-letni Burak Karan.
Prześladowania w Niemczech
Odbywający swoją posługę w jednym z większych niemieckich miast, znajomy ksiądz z Polski opowiadał mi kiedyś, jak podczas wygłaszania przez niego katechez do kościoła wkroczyło trzech muzułmanów. Zachowywali się w sposób agresywny i wyzywający. Mimo próśb nie chcieli opuścić świątyni, a zachodziło podejrzenie, że mogą być uzbrojeni. Dopiero wezwana do kościoła policja zmusiła nieproszonych gości do opuszczenia świątyni. Muzułmanie na odchodne obiecali jednak powrócić ze wsparciem. Groźbę potraktowano poważnie i reszta katechez odbywała się w asyście niemieckiej policji. Islamiści nie poprzestali jednak na groźbach i nie odpuścili księdzu. W krótkim czasie po owym wydarzeniu zajechali drogę jego samochodowi, wyciągnęli go ze środka i skopali. Na szczęście oprócz siniaków i obtłuczeń wyszedł z tego cało. Jak sam przyznawał mi z uśmiechem, zrobili to mało profesjonalnie. To tylko jeden z przykładów zachowań, jakie mają miejsce w samym sercu kiedyś chrześcijańskiej Europy. Nie powinno to jednak nikogo dziwić, zwłaszcza, że w ciągu ostatnich 10 lat w Niemczech zamknięto ponad 500 kościołów, z czego 400 świątyń katolickich. W planach zaś jest zamknięcie kolejnych 700 kościołów. Niektóre z nich mają być przekształcone w meczety. Widać wyraźnie, że islam w Niemczech wchodzi w miejsce chrześcijaństwa niczym taran, nie napotykając na swojej drodze żadnych przeszkód.
Bomba nuklearna w rękach muzułmanów
Brak problemów z muzułmanami Polska zawdzięcza słabej gospodarce, wysokiemu bezrobociu, niskim zasiłkom socjalnym, a także jednolitej kulturze oraz silnie zakorzenionej w narodzie polskim religii chrześcijańskiej, które razem wzięte nie sprzyjają imigracji muzułmanów do naszego państwa. Nawet jednak, gdyby w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat liczba muzułmanów w Polsce znacząco nie wzrosła, to i tak przed państwem polskim stoi nie lada problem. Jeśli bowiem przyrost naturalny wśród muzułmanów i niechęć do asymilacji będą się utrzymywały w Europie Zachodniej na obecnym poziomie, to już w 2050 roku większość społeczeństwa francuskiego i brytyjskiego będzie wyznawała islam. Oznacza to, że w Wielkiej Brytanii i Francji mogą wtedy rządzić już islamiści. W dłuższej perspektywie może się więc także zdarzyć, że Polska będzie w Unii Europejskiej razem z państwami muzułmańskimi, posiadającymi bombę nuklearną. W takim zaś wypadku, nie tylko zagrożone będzie bezpieczeństwo Polski, ale w ogóle jej istnienie. Nie jest to wcale political fiction, ale całkiem realny scenariusz.
Poważni politycy i mężowie stanu, wbrew krępującej zdrowy rozsądek fałszywej i autodestrukcyjnej poprawności politycznej, powinni zorganizować debatę w polskim Sejmie oraz w Parlamencie Europejskim na temat przyszłości Polski i Europy w kontekście zmian demograficznych i zwiększania się liczby muzułmanów w Europie. Polscy politycy powinni stanąć na wysokości zadania i zwracać także uwagę na islamizację Europy w dyplomatycznych rozmowach ze swoimi kolegami z zagranicy. Jeśli bowiem nie zajmą się tym teraz, to z problemem tym będą borykały się nasze dzieci i wnuki. Wtedy może być już jednak za późno na jakiekolwiek debaty.
Czas na pobudkę
Muzułmanie, którzy napływają do Europy i zamieszkują przedmieścia francuskich, brytyjskich, niemieckich, holenderskich, czy szwedzkich miast nie są zasymilowanymi, spokojnymi patriotami, jakimi są polscy Tatarzy. Muzułmańscy imigranci są zazwyczaj ludźmi, którzy nie chcą przystosować się do zastanych warunków i przestrzegać panujących w goszczącym ich państwie praw i obyczajów. Chcą zazwyczaj korzystać jedynie z dobrodziejstw państwa socjalnego i wolności słowa, aby narzucić „niewiernym” swoje prawa. W Polsce możemy jeszcze pisać i mówić o tym swobodnie. W Europie Zachodniej ludzie nie mają już takiego komfortu. Za krytyczne słowa pod adresem muzułmanów, czy islamu nie tylko mogą stać się pariasami salonu, ale mogą także zostać zaatakowani na ulicy, a nawet zabici. Tak właśnie było w przypadku zabitego 2 listopada 2004 roku w Amsterdamie, holenderskiego reżysera i publicystę Theo van Gogha, któremu 26-letni Holender marokańskiego pochodzenia Mohammed Bouyeri, podciął gardło za krytykę islamu. Choćby dlatego, póki nie jest jeszcze za późno warto rozpocząć na ten temat szeroką debatę. Nastał czas, aby przestać udawać, że zderzenie cywilizacji jest jedynie wymysłem Samuela Huntingtona. Trzeba wreszcie przyjąć do siebie gorzką prawdę o tym, że mamy do czynienia z islamizacją naszego kontynentu. Musimy także zdać sobie sprawę z tego, że islamskie kalifaty powstające przy granicy z Europą są realnym zagrożeniem dla światowego pokoju. Dlatego też trzeba zdławić je w zarodku. Jeżeli bowiem nie podejmiemy kroków przeciwko islamistom z ISIS w momencie, w którym wróg rośnie w siłę, to już niedługo będziemy musieli walczyć z jego przedstawicielami na naszym własnym podwórku.
