Adhortacja apostolska papieża Franciszka Gaudete et exsultate była przez wiernych katolików na całym świecie oczekiwana z najwyższym niepokojem. Czy Ojciec Święty potwierdzi zerwanie z Tradycją odnośnie rozwodników w nowych związkach? Czy pogłębi atomizację Kościoła, sankcjonując odrębne interpretacje doktryny prezentowane przez episkopaty? Czy w jakiś sposób wzmocni skrzydło progresywne, torując drogę do dalszych rewolucyjnych zmian?
W dwa tygodnie po publikacji tekstu o jego ocenę poprosiliśmy trzech polskich kapłanów i profesorów, księży Roberta Skrzypczaka, Pawła Bortkiewicza i Andrzeja Kobylińskiego. Publikowaliśmy te rozmowy, dziś przytaczamy je wszystkie łącznie. Ich ocena adhortacji nie pozostawia żadnych złudzeń co do słuszności wymienionych wyżej obaw. Papież nie tylko wskazał wyraźnie na akceptację udzielania Komunii świętej rozwodnikom, ale potwierdził też drogę relatywistycznej do pewnego stopnia interpretacji doktryny. Obrzucił swoich krytyków ostrymi inwektywami, dając liberałom nową broń do ręki.
Idą ciekawe czasy. Ba, one już się zaczęły. Kościół przechodzi wewnętrzną rewolucję, otwierając na oścież bramy na ducha czasu. W dobie utrzymującej się dominacji antychrześcijańskiej ideologii neomarksistowskiej to szalenie niebezpieczna droga. Tradycyjna kultura w krajach zachodnich uległa już dawno zniszczeniu; czy Kościół chce pozwolić zniszczyć się tak samo? Przecież przetrwa, o czym zapewnił nas Pan Jezus. Ale papież obiera dziwną drogę mającą wieść do tego przetrwania.
Często mówi się dziś, że Kościół masowy to przeszłość. Nie wiem, w jaki sposób wpisuje się w to otwieranie bram na różnego rodzaju kontestatorów katolickiego nauczania. Nie rozumiem tej logiki. Mamy być wierni aż do męczeństwa, aż do świadectwa krwi. Tymczasem uginamy się pod krzywym spojrzeniem liberałów i protestantów. Mówię: uginamy się, ale co to właściwie znaczy dzisiaj „my”? Papież oddaje część swojej władzy w ręce episkopatów. Mają same w niektórych obszarach decydować, co jest grzechem. Niemcy na przykład już wpuszczają do Kościoła seksualną rewolucję ‘68, niosącą ze sobą całkowicie sprzeczną z katolicyzmem wizję człowieka, Boga i ich relacji. A w Polsce? Tego jeszcze nie wiemy. Społeczeństwo się zmienia. Ateizuje. Czy Kościół pójdzie na łatwiznę i wzorem zachodnim otworzy się na ducha czasu?
Oby tak nie było. Papież pozwala działać progresistom, niech pozwoli i nam, mającym inną pamięć. Nie idźmy na kompromisy oznaczające wyprzedawanie wiary. Niech będzie tak, jak chce papież – skoro on się wycofał, walczmy z niekatolickim myśleniem sami, modląc się, by Pan dał kiedyś Piotra, który tą walką zechce znowu pokierować.
Paweł Chmielewski
***
To potop - Kościół zalewa brudna woda. Trzeba budować arki.
Rozmowa z ks. prof. Robertem Skrzypczakiem
Fronda.pl: Papieska adhortacja Gaudete et exultate to w ocenie wielu komentatorów tekst tyleż piękny, co kontrowersyjny. Zacznijmy od piękna. Dostrzega je ksiądz profesor?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Ten tekst jest bardzo osobisty, o ogromnej prostocie. Ma postać listu, który kierownik duchowy pisze do swoich uczniów. Papież ustawia się w pozycji bliskości. Jest to tekst ładny, tak, jak pierwsza część poprzedniej adhortacji, Amoris laetitia. To żywa katecheza papieska dotycząca bardzo ważnego tematu, nie jest pisana ze stanowiska teologa.
