Sebastian Moryń: Jak Pan ocenia środowe wystąpienie Premiera Donalda Tuska o aferze podsłuchowej, oraz nocne głosowanie nad wotum zaufania do Rady Ministrów?
Wojciech Sumliński: Mnie to wystąpienie, z przykrością to powiem, w niczym nie zaskoczyło. Sitwa zdaje się nie widzieć tego, co widzą wszyscy gołym okiem, czyli że doszliśmy do totalnego dna i Pan Donald Tusk robi wszystko, by przekazać nam, udowodnić, że to, co widzimy, to tego w rzeczywistości nie ma. A co widzimy? Widzimy, to co powiedział pan minister Sienkiewicz w nagranej rozmowie, że Polski już nie ma. To jest jakaś atrapa państwa.
Co w takim razie możemy z tym zrobić?
Tych ludzi granatem nie oderwie się od władzy. Pokazało to wczorajsze głosowanie nad wotum zaufania do rządu Donalda Tuska. Tam nie ma żadnego wstydu, poczucia przyzwoitości. Przypomnijmy sobie jak to było na Węgrzech (w czasach afery z premierem Gyurcsányiem) - „Kłamaliśmy w dzień, kłamaliśmy w nocy”! I tego rządu momentalnie po tym, już nie było. A to, co dzieje się u nas jest do N-tej potęgi większe do tego, co działo się na Węgrzech. A Pan Donald Tusk i jego sitwa zachowują się tak, że starają się nam wmówić, że wszystko jest w porządku. Mówią, że robią to w odpowiedzialności za Polskę. Powiem wprost: nie wyobrażam sobie, by rządzący mogli osiągnąć jeszcze większe dno, bo jesteśmy chyba już na dnie przez duże D. Po prostu obrzydliwość mnie bierze! Myślę, że każdy kto to wszystko śledzi i nie ma kompletnie zamkniętych oczu, odczuwa obrzydliwość tak samo jak ja.
Jako obywatel, ojciec czwórki dzieci, jako ktoś kto urodził się w Polsce i chce w niej umrzeć, widzę tylko dwie alternatywy na ten kryzys: rozgonić całą tą sitwę (bunt obywatelski) albo emigracja. Trzeciej możliwości nie widzę.
Czy scenariusz buntu obywatelskiego przeciwko obecnej władzy jest jednak realny?
Ja wciąż próbuję wierzyć, że jest. Chciałbym podkreślić, że od początku dokładnie obserwuję to, co dzieje się z aferą podsłuchową. Od momentu jak Tygodnik „Wprost” opublikował fragmenty nagrań, nie miałem żadnych wątpliwości, o co chodzi. Ktoś kto poznał osobiście Sylwestra Latkowskiego, poznał tak dobrze jak ja osobiście, wie, że to człowiek absolutnie bezideowy, dla którego słowo „misja” jest absolutnie nieznane. Wszyscy ci, którzy chcą poznać tę postać, niech sobie prześledzą czym Sylwester Latkowski zajmował się i jakie miał poglądy, kiedy rządziło Prawo i Sprawiedliwość. Wtedy udawał dziennikarza o poglądach prawicowych, kiedy jednak PiS odeszło od sprawowania władzy, lansował się jako człowiek prześladowany przez Prawo i Sprawiedliwość. Nakręcił wtedy haniebny film dotyczący zmarłej tragicznie pani Barbary Blidy, atakujący rząd PiS i pewne jego działania.
Mówiąc krótko Latkowski to człowiek, który idzie zawsze z prądem, nigdy pod prąd. Dlatego nie miałem żadnych wątpliwości, gdy tygodnik WPROST opublikował nagrania, że może to mieć charakter „misji dziennikarskiej”, czegoś co ma służyć dobru Polsce i służyć opinii publicznej. To była od początku gra: dużego pałacu z małym pałacem. Gra w gronie łobuzów, w gronie sitwy, w gronie tej samej hołoty – bo tak to trzeba nazwać - w której ta większa część atakuję tę mniejszą. Nie zmienia to oczywiście faktu, że wspaniale stało się, że do tej walki doszło. Wspaniale, można powiedzieć, bo część śpiących, może dzięki temu się obudzić i zobaczyć w jakim kraju żyjemy i kto nami rządzi. Oczywiście wciąż jeszcze wielu nie rozumie i zastanawia się jak doszło do tego, że Tygodnik „Wprost” wraz z Sylwestrem Latkowskim lansowany jest w tej chwili jako obrońca wolności słowa. Pusty śmiech mnie ogarnia!
