Na stronie warszawskiego ratusza można przeczytać ciekawy dokumencik. Nosi wdzięczny tytuł „Projekt wystąpienia pokontrolnego z kontroli przeprowadzonej w Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny Samodzielnym Zakładzie Opieki Zdrowotnej, ul. Madalińskiego 25, 00-544 Warszawa”. Dowiadujemy się z niego bardzo interesujących rzeczy, które jakoś kompletnie nie przystają do treści podawanych nam przez głównonurtowe media. Zanim jednak przejdziemy do omówienia jego treści kilka uwag ogólnych.

Już tytuł i pierwsza strona budzą mieszane odczucia – dlaczego opublikowano projekt a nie zwyczajnie raport pokontrolny? Na tej samej stronie znajduje się adnotacja „tylko do użytku służbowego”. Jest to zdumiewające – skoro projekt jest do użytku służbowego to dlaczego jest ogólnie dostępny? Jeżeli zaś jest ogólnie dostępny i taki miał być w założeniu (po co udostępniać projekt zamiast gotowej wersji?) to skąd adnotacja informująca o wewnętrznym charakterze opracowania?
Powyższe kwestie to jednak drobiazgi porównaniu z tym co przeczytać można w głównej części dokumentu. Z wnikliwej analizy opisu podjętych czynności i wyników kontroli wynikają bowiem dwie zasadnicze sprawy: po pierwsze wątpliwości budzi sama metoda przeprowadzenia kontroli, po drugie okazuje się, że powzięte ustalenia są dalece rozbieżne z wersją wydarzeń znaną szerokiej publiczności.

Kontrola obejmowała, co zrozumiałe, dokumentację dotyczącą procedur oraz rozmowy z osobami odpowiedzialnymi za konkretne obszary działalności szpitala, jak też uczestniczące w sprawie. Ponieważ sprawa wykraczała poza Szpital św. Rodziny tekst stwierdza, że z konieczności (co oczywiste) dokonano analizy dokumentacji z innych podmiotów. Z kontekstu sprawy wynika, że chodziło o dwa szpitale: Bielański i Instytut Matki i Dziecka na ul. Kasprzaka. I tu pierwszy zonk.  lipca IMiD opublikował następujące oświadczenie: „Instytut Matki i Dziecka nie zgadza się z tezami zawartymi w projekcie raportu z kontroli przeprowadzonej w Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny w Warszawie dotyczącymi IMiD. Raport został zaprezentowany przez Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz podczas konferencji prasowej dnia 9 lipca 2014 r. Zespół, który przeprowadził kontrolę nie zwrócił się do Instytutu w celu uzyskania informacji czy zapoznania się z dokumentacją medyczną pacjentki, której sprawa dotyczy. Dyrekcja IMiD będzie kontaktowała się z Panią Prezydent w celu sprostowania zaistniałej sytuacji.” (http://www.imid.med.pl/klient1/ ). Mamy więc tu do czynienia z poważnymi wątpliwościami: czy rzeczywiście wspomniana analiza miała miejsce czy też oparto wnioski zawarte dokumencie wyłącznie na oświadczeniach osób trzecich. Nie kwestionujemy samej metody oparcia wniosków o oświadczenia, gdyż sprawa nie dotyczyła pośrednio IMiD ale takim razie po co napisano w projekcie, że dokonano analizy dokumentacji?

Rzecz druga – czyli analiza faktów – prowadzi do jeszcze ciekawszych wniosków. Kwestie, które najbardziej rzucają się oczy to: Fakt, że pani, która jest bohaterką całej sprawy nie była ani przez chwilę pacjentką profesora Chazana. Dokonał on tylko na prośbę lekarza prowadzącego, będącego pracownikiem szpitala, konsultacji przypadku, więc nazywanie tej pani „pacjentką profesora Chazana” jest kłamstwem, oraz fakt, że między konsultacją odbytą 14 kwietnia a pismem odmownym wystosowanym 16 kwietnia minęły dwie doby a nie dwa tygodnie i profesor Chazan nie zlecił żadnych badań! Jest więc wrednym kłamstwem twierdzenie, że profesor przeciągał jakieś procedury i zlecał trwające długo badania! Okazuje się, że jest również kłamstwem trzecie twierdzenie powtarzane jak mantra w mediach a także przez osoby potępiające profesora. On sam odmówił aborcji ze względu konflikt sumienia i nie wskazał placówki gotowej wykonać „zabieg” gdyż, jak powiedział, nie ma takiej wiedzy. Lekarz prowadzący kobiety jednak WYPISAŁ SKIEROWANIE do szpitala, w którym, jak mniemał, aborcję wykonają. I tu uwaga: BYŁ TO SZPITAL BIELAŃSKI, GDZIE ORDYNATOREM ODDZIAŁU GINEKOLOGICZNEGO JEST PROFESOR ROMUALD DĘBSKI. Tak, dobrze przeczytaliście, ten sam profesor, który publicznie nie zostawia na profesorze Chazanie suchej nitki. Szpital bielański (podobnie jak prawdopodobnie przedtem IMiD przy Kasprzaka, gdzie kobieta również odbyła konsultację) odmówił wykonania „zabiegu” uzasadniając, iż jest już zbyt późno (był to 24 tydzień). Było to zaledwie kilka dni po odmowie prof. Chazana, tak i w przypadku konsultacji u niego była to już ciąża bardzo zaawansowana. Ustawa aborcyjna nie precyzuje dokładnie momentu dopuszczalności aborcji eugenicznej, wskazuje tylko na moment zdolności do przeżycia poza organizmem matki. Określa się go mniej więcej na 22-23 tydzień a więc warunki u prof. Chazana były identyczne jak u prof. Dębskiego, który czyni zarzuty swojemu koledze!!! Niech każdy czytelnik sam oceni uczciwość pana profesora Dębskiego.