Fronda.pl: Jakie są najważniejsze tematy adhortacji?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Papież zwraca uwagę na kilka bardzo cennych rzeczy. Wydobywa różne cechy doświadczania świętości w życiu. Pisze o znaczeniu pokory w życiu chrześcijanina oraz o umiejętności przyjmowania upokorzeń mogących służyć pogłębianiu relacji z Chrystusem i odświeżaniu sensu bycia chrześcijaninem w świecie. Pokory nigdy dosyć. Przepiękny jest też przedostatni rozdzialik poświęcony modlitwie, przeżywaniu jej jako prymatu szukania Boga. Wszystko, co robimy – od wstawania rano przez pracę i zarabiania pieniędzy, a nawet ich wydawania – potrzebuje pewnego fundamentu poszukiwania woli Boga i znajdowania w Nim oparcia i odpoczynku. Wreszcie papież zwraca też uwagę na walkę duchową. Przypomina, że naszej walki nie toczymy przeciwko stworzeniom z ciała i krwi, ale przeciwko duchom ciemności, które zamieszkują ten świat. Chrześcijanin nie zmaga się tylko z własnym ciałem i zewnętrznymi warunkami życia, ale przede wszystkim z wrogiem zbawienia. Papież Franciszek od początku swego pontyfikatu, tak samo jak wcześniej Paweł VI, bardzo często zwraca uwagę na obecność metafizycznego, osobowego zła, demona. Ojciec Święty przypomina, że to nie jest metafora, ale osoba, która zrobi wszystko, aby odwieść nas od spotkania z Chrystusem.
Fronda.pl: Przejdźmy do kontrowersji. Papież w swoim tekście piętnuje dwie herezje, pelagianizm i gnostycyzm. Pisze wprost na przykład o nadmiernym jego zdaniu przywiązaniu do „pewnych tradycji kościelnych” oraz do litery prawa. Te słowa są interpretowane jako bardzo wyrazisty i ostry atak na jego krytyków, zwłaszcza tych, którzy postrzegają Amoris laetitia jako dokument zrywający z Magisterium. Kogo zwalcza papież Franciszek?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Papież sięgnął po dokument przygotowany ostatio przez Kongregację Nauki Wiary pod nowym już kierownictwem, a dotyczący rozeznania dwóch rodzajów herezji, od samego początku silnie niszczących kerygmat chrześcijański i rozumienie dzieła Chrystusa w świecie. Chodzi o gnozę i pelagianizm. Franciszek poświęcił im drugi rozdział swojej adhortacji, nazywając je dwoma wrogami lub truciznami świętości. Są rzeczywiście tacy czytelnicy adhortacji, którzy odczytują ten rozdział na zasadzie inwektyw mnożonych przez Ojca Świętego w stosunku do jego krytyków. Zostawiłbym to na boku. Ktoś dopatrzy się zarzutu pelagianizmu wobec miłośników tradycyjnej liturgii, ktoś wobec prawników w Kościele... Są wreszcie i fragmenty, którym można by przypisać krytykę różnych ruchów i wspólnot. Uważajmy jednak, by nie przypisać Franciszkowi za dużo oraz by nie odczytać jego dokumentu jako regulowania rachunku. Mamy trudne czasy, są poważne napięcia, dochodzi do zderzeń. Jesteśmy dwa niemal lata po Amoris laetitia, po niewysłuchanych dubiach kardynałów, po petycjach pisanych przez katolików – także z Polski, po synowskim upomnieniu. Niektórzy martwią się, że może dojść w Kościele do schizmy. Ja jednak skupiłbym się w odczytywaniu omawianego rozdziału na tym, co jest jego istotą.
