Chrześcijanie porywani w Syrii wykorzystywani są przez ekstremistów muzułmańskich jako żywe tarcze. Poinformował o tym nuncjusz apostolski w Damaszku, abp Zenari. O sytuacji w Syrii nuncjusz mówił z okazji nadchodzącej czwartej rocznicy wojny w tym kraju, która przynosi ogromne cierpienie wszystkim jego mieszkańcom, w tym wyznawcom Chrystusa.
Arcybiskup powiedział, że nie uwolniono wcale wszystkich 52 chrześcijańskich rodzin, które wcześniej porwali islamiści. Wręcz przeciwnie. Muzułmanie z ostatnią grupą porwanych wpadli w pułapkę, w efekcie porwali kolejne rodziny i osłaniali się nimi w czasie odwrotu.
„To nie jest pierwszy raz, kiedy cywile wykorzystywani są jako żywe tarcze. Mogę powiedzieć, że w ostatnich tygodniach konflikt przybrał na sile. Odczuwalne to jest także w Damaszku, gdzie zintensyfikowano ostrzał moździerzowy. Musimy być świadomi tego, że za pięć dni Syria niestety wejdzie w piąty rok wojny domowej, a raczej wojny regionalnej, zważywszy na krzyżujące się tu interesy. Niestety panuje przekonanie, że przemoc się jeszcze nasili” – mówił abp Zenari.
„Strony konfliktu idą w zaparte. Słyszalne z różnych stron nawoływanie do zawieszenia broni i wznowienia dialogu kolejny raz nie zostało wysłuchane. To co negatywnie odbiło się na konflikcie syryjskim, to napływ dżihadystów z zewnątrz: z Kaukazu, ale też z państw arabskich. Oni to, nie znając syryjskiej rzeczywistości, w tym także wkładu chrześcijan w społeczny i kulturowy rozwój tego kraju, stali się poważnym zagrożeniem dla miejscowej wspólnoty chrześcijańskiej. Powstrzymanie napływu tych dżihadystów jest koniecznym i pilnym krokiem do zrobienia” – kontynuował.
Jak dotąd syryjski konflikt pochłonął przynajmniej 200 tysięcy ofiar, z czego trzecia część to ludność cywilna. Dochodzą do tego 4 mln uchodźców wewnętrznych i dalsze 2 mln uchodźców, którzy opuścili Syrię.