Z okazji 70 rocznicy wyzwolenia Auschwitz prezentujemy postać naszego współbrata Aniceta, który zginął w tym obozie…i dziś jest błogosławionym.
Pruski nacjonalista
Adalbert przyszedł na świat w 1875 roku, w domu Lorenza i Berty Koplinów, w wielodzietnej rodzinie zgermanizowanych Mazurów. Mieszkali w dzisiejszym Debrznie (na Pomorzu, na południe od Chojnic), które w tamtym czasie było miastem niemieckim o nazwie Preusisch Friedland. Mimo, że matka Adalberta była luteranką, został on ochrzczony w Kościele katolickim.
W dzieciństwie Adalbert przeszedł poważną chorobę, jednak dzięki wielkiej woli życia i wierze wyzdrowiał. W tym czasie najprawdopodobniej zaczął odkrywać powołanie do życia kapucyńskiego. Niedługo po maturze, w roku 1893, rozpoczął nowicjat w prowincji westfalskiej. W Zakonie otrzymał imię Anicet. Po święceniach kapłańskich, które przyjął w roku 1900, pracował w klasztorach Westfalii i Nadrenii. W tym czasie zaczął uczyć się języka polskiego, aby objąć duszpasterską opieką polskich emigrantów zatrudnionych w kopalniach w okolicach Münster. Po 8 latach, został na rok przeniesiony do klasztoru w Sterkrade, gdzie liczba pracujących Polaków była jeszcze większa. W 1913 roku rozpoczął pracę w Krefeld. Tu zastała go I wojna światowa, w czasiektórej ofiarnie posługiwał, między innymi jako kapelan rannych żołnierzy i jeńców wojennych.
W tym czasie ojciec Anicet dał się poznać jako człowiek wielkiego ducha, odznaczający się miłosierdziem dla każdego potrzebującego człowieka. Przejawiał również talenty pisarskie, publikował swoje artykuły w czasopismach kapucyńskich i lokalnej prasie. Przedmiotem jego zainteresowań były przede wszystkim sprawy Kościoła, historii, polityki itp.
Anicet był również poetą. Z upodobaniem tworzył okolicznościowe poezje, dotyczące bieżących wydarzeń. Tworzył po niemiecku i łacinie. W czasie I wojny światowej jego poezja przybrała specyficzną postać. Kapucyn pisał hymny na cześć niemieckiego miecza („Heil deutsche Schwert!”), znana jest modlitwa niemieckiego żołnierza jego autorstwa („Des Deutschen Kriegers Schlachtgebet…”). Na cześć marszałka Hindenburga napisał w 1915 roku akrostych pt. „Heil unserm Hindenburg!”. W swoich utworach przejawiał ogromną miłość do Niemiec, nawoływał do walki za nie, wychwalał cesarzy Wilhelma, czy Franciszka Józefa, zachowały się jego poezje będące odpowiedziami na cesarskie rozkazy. Jeszcze przed końcem wojny, w marcu 1918 roku, ojciec Anicet przyjechał do Warszawy.
Dobry Niemiec w kraju Sobieskiego
Anicet wyruszył do Polski w celu lepszego opanowania języka polskiego. Zachowały się jego listy, w których opisywał swój przyjazd i pobyt wśród polskich braci. Jest to niezwykłe świadectwo ewangelicznej miłości braterskiej, która była większa niż nienawiść między walczącymi narodami.
Na furcie warszawskiego klasztoru przywitał Koplina ojciec Kazimierz Kuderkiewicz. Anicet w liście do braci w Niemczech tak opisuje to spotkanie: „Ojciec Kazimierz uściskał mnie z prawdziwie polską serdecznością i franciszkańską braterskością, a okazywał miłość najczulszej i najtroskliwszej matki”.
Koplin zdawał sobie sprawę ze stosunku Polaków do narodu niemieckiego: „Istotnie, tu w kraju Sobieskiego, dobry Niemiec – a za takiego chciałbym przecież uchodzić – nigdy nie może czuć się tu jak u siebie w domu, z powodu tak bardzo ostentacyjnie występującej sympatii dla Francji, którą prawdziwy Polak, że tak powiem, wyssał już z mlekiem matki”. W innym liście pisze: „Prawdziwy bowiem Polak jest przyjacielem i wielbicielem Francuzów i dlatego z drugiej strony wrogiem Niemców bardzo ich nienawidzącym”.