Fronda.pl: To znaczy?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Herezje są rodzajem pewnego wirusa, który od samego początku, odkąd tylko była głoszona Ewangelia, próbował ją zdeformować i uczynić nieskuteczną w życiu ludzi. Obok misterium świętości istnieje w Kościele od zawsze także misterium nieprawości. Zarówno gnoza jak i pelagianizm lubią powracać w historii Kościoła w zmutowanych wersjach. Warto poznawać ich sedno, nawet jeśli w papieskim dokumencie tylko sygnalizuje się ich istnienie i nie ma dogłębnej analizy obu tych niebezpieczeństw. Papież Franciszek ujął temat raczej w kontekście dzisiejszego duszpasterstwa, wskazując, że gnoza jest przesadnym uwielbieniem własnego intelektu, a pelagianizm – chciejstwem, stawianiem na pierwszym miejscu własnej woli. Obie te herezje wymagają większej uwagi i warto, by czytelnik adhortacji pogłębił jeszcze swoje rozumienie tych zagrożeń. Gnoza na przykład od setek lat obecna jest w postaci masonerii, teozofii, antropozofii, różnych propozycji przyjmowanych na przykład w postaci szkół steinerowskich czy wychowania alternatywnego, mającego przygotować adeptów do przyjęcia wizji masońskiej.
Fronda.pl: Czy można papieską adhortację rozumieć jako odpowiedź krytykom? Jednoznaczne stwierdzenie, że ci, którzy walczą z chaosem wywołanym choćby w sprawie rozwodników w nowych związkach, powinni zdaniem Franciszka zamilknąć, bo rzekomo heretyzują?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Jeśli adhortacja miałaby stanowić formę odpowiedzi na zarzuty krytyków i postulaty jasności w używaniu pewnych pojęć, to miałoby to słabe powodzenie. Byłbym bardzo ostrożny w przypisywaniu dokumentowi Franciszka głównie intencji polemicznej. Szkoda byłoby sięgać po tak ważny temat, jakim jest świętość, by zatracić go w takiej walce. Dziś przeżywamy moment, gdy mówi się o świętości chrzcielnej, o świętości każdego chrześcijanina – nie tylko tego, który wybrał życie konsekrowane. Kanonizowane są obecnie małżeństwa. Dlatego obawiałbym się takiej polemicznej interpretacji. Może przyzwyczailiśmy się do franciszkowego języka z Domu św. Marty, gdzie niekiedy używających takich inwektyw rozprawia się z krytykami swoich poczynań. Mnie osobiście trudno byłoby zgodzić się z myślą, że papież poświęcił adhortację takiemu celowi.
Fronda.pl: Jaka będzie teraz debata o Kościele? Czy Gaudete et exultate może zakończyć spory o Amoris laetitia?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Debata będzie toczyć się w sposób dramatyczny i bolesny. Osobiście jestem tym bardzo zmartwiony. Dyskusja otwarta przez wystąpienie kardynała Waltera Kaspera na konsystorzu w roku 2014, swój finał mająca w posynodalnej adhortacji Amoris laetitia, niesie ze sobą bardzo wiele niepokoju. Niektóre episkopaty przyjmują arbitralne rozstrzygnięcia w kwestii przystępowania do Komunii świętej osób żyjących w nieregularnych sytuacjach. W Niemczech domaga się dziś uznania ziaren prawdy i uświęcenia w związkach homoseksualnych. Na Katolickim Uniwersytecie Gregoriana ksiądz profesor Maurizio Chiodi mówi o konieczności reinterpretacji Humanae vitae Pawła VI w świetle Amoris laetitia, wyciągając wniosek o dopuszczalności a nawet niekiedy powinności moralnej sięgania przez małżeństwa po sztuczne środki antykoncepcyjne. Jego wykład nie tylko został wygłoszony na katolickim uniwersytecie, ale nie spotkał się z żadnym sprostowaniem; mało tego, został wydrukowany we włoskim „L’Avvenire”, dzienniku należącym do konferencji episkopatu Włoch. Otwiera się dziś tak wiele pól, które wydają się triumfem relatywizmu.