Jako ciekawostkę należałoby odnotować fakt, że jednym z zarzutów stawianych profesorowi Chazanowi (m.in. przez ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza) jest ten, że odmawiając pacjentce wykonania aborcji i powołaniu się na klauzulę sumienia nie wskazał on jednocześnie innego lekarza czy zakładu opieki zdrowotnej, który rzeczony „zabieg” by wykonał. Profesor tłumaczy się tym, że po prostu takiej wiedzy nie posiada, które to tłumaczenie nie jest przyjmowane przez atakukących go polityków, urzędników i dziennikarzy do wiadomości. Tymczasem poseł Przemysław Wipler przeprowadził drobny eksperyment i wystosował do Ministerstwa Zdrowia zapytanie dotyczące podległych mu placówek dokonujących terminacji ciąży. W odpowiedzi otrzymał informację, że ministerstwo nie może udzielić odpowiedzi na zadane pytanie bo… nie prowadzi się rejestrów takich placówek. Znaczy się ministerstwo wiedzy nie posiada, ale muszą ją posiadać podlegli temuż ministerstwu lekarze. A skąd mają swoją wiedzę czerpać to już nie interesuje ani pana ministra, ani pani prezydent stolicy ani nikogo. Ma wiedzieć i już, a jak nie to pożegna się ze stanowiskiem. Kuriozum. Ale czego innego się spodziewać po państwie teoretycznym?

Na uwagę zasługuje wykorzystywany w ataku na profesora Bogdana Chazana argument, że odmówił on udzielenia pacjentce informacji o miejscu, w którym by mogła dokonać terminacji ciąży mimo, iż zgodnie z ustawą o zawodzie lekarza i lekarza dentysty miał taki obowiązek. Otóż nie miał, bo to nie on był lekarzem prowadzącym pacjentki – i to zamknęłoby całą sprawę oskarżeń o złamanie przez niego prawa gdyby nie drobny szczegół. Otóż wcale nie o przestrzeganie prawa chodzi, ale o ideologiczne przenicowanie rzeczywistości w taki sposób, by lekarz kierujący się sumieniem i chrześcijańsńskim światopoglądem był postrzegany przez społeczeństwo jako ten, który naraża swoich pacjentów na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia, zrównując go z fanatycznym świadkiem Jechowy, nie pozwalającym dokonać transfuzji wykrwawiającej się na jego oczach ofierze wypadku. Tymczasem jest wręcz odwrotnie, lekarz, który podpisał deklarację wiary – bo o ten dokument w gruncie rzeczy w całej aferze chodzi – będzie robił wszystko, by uratować owo zdrowie i życie, w przypadku ginekologa-położnika dwa życia, matki i dziecka. Dwa życia, z których żadne nie jest lepsze ani gorsze jak chcieliby ideolodzy postępu. Co zastanawiające argument ten wykorzystuje również firmująca raport Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zauważając nawet, że dokument skutecznie tezę o przekroczeniu uprawnień i złamaniu prawa przez dyrektora szpitala im. Świętej Rodziny niweluje.

Czytelnicy oraz walący w prof. Chazana publicystycznymi cepami dziennikarze powinni zatem przede wszystkim przeczytać (ze zrozumieniem!) wzmiankowany projekt raportu – bo właśnie tam są dowody na to, że profesor i dyrektor szpitala w jednej osobie nie popełnił żadnego z zarzucanych mu przez piewców postępu oraz zwolenników eksterminacji chorych przed ich przyjściem na świat czynów. Przeciwnie, wykonał wszystko czego wymagało od niego prawo, w dodatku z nawiązką. A jeżeli tak, to może (po przeczytaniu i zrozumieniu raportu) wszyscy ci piewcy prawnego legalizmu skierowaliby ostrze swojej krytyki w stronę stołecznego Ratusza, który zapowiedział zwolnienie lekarza działającego w całkowitej zgodzie z przepisami motywując to… naruszeniem przez niego tychże przepisów. Zgodnie z treścią raportu nie ma najmniejszych merytorycznsych czy prawnych przesłanek do tego, by pozbawić dyrektora Szpitala Świętej Rodziny stanowiska, a wręcz przeciwnie – dowodzi on (raport), że za rządów profesora Chazana kontrolowany szpital stał się placówką spełniającą najwyższe standardy nie tylko medyczne, ale i – co w dzisiejszej Polsce niezwykłe – finansowo – gospodarcze. Można śmiało pokusić się o postawienie tezy, że w tej sytuacji zmiana na stanowisku szefa placówki będzie działaniem na szkodę zarówno szpitala, jak i jego pacjentek.

Monika Nowak & Alexander Degrejt

Źródło: Źródło: Blogpublika.com

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ PROJEKT wystąpienia pokontrolnego w Szpitalu ŚW Rodziny.