W tym kontekście pozostanie Aniceta w Polsce jest tym bardziej zaskakujące. Mimo świadomości niechęci Polaków do Niemców, szczególnie w czasie wojny i bezpośrednio po niej, kapucyn ofiarnie posługiwał wśród ludności warszawskiej.
Spowiednik
W latach 1918 – 1921 ojciec Anicet regularnie spowiadał warszawskie duchowieństwo, czasem osoby świeckie. Ponieważ polski znał słabo, spowiadał po łacinie; miał kiepską dykcję – mówił bardzo niewyraźnie. Rzadko głosił kazania. Gdy mówił po polsku mylił się, na przemian używał słów polskich i niemieckich. Mimo tych słabości szybko zyskał sławę świetnego spowiednika i kierownika duchowego. Był spowiednikiem w seminarium duchownym. Spowiadali się u niego warszawscy biskupi, między innymi kardynał Aleksander Kakowski. W każdy piątek do klasztoru na Miodowej w Warszawie przyjeżdżał Achilles Ratti, nuncjusz apostolski, późniejszy papież Pius XI (wybrany na Stolicę Piotrową w 1922 r.). Ojciec Anicet spowiadał następnie trzech kolejnych nuncjuszy.
Wszystko dla ubogich
Po roku 1922 ojciec Anicet poświęcił się bez reszty swojemu szczególnemu powołaniu – służbie ubogim. Na niewyobrażalną skalę organizował pomoc dla ludzi bezdomnych i ubogich. Pieniądze zdobywał po kapucyńsku – kwestował. Dzień spędzał na zbieraniu jałmużny. Przez jego ręce przewijały się bardzo duże sumy, które służyły mu do finansowania obiadów setkom osób oraz wspierania studentów seminariów i uniwersytetów. Organizował zbiórki żywności. Na Annopol, który w tym czasie był dzielnicą slumsów, dostarczał tygodniowo 100 kg wędlin oraz pieczywo. W czasie świąt (Wielkanoc, Boże Narodzenie) potrafił zorganizować pół tony mięsa i kilka tysięcy sztuk pieczywa dla swoich ubogich, których sam wyszukiwał.
„to nie głowa, to łeb”
Priorytetem Aniceta byli ubodzy – dla nich był gotowy ponieść wszelkie ofiary i upokorzenia. Znane są historie zdobywania przez niego ofiar dla ubogich w sposób dość niekonwencjonalny. Ojciec Ambroży Jastrzębski w swoim opracowaniu dotyczącym Aniceta (zawartym w maszynopisie z 1975 r. pt. „Kapucyni prowincji polskiej po kasacie”) zebrał wiele takich „kwiatków”; oto jeden z nich: „Dla ubogich dawał się często nabierać i wykorzystywać. Było to w kasynie oficerskim w Warszawie (…). Był już wieczór. Wtem wchodzi nieduży, chudy, brodaty kapucyn i pozdrowiwszy wszystkich, zdjął piuskę i wyciągnął ją ku siedzącym przy stoliku, prosząc o jałmużnę dla biednych. Nie odmówili, ale pod warunkiem, że ‚braciszek z nimi wypije’. Ojciec Anicet zgodził się na warunek. Zrobiono koktajl – pomieszano różne trunki. Mieszanina nabrała mocy takiej, że duży kieliszek powinien zawrócić w głowie i ‚mocarzowi’. Ojciec Anicet był tego wszystkiego nieświadomy. Po wypiciu wytarł szybko usta, wyciągnął piuskę i zebrał jałmużnę. Dla wesołości powtórzyli to parę razy. Widząc, że na Anicecie nie znać było nic z wypicia tych paru kieliszków (…), postanowili poczęstunek zakończyć, mówiąc pod adresem ojca Aniceta: ‚To nie głowa, to łeb’. On zadowolony, że będzie miał czym wspomóc biednych, odszedł”.
Historię tę opowiedział naoczny świadek wydarzenia – podchorąży Hieronim Chojnacki. Pod wpływem znajomości z ojcem Anicetem podjął decyzję wstąpienia do zakonu. Dziś, obok Aniceta, jest jednym z błogosławionych męczenników warszawskiej prowincji zakonu.