Jeszcze raz podkreślę: bardzo dobrze, że to się stało. Do Donalda Tuska został wysłany jasny sygnał, podobny do tego jaki dostał swego czasu Aleksander Kwaśniewski (afera z PKN Orlen). Tyle tylko, że Tusk rozegrał to inaczej, zagrał Va banque, wkroczył do redakcji Tygodnika „Wprost” i … przegrał. Dzięki temu nastąpiła kumulacja tej sytuacji, która wiązała się z tymi podsłuchami. To nie jest rozgrywka w łonie jednej sitwy – to trzeba jasno powiedzieć.
Natomiast jako obywatel i jako dziennikarz, z jednej strony czerpię pewnego rodzaju satysfakcję, że ci, którzy do tej pory wierzyli, że żyjemy w normalnym państwie, mogą dzięki tej rozgrywce coś w końcu zobaczyć i mają szansę na przebudzenie się. Z drugiej strony mam te obawy – niestety – że wielu wciąż jeszcze śpi, nawet po takiej sytuacji i nie zamierza się obudzić. To jest dla mnie przerażające. Jeśli ta całą afera, to wszystko co obserwujemy od ostatnich tygodni, nie wywołało takiego ogólnego przebudzenia, jeżeli Warszawa nie stała się drugim Budapesztem i ten rząd nie został zmieciony w oka mgnieniu, to nie ma szans na ogólnopolskie przebudzenie.
Jestem głęboko przekonany, że prawdziwa zmiana nastąpi wtedy, kiedy zmieni się lokator Pałacu Prezydenckiego, bo w moim przekonaniu to tam usytuowane jest jądro ZŁA.
Natomiast od czegoś trzeba zacząć. I tym początkiem mogłoby być to, by Warszawa stała się drugim Budapesztem, żeby rząd Donalda Tuska przestał istnieć. Obecnie mamy to, że rząd się okopał, sitwa nie zmienia narracji wmawiając nam, że tak naprawdę nic się nie stało, afera podsłuchowa to jedno z wielu wydarzeń itp. Jedziemy dalej, bo jesteśmy odpowiedzialni za polskie państwo. Kiedy na to wszystko patrzę, do głowy przychodzą mi tylko dwa rozwiązania: albo tą sitwę pogonić, albo emigrować.
To co trzeba zrobić, by Warszawa stała się drugim Budapesztem? Czy PiS, czy ktokolwiek inny jest w stanie rozgonić tę sitwę. Czy może, w obecnym kształcie, nic nie da się zrobić?
Nigdy nie ma takiej sytuacji, że nic się nie da zrobić. Prawo i Sprawiedliwość - przynajmniej w tej chwili – jest jedyną realną siłą, która może tych ludzi odsunąć od władzy. PiS na drodze konstytucyjnej, prawnej, legalistycznej robi wszystko co może, np. zgłaszanie wotum nieufności. Poza tym, można pomyśleć nad tzw. OBYWATELSKIM NIEPOSŁUSZEŃSTWIE. To być może jest dobry kierunek, ale ktoś musi tym dobrze, mądrze pokierować. W tym wszystkim widzę również olbrzymią rolę dla Kościoła katolickiego. Czekam na przebudzenie się części polskich hierarchów katolickich. Nie wolno stać obok tego wszystkiego z opuszczonymi rękami i czekać przez następny rok, jak sitwa będzie rozkradać państwo Polskie i dobijać to nasze państwo. My nie mamy już czasu! Dla PiS to ważny test, czy jest zdolna i ma taką siłę, by zintegrować społeczeństwo, nas wszystkich, i poprowadzić do czegoś nowego. Myślę, że to jest najważniejszy test dla partii Jarosława Kaczyńskiego.
Rozmawiał Sebastian Moryń