Można powiedzieć, że uratował pan Marsz Niepodległości i jego uczestników przed eskalacją działań policji. Jak to wyglądało z pana perspektywy?
Na początku byłem zwykłym uczestnikiem Marszu. Stałem z tyłu ze swoją Brygadą Lubelską ONR. Ruszyliśmy z Marszem i usłyszałem z głośników policyjnych, zresztą dosyć słabo słyszalnych, komunikat - taki jak przed rokiem gdy płonął samochód TVN - żeby kobiety, dzieci i osoby z immunitetami przeszły za policję. Pomyślałem, że znowu zaczną nam robić jazdę, więc wziąłem dwóch kolegów i poszliśmy sprawdzić o co chodzi. Nie spodziewałem się rozruchów, skoro nie było blokady lewaków, ani nie przyjechali Niemcy z Antify. Kiedy dotarłem na czoło kolumny, minąłem samochód z nagłośnieniem to zobaczyłem pałowanie i gazowanie. Cofnęliśmy się z tłumem. Wszedłem na samochód gdzie było nagłośnienie i stwierdziłem, że trzeba interweniować, to było intuicyjne. Jestem pracownikiem ochrony i mam niejako we krwi zaangażowanie w sytuacjach kryzysowych.
Pamiętam jak pan mówił, aby nie rzucać w policję, nie dać się prowokować. Zaintonował pan hymn narodowy i apelował aby stać na baczność. Była śpiewana też jakaś pieśń religijna. Opanował pan tą uliczną walkę...
... jak Jagiełło, kiedy się rzucili do boju Krzyżacy to, on kazał Mszę świętą odprawiać. Jak emocje tutaj trochę opadły to można było przejąć inicjatywę. Była chwila na zastanowienie, na przegrupowanie ludzi i zobaczenie kto tutaj naprawdę tak wojuje. Okazało się, że to nie my się rwaliśmy do boju, ale jacyś faceci w kominiarkach, którzy najpierw byli z nami, a jak moją prośbę, aby policja się cofnęła, to oni zostali na środku. Jeśli nie byli w kaskach, nie byli z nami – to kto to był? A oni przeszli za policję, na jej stronę? To byli prowokatorzy tych zajść. Myślę, że policjanci z tarczami o nich nie wiedzieli. Na tym polega prowokacja, że nasyła się policję na policję. Tak eskaluje się napięcie.
Pamiętam, że pan mówił przez mikrofon, że policji trzeba dać czas, że ma ona problem z łącznością. Konsultował się pan z samochodu na bieżąco z policjantami?
Osobiście nie, podchodzili ludzie i informowali mnie na bieżąco co ustalono z policją. To było robione na piechotę. W tym hałasie rozmowa przez telefon odpada. Policjanci w kaskach i tarczami byli w jeszcze gorszej sytuacji, bo do nich polecenia dochodziły z opóźnieniem. Czasem jest tak, że oni atakują, gdy był już rozkaz odwrotu. Powstaje wtedy ogólny chaos i zamieszanie. My w przeciwieństwie do nich mieliśmy bardzo dobre nagłośnienie. Dlatego prosiłem o czas dla nich, aby się przegrupowali. Mówiłem, aby skorzystali z naszego nagłośnienia. Oni mieli tak słabe nagłośnienie, że my słyszeliśmy, że oni coś mówią ale nie wiedzieliśmy co. Tak było też, podczas marszu.
Kiedy nadjechała policyjna polewaczka, zapowiadało się na bardzo poważne zwarcie z tłumem.
Z perspektywy samochodu, na którym stałem widziałem tą strefę frontową. Mogłem ją ocenić. Organizatorzy Marszu, którzy szli na samym jego czele zostali odcięci, nie wiedzieli co się dzieje za nimi. Wracali do nas. Udało się to nam ogarnąć z punktu dowodzenia na samochodzie. Policja jednak nie może być dowodzona w taki sposób jak była, czyli „z ziemi” przy takiej ilości osób. Oni nie wiedzieli co się dzieje. Każą się ludziom cofać, ale właśnie tych cofających mogą policjanci w tym zamieszaniu odebrać jako atakujących. Nonsens. Jak później policja szła z nami to nikt jej nie zaczepiał. To powinno być rozsądnie zarządzane. Ten chaos i anarchia nie powstał z naszej winy. Policja nie może zmuszać ludzi do agresywnego zachowania wobec siebie. Musi być policja miejscowa, stołeczna, a nie przywożona z innych miast na takie akcje. To są bardzo specyficzne warunki.
Kto był pana łącznikiem z policją?
Podchodził do mnie pan Krzysztof Bosak, osoby ze straży Marszu, które bardzo były pomocne. One zapanowały nad sytuacją, utrzymały „tunel”, przez który można było przechodzić. Dzięki nim ludzie przez komunikaty wiedzieli co się dzieje i nie zapanowała panika.
Uczestnicy Marszu, a były ich przecież tysiące przetrzymali tą kryzysową sytuację, nie dali się sprowokować, nie rozeszli się do domów.
Tak, nie dali się ponieść emocjom, ani w jedną, ani w drugą stronę. Słuchali gdy mówiłem: stop, baczność, śpiewamy... Wiedziałem, że jak staną to nie będzie napierania nawzajem na siebie. Jak jest chaos to nie wiadomo co robić. Tłum jest bezwładny i niesterowalny dlatego, nie można dopuścić do jego nieprzemyślanych ruchów, a policja mówi: wzywamy do rozejścia! To absurd, bo gdzie się rozejść? Trzeba wskazać stronę, ulicę, miejsce. Tutaj każdy ruch trzeba konsultować z organizatorami, a nie dążyć do podburzania ludzi.
Jak pana zdaniem powinna prawidłowo na Marszu działać policja?
Konwojować Marsz zgodnie z jego kierunkiem, izolować osoby w maskach, którzy wychodziły z bocznych uliczek. One później atakowały policjantów. Ona ma chronić marsz, stać do nas plecami a nie twarzą. Znam się trochę na zabezpieczaniu imprez masowych. I nie wiem w jakim celu oni mieli założone tarcze, kaski, pałki w rękach. To była pokojowa manifestacja. Powinni być inaczej umundurowani. My nie rozpętaliśmy tej burzy, ale ją zatrzymaliśmy. To trzeba pamiętać. Już do samego końca jechałam na samochodzie i informowałem maszerujących jak iść.
Rozmawiał Jarosław Wróblewski