Afera hazardowa spowodowała, że ustawę o grach hazardowych uchwalono w przyśpieszonym tempie. Obowiązuje ona od 1 stycznia 2010 roku. Według niej, państwo nie udziela nowych licencji automaty oraz nie przedłuża ich. Wszystko po to, aby od 2015 roku automaty do gry o niskich wygranych mogły znajdować się tylko w kasynach. - Po pierwsze, aby hazard w Polsce, szczególnie w tej najtwardszej wersji, która grozi uzależnieniem głównie młodych ludzi, a często także dzieci, ograniczyć możliwie, a jeśli to możliwe wyplenić. Po drugie; by te formy hazardu, które byłyby utrzymane i uznane za zgodne z prawem, aby były obłożone stosownymi daninami, a przepisy które stosują się do tej branży żeby były egzekwowane w sposób stanowczy i skuteczny - mówił w 2009 roku Donald Tusk. Niestety hazard nie tylko nie zniknął wcale z ulic polskich miast, ale dodatkowo przeniósł się do szarej strefy. Ustawa o grach hazardowych zamiast uregulować ową branżę, wprowadziła do niej chaos. Państwo polskie nie pobiera zaś z tego tytułu odpowiednich danin, nie mówiąc już o egzekwowaniu w sposób stanowczy i skuteczny przepisów tejże ustawy. Widoczne jest to wyraźnie także w internecie, gdzie w ostatnich latach rozkwitła branża hazardowa. Mimo, że z usług hazardowych oferowanych w internecie przez różne zagraniczne firmy, korzysta dziś bez przeszkód kilkadziesiąt tysięcy Polaków, to firmy te, ani nie są zarejestrowane w Polsce, ani też nie płacą w niej swoich podatków.
Prawo swoje, życie swoje
Według oficjalnych danych liczba "jednorękich bandytów" zmniejszyła się w Polsce z 55 tys. w 2010 roku do 5246 w 2014 roku. W 2010 roku było ich ponad 55 tys., w 2012 roku 11 tys., pod koniec 2013 roku 7316, a pod koniec marca 2014 roku, legalnie na polskim rynku funkcjonowało 5246 sztuk w 2638 punktach gier. Nie oznacza to jednak wcale, że państwo wygrało wojnę, jaką wypowiedziało hazardowi i ludziom czerpiącym zyski z jednorękich bandytów. Zamiast zlikwidować to zjawisko, państwo spowodowało bowiem, że gry hazardowe przeszły jedynie do szarej strefy. Według danych Izby Celnej, w niektórych miastach oficjalnie działa jeden bądź parę automatów. Tymczasem w rzeczywistości działa ich tam nawet kilkaset. Automaty do gry wciąż stoją bowiem tam, gdzie stały wcześniej. Można je zobaczyć w pizzeriach, kioskach, barach, pubach i stacjach benzynowych.W całej Polsce jest ich najprawdopodobniej wciąż tyle samo, co w 2010 roku, a więc ok. 55 tys. Są one oczywiście w większości nie zarejestrowane, gdyż ich licencja wygasła. Ludzie czerpiący z tego procederu zysk mogą sobie jednak na to pozwolić, gdyż zarekwirowane automaty szybko do nich wracają. Wszystko za sprawą wyroku Trybunału Sprawiedliwości z 2012 roku, w którym luksemburski Sąd uznał, że ustawa o grach hazardowych nie została wcześniej notyfikowana Komisji Europejskiej, co naruszyło dyrektywę 98/34/WE. W ten sposób ukazała się luka prawna, którą skutecznie wykorzystują dziś właściciele automatów, którzy walczą w sądach o zwroty jednorękich bandytów, powołując się na to, że według prawa krajowego i europejskiego ustawa o grach hazardowych z 2009 roku, w ogóle ich nie obowiązuje, gdyż jest bezskuteczna i nie może być podstawą orzeczeń sądowych i decyzji administracyjnych.
Milionowe odszkodowania dla branży hazardowej
W 2013 roku zajęto 5946 nielegalnie działających automatów, a w I kwartale 2014 roku 1,9 tys. Od 2008 roku do 2013 zajęto łącznie 17059 automatów. Wiele jednak z nich sądy nakazały zwrócić właścicielom, którzy domagają się dodatkowo odszkodowań za pozbawienie ich zysków w okresie, w którym automaty były zarekwirowane. Sąd Najwyższy w 2013 roku uzasadniając postanowienie w przedmiocie odmowy odpowiedzi na zadane przez piotrkowski Sąd Okręgowy pytanie uznał, że mimo braku notyfikacji Komisji Europejskiej, ustawa z 2009 roku o grach hazardowych obowiązuje, choć Trybunał Konstytucyjny może uznać, że przy uchwaleniu ustawy naruszano konstytucyjny tryb ustawodawczy. Jak powiedział sędzia Sądu Najwyższego, Andrzej Stępka: "Brak notyfikacji może być uznany za naruszenie trybu ustawodawczego, co z kolei może skutkować uznaniem przepisów za niezgodne z Konstytucją". Ponieważ jednak nie było to wiążące rozstrzygnięcie, wciąż zapadają w Polsce wyroki sądowe po myśli branży hazardowej, w których zwraca się zarekwirowane wcześniej przez Izbę Celną automaty do gry i przyznaje ich właścicielom wysokie odszkodowania.
Sprawą zajął się także Naczelny Sąd Administracyjny, który skierował do Trybunału Konstytucyjnego pytanie o to, czy przepisy o zakazie urządzania gier na automatach poza kasynami, które mają charakter nienotyfikowanych regulacji technicznych są zgodne z Konstytucją. Wszystko więc w rękach Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli Trybunał uzna bowiem, że przepisy te są niezgodne z Konstytucją, to państwo polskie będzie musiało oddać dodatkowo branży hazardowej, co najmniej sto kilkadziesiąt milionów złotych, które otrzymało wcześniej w ramach nałożonych kar, za nielegalne używanie automatów do gier poza kasynami. W grę wchodzą także kolejne odszkodowania od państwa, za zarekwirowanie automatów.
Przez uzależnienie od hazardu cierpią w całej Polsce tysiące rodzin
Póki co, walka państwa z "jednorękimi bandytami" przynosi mizerne rezultaty. Może o tym świadczyć chociażby dziurawe prawo i liczba funkcjonujących w Polsce lokali, gdzie ludzie uzależnieni od hazardu wciąż przegrywają na nielegalnych automatach całe swoje pensje, emerytury oraz renty. Wielu z nich chcąc spłacić dług bądź się odegrać wchodzi zaś na drogę przestępczą. Niektórych nałóg popycha nawet do samobójstwa.
Kto zawinił?
Donald Tusk poprzez zdecydowane działania, wyraźnie chciał odciąć się od afery hazardowej. Owe działania były jednak zupełnie nieprzemyślane, co widać dzisiaj na przykładzie milionowych odszkodowań, o które ubiegają się właściciele automatów do gier o niskie wygrane. W całej sprawie zastanawia jednak jedna rzecz, a mianowicie to, czy sposób uchwalenia ustawy o grach hazardowych rzeczywiście był tylko niechlujnością legislatorów, spowodowaną naciskiem premiera, czy też za błędami przy jej uchwalaniu mogły stać osoby związane z branżą hazardową. Na podstawie informacji medialnych, trudno bowiem określić, jak było naprawdę. Zbadaniem i wyjaśnieniem tej sprawy, powinny się jednak bezsprzecznie zająć powołane do tego odpowiednie organy.
Gabriel Kayzer