Mrukliwy choleryk
„Wzrost niski, blondyn, trochę pochylony. Oczy niebieskie, rybie, trochę podpadające. Patrzył na ziemię, z umartwieniem, rzadko w twarz. Broda długa, patriarchalna, wąsów nie podcinał. Habit nosił stary i wytarty. Ze względów praktycznych chodził przeważnie w pelerynie, nawet w upały, bo w połach jej były wielkie kieszenie, prawie zawsze czymś wypchane. Buty rzadko zakładał, a chodził przeważnie w sandałach, nawet w zimie (…). Mówił niewyraźnie bo nie miał zębów. Wprawdzie przełożony postarał się o potrzebną protezę, ale rzucił ją gdzieś w celi i nie nosił.
Był mrukliwy i porywczy, temperamentu cholerycznego. Nieraz w stół bił pięścią z irytacji, ale szybko się opanowywał i przepraszał (…). Abnegat zapominający o sobie, dobrze pamiętał o tym, co mogłoby pomóc biednym (…)” – w ten sposób zachował się Anicet Koplin we wspomnieniach ojca Ambrożego.
W czasie pobytu w Polsce zakonnik przeszedł pewną ewolucję – zdecydowanie zaczął się odcinać od reprezentowanego wcześniej nacjonalizmu. W listach prowincjała reno-westfalskiego określa siebie mianem „filius Polonus” – syn Polak. Nie przeszedł on jednak formalnie do komisariatu warszawskiego – cały czas należał do wspomnianej prowincji. Kochał swój kraj, cierpiał jednak z powodu objęcia władzy przez Hitlera. Gdy w 1939 roku rozpoczęła się niemiecka okupacja Anicet pozostał w Warszawie.
Wstydzę się, że jestem Niemcem
Ojciec Anicet mógł bez problemu opuścić miasto ze względu na niemieckie obywatelstwo. Nie myślał jednak tego robić. Wzrastał w nim niechęć do hitlerowskich Niemiec. Cały czas prowadził akcję charytatywną – pomagał tysiącom Polaków i Żydów, co ułatwiało mu niemieckie pochodzenie. W roku 1941, w związku z prowadzoną działalnością, został przez gestapo zabrany na przesłuchanie, w którego trakcie powiedział: „Ze względu na hitlerowskie zbrodnie wstydzę się mojego niemieckiego pochodzenia”.
27 czerwca 1941 około północy do kapucyńskiego klasztoru na ul. Miodowej wtargnęli gestapowcy i aresztowali 22 braci (dwóm udało się ukryć na gzymsie kościoła). Około godziny 2 w nocy zostali przewiezieni na Pawiak.
W więzieniu spotykały ojca Aniceta szykany ze strony gestapo – mimo ciągłych prób nie dał się namówić do złożenia deklaracji o niemieckim pochodzeniu, co było równoznaczne z uzyskaniem wolności. 3 września 1941 bracia zostali przewiezieni do obozu koncentracyjnego w Auschwitz.
Numer 20376
Koplin został pobity już przy wychodzeniu z pociągu, pogryzł go też pies esesmanów. Z powodu wieku (66 lat) został umieszczony na bloku 11, przeznaczonego dla inwalidów, starców, niezdolnych do pracy. Przydział na ten blok oznaczał w praktyce wyrok śmierci. Prawdopodobnie ok. 16 X 1941 został zagazowany. Przy jego obozowym numerze – 20376 – dodano literę ‚P’, oznaczającą narodowość…
Święty
Ojciec Anicet, zarówno w Niemczech jak i w Polsce, cieszy się opinią świętości. Stał się on niezwykłym pomostem łączącym oba narody. Wypełnił swoim życiem franciszkański ideał zawarty w Regule św. Franciszka: „…życie braci mniejszych polega na zachowaniu świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Zarówno przez oddanie całego siebie służbie miłosierdzia, jak i przez wejście z wiarą w misterium Męki i Zmartwychwstania Chrystusa, zgadzając się na śmierć z rąk rodaków w obozie koncentracyjnym.
Przy naszym Zakonie działa dziś fundacja kapucyńska, której patronem jest Bł. Anicet
Br. Szymon Janowski OFMCap*
*Autor jest głównym organizatorem Golgoty Młodych, katechetą, duszpasterzem młodzieży, mieszka w Mogilnie
**Tekst, który publikujemy za zgodą braci kapucynów, ukazał się na portalu Kuzniawiary.profaith.pl