Jeżeli ktoś myśli, że przemilczenie tego tematu załatwi sprawę, to się grubo myli. Chowanie głowy w piasek może się bowiem skończyć dla Polski i Europy tragicznie. Nie nawołuje w żadnym wypadku do nienawiści w stosunku do muzułmanów, gdyż są oni takimi samymi ludźmi, jak my. Sam znam muzułmanina, który swoją dobrocią i szlachetnością zawstydziłby niejednego chrześcijanina. Wskazuję jednak na zagrożenie, jakim jest dla Europy sam islam, którego zresztą pierwszymi ofiarami stali się sami muzułmanie. Patrząc bowiem na owoce islamu, trudno nie dojść do wniosku, że nie jest to wcale religia miłości i tolerancji, co zresztą w sposób wyraźny zdaje się potwierdzać liczba kościołów w Arabii Saudyjskiej, czy codzienne informacje ze świata oraz nauki płynące z Koranu, czy Hadisów. I choć kłamstwem byłoby twierdzenie, że każdy muzułmanin to terrorysta, to jednak nie można zaprzeczyć, iż większość terrorystów na świecie to właśnie muzułmanie. Oczywiście nie wszyscy muzułmanie wspierają Państwo Islamskie. Jaką mamy jednak pewność, że to nie oni właśnie reprezentują prawdziwe oblicze islamu i jego esencje? Najważniejsza jest wszakże sama baza i to, co z tej bazy wynika. Baza islamu, a także jej oddziaływanie na ludzi są zaś nierozerwalnie związane z uciskiem kobiet, agresją względem "niewiernych", a także brakiem tolerancji i wolności nie tylko w życiu publicznym, ale także często w życiu prywatnym. Islam, jako jedyna wielka religia na świecie stoi w jawnej opozycji, a wręcz wrogości do pozostałych religii. W imię Allacha mordowani są chrześcijanie w Nigerii, Iraku, Syrii i w wielu innych państwach na świecie. W Światowym Indeksie Prześladowań prowadzonym przez Open Doors, tylko w pierwszych 20 państwach otwierających światową listę prześladowań w 2014 roku, aż 18 to państwa, w których za prześladowaniami stoją wyznawcy Allacha. (https://www.opendoors.pl/przesladowania/2014_sip/2971641/). Muzułmanie w żaden sposób nie chcą jednak przyjąć do siebie, że problem tkwi w ich religii i na jakiekolwiek polemiki na ten temat reagują agresją, przez co zresztą tylko utwierdzają innych w słuszności głoszonych pod ich adresem oskarżeń.
Benedykt XVI o islamie
W 2006 roku, na Uniwersytecie w Ratyzbonie papież Benedykt XVI zacytował słowa bizantyjskiego cesarza z XIV wieku, Manuela II Paleologa: „Pokaż mi, co nowego przyniósł Mahomet, a wtedy ujrzysz tylko to, co złe i nieludzkie - jak choćby to, że nakazał, aby wiarę, którą głosił, rozszerzać za pomocą miecza”. Papież naraził się przez przytoczenie owych słów na ataki personalne ze strony islamistów, wspieranych przez zaślepione relatywizmem i poprawnością polityczną światowe elity. Tymczasem cytat przytoczony przez papieża wydaje się być wyjątkowo trafny i w pełni oddający to, co przynosi ze sobą islam.
Po tym tekście mogę być nazwany islamofobem. Jestem jednak nawet w stanie się z tym pogodzić. Jeżeli bowiem kogoś, kto mówi o otaczającej nas rzeczywistości bez kagańca poprawności politycznej oskarża się dziś o fobię, to w pełni zasługuję na to miano. Trzeba bowiem jasno i dobitnie stwierdzić, że islam jest dla Polski i Europy ogromnym zagrożeniem. Niestety współcześni ludzie tak bardzo ukochali ułudę i iluzję w której żyją, że zamiast pokojowo przeciwdziałać temu ewidentnemu zagrożeniu, nie robią w tej sprawie zupełnie nic, skazując siebie i swoje dzieci na pobudkę przez następcę Sulejmana Wspaniałego albo w najlepszym wypadku przez następcę Jana III Sobieskiego.
Gabriel Kayzer
Tekst w pierwotnej wersji bez aktualizacji, ukazał się w listopadzie 2013 roku na blogu Gabriela Kayzera na portalu Fronda.pl.