Generał Czesław Kiszczak miał przed swoją śmiercią prosić o katolickiego księdza. Według relacji swojej żony leżąc na łożu śmierci wielokrotnie robił znak krzyża, mówiąc, że umiera. Z księdzem ostatecznie się nie zobaczył. Żona twierdzi, że nie sądziła, iż śmierć jest tak blisko, wobec czego sprowadzenie kapłana odwlekała. Ostatecznie Kiszczak zmarł więc bez spowiedzi.
"W ostatnich dniach mąż szeptał, że umiera i robił znak krzyża" - mówi według "Super Expressu" żona generała, Maria Kiszczak.
"Kilka dni przed śmiercią mąż chciał zaprosić do domu księdza, chciał przyjąć ostatnie namaszczenie. Odkładałam to, bo nie sądziłam, że śmierć będzie tak blisko... Nie zdążyłam..." - dodaje.
"Od kilku dni szeptał do mnie, że umiera, i robił wtedy znak krzyża. Mąż dobrze żył z Kościołem, czytał Pismo Święte" - twierdzi Kiszczakowa.
Teraz generał Kiszczak stoi tylko przed Panem Bogiem. Jego śmierć bez przyjęcia sakramentów niech będzie doskonałym przykładem dla wszystkich, którzy odkładają swoje pojednanie z Chrystusem na jutro. Jutro, jutro... Jutro może nigdy nie nadejść. Ufamy w miłosierdzie Pana - ale Jego gniew jest straszny. Nie każdy, kto woła Mu "Panie, Panie", wejdzie do Królestwa.
Co z Kiszczakiem? Możemy tylko modlić się za jego duszę. Choć zawinił Polsce i Polakom, oby Bóg mu przebaczył i oby zaliczył go w poczet tych, którzy będą mogli oglądać przez wieczność Jego chwałę.
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie,
a światłość wiekuista niechaj mu świeci.
Niech odpoczywają w pokoju.
Amen.
kad