Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Dziś Parlament Europejski znów zajął się domniemanymi zagrożeniami dla demokracji i praworządności w Polsce. W Warszawie natomiast kolejną wizytę złożyła Komisja Wenecka. Europa stoi w obliczu wielu poważnych problemów, jak chociażby kryzys migracyjny, kryzys w strefie euro czy też niepewność, jaki obrać kierunek po Brexicie. Dlaczego więc unijni urzędnicy kolejny raz uznali za tak palący problem właśnie sytuację w Polsce?
Jadwiga Wiśniewska, eurodeputowana PiS: Wobec tylu niewiadomych w sprawach fundamentalnych dla funkcjonowania UE, atak na Polskę jest po prostu wygodny. Eurokraci - oderwani od rzeczywistości - nie potrafią przyznać się do tego, że ich dotychczasowe decyzje były po prostu błędne i doprowadziły Unię do obecnej sytuacji: bez Wielkiej Brytanii, ale za to z rosnącymi na całym kontynencie pokładami eurosceptycyzmu. Zbliżające się wybory we Francji i Niemczech mogą tylko ten kryzys pogłębić. Dodatkowo, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że do debaty wymierzonej w rząd Prawa i Sprawiedliwości dochodzi dokładnie w momencie, w którym skandal reprywatyzacyjny uderza w główną partię opozycyjną. Dodajmy przy tym, że Platforma Obywatelska wchodzi w skład dominującej w PE grupy politycznej, która nieprzychylną dla Polski rezolucję jest w stanie przeforsować bez większego problemu, a odpowiedź na pytanie o przyczyny debaty staje się bardzo prosta.
Czy mamy czego się obawiać w związku z (kolejny raz) wzmożonym zainteresowaniem unijnych urzędników sytuacją w Polsce?
Podobnie jak w przypadku poprzedniej rezolucji, powinniśmy zachować wobec niej zdrowy dystans. Jest ona przejawem zwykłej działalności Parlamentu, nie zaś elementem tzw. procedury praworządności. W działalności PE przyjmowanie upolitycznionych rezolucji nie jest - i mówię to z żalem - niestety niczym nowym. Były wśród nich rezolucje dotyczące kwestii bardziej i mniej istotnych, jeden trend jest jednak wyraźny: raczej nie były to stanowiska, w których PE stawał w obronie kompetencji państw członkowskich. W stanowiskach PE sformułowania takie jak „suwerenne rządy państw członkowskich” pojawiają się niezmiernie rzadko, a jeśli już - to w raczej nieprzychylnym kontekście. Tym razem najprawdopodobniej będzie tak samo.
Opozycja w Polsce straszy społeczeństwo, że PiS w końcu wyprowadzi nasz kraj z Unii, choć żaden z polityków partii rządzącej nigdy nie wypowiedział nawet słowa na ten temat. Przeciwnie, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas pierwszej publicznej debaty z premierem Węgier, Victorem Orbanem, przedstawił pewien pomysł na obecność Polski w UE, pokrywający się w znacznym stopniu z koncepcją premiera Węgier. Czy dzięki tej debacie głos Polski czy Węgier może być w UE choć trochę lepiej słyszany?
Trudno o większą niedorzeczność niż groźby wyprowadzenia Polski z UE przez Prawo i Sprawiedliwość. Dążenie do tego, aby Unia była forum współpracy, na którym liczy się głos zarówno mniejszych, jak i większych, tak samo starszych, jak młodszych państw członkowskich - a tego właśnie pragnie polski rząd - nie jest przejawem eurosceptycyzmu, lecz zdrowego rozsądku. Unia Europejska musi być silna siłą swoich państw członkowskich i ten pogląd silnie cementuje współpracę pomiędzy Warszawą a Budapesztem. W Krynicy, podczas debaty z premierem Węgier, prezes Kaczyński wyraźnie wskazywał na coraz silniej zagrażające UE kryzysy: kryzys świadomości europejskiej, kryzys strefy euro, kryzys równowagi europejskiej czy wreszcie kryzys kierownictwa UE. Te wszystkie zagrożenia nie mogą pozostać bez odpowiedzi ze strony państw naszego regionu, wśród których szczególnie aktywna będzie Wyszehradzka Czwórka. Jestem przekonana, że w dyskusji o kształcie UE po Brexicie, jaka odbędzie się za kilka dni w Bratysławie, echa krynickiej debaty wybrzmią głośno i wyraźnie.
Wydaje się, że obecnie UE niebezpiecznie przeradza się w twór w rodzaju "superpaństwa", wchłaniającego słabsze kraje, narzucającego im linię przyjętą przez te najsilniejsze, w szczególności Niemcy. Czy istnieją szanse na powrót do Europy Ojczyzn? Co może być drogowskazem dla współczesnej Europy?
Kierunek, w którym przebiegać będzie dalszy rozwój Unii Europejskiej niewątpliwie zależeć będzie od tego, kto obejmie władzę w wyborach w Niemczech i Francji. Rezultaty tych wyborów będą miały istotny wpływ na kierunek integracji europejskiej na całym kontynencie - nie tylko wśród państw tzw. „starej” Unii. Z całą pewnością wygrana pani Le Pen we Francji czy niemieckiej AfD może doprowadzić do znacznego osłabienia UE. Właśnie dlatego tak ważne jest, by Polska jako największe państwo Europy Środkowej nie godziła się milcząco na decyzje zapadające w Berlinie czy Paryżu, lecz prowadziła własną podmiotową politykę zagraniczną. Głównym bogactwem Europy jest zróżnicowanie kultury - także kultury politycznej - jej państw członkowskich. Unijni decydenci powinni wreszcie dostrzec tę prostą prawdę i pozwolić rządom narodowym na to, aby UE nie była tworzona według jednego brukselskiego wzorca. Należy przywrócić właściwe znaczenie zasadzie pomocniczości, która gwarantuje utrzymanie maksymalnej liczby kompetencji na poziomie państw członkowskich. To właśnie ona jest drogowskazem wskazującym którędy biegnie droga do silnej Unii Europejskiej.