Fronda.pl: Gaudete et exultate wydaje się to tylko wzmacniać. Papież pisze w tekście o tym, że doktrynę można rzekomo interpretować na różne sposoby. To przywołuje słowa watykańskiego rzecznika ks. Grega Burke’a, który w lutym tego roku po posiedzeniu Rady Kardynałów doradzającej papieżowi powiedział o daniu „pewnego autorytetu doktrynalnego” episkopatom. Nadchodzi więc prawdziwa rewolucja, a papież Franciszek nowym tekstem toruje jej drogę. A może jest inaczej?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Poprzedni szef Kongregacji Nauki Wiary kard. Gehrard Müller skrytykował propozycję przydania episkopatom autorytetu doktrynalnego jako drogę wiodącą do realnej schizmy w Kościele. Konferencja episkopatu jest tworem nowym, kanonicznie ustanowionym w epoce posoborowej. Przekazanie im kompetencji doktrynalnych jest bardzo niebezpieczne i grozi czymś, co ja nazywam archipelagizacją Kościoła. Interpretować doktrynę musi papież lub sobór, od tego jest prymat Piotra. Biskupi na całym świecie spoglądają dziś na siebie, szukając drogi wyjścia z impasu. Aktualny biskup Rzymu zadaje pytania o najlepszy sposób głoszenia Ewangelii współczesnemu człowiekowi. Z drugiej strony podnosi się bardzo ważne pytania o ciągłość tradycji i nauczania Kościoła. Są niepokoje, by jeden dokument nie zaprzeczał drugiemu lub by nowe teksty nie wyciszały poprzednich. Istnieją obawy o relatywizację nauczania Kościoła. Ludzie, którzy będą tonąć w zamęcie, mogą odwrócić się od nauczania Kościoła, uznając go za coś niepewnego.
Fronda.pl: Zmiana wydaje się przesądzona, decentralizacja Kościoła dzieje się już teraz. Co wobec tego powinien robić Kościół w Polsce? Stawiać na swoistą wyjątkową tożsamość polskiego katolicyzmu?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Ja jestem bardziej przekonany do tak zwanej „opcji Benedykta”, którą zaproponował przed dziesięciu laty w Stanach Zjednoczonych Rod Dreher, a wcześniej jeszcze Asladair MacIntyre. Mamy w tej chwili do czynienia z konfrontacją świata chrześcijańskiego z otaczającą go cywilizacją postmodernistyczną, gdzie wszystko jest płynne. Kościół znajduje się w sytuacji potopu. Brudne wody wlewają się do nauczania chrześcijańskiego, naszej wyobraźni, parafii, fakultetów, rodzin. Albo będziemy gromadzić worki z piaskiem, mówi Dreher, albo będziemy robić to, co zrobił Noe. Budować arki. Potrzeba więc wzmacniać małe wspólnoty chrześcijańskie, które będą intensywnie żyć życiem Chrystusa, próbując przechować na lepsze czasy wszystkie skarby chrześcijańskiego nauczania i duchowości. „Opcja Benedykta” to nawiązanie nie do papieża Benedykta, ale do świętego Benedykta z Nursji. Według Drehera Kościół przeżywa dziś trudności analogiczne do tych, jakie przeżywał w VI wieku, kiedy pod naporem barbarzyństwa zalewającego Europę pojawiło się ryzyko zniszczenia dorobku przepowiadania kerygmatu apostolskiego. Ludy barbarzyńskie niosły inną wrażliwość moralną, inne pojęcia religijne, inny styl życia – i dlatego w tamtych czasach pomysłem na przetrwanie Kościoła było dzieło św. Benedykta z Nursji, tworzącego mocne środowiska wiążące wiarę z życiem, środowiska ludzi, którzy kochają Chrystusa i przemieniają swoje życie na sposób reguły podyktowanej przez Ewangelię. Dzisiaj, powiada Dreher, trzeba wzmacniać środowiska o wiele mniejsze, niż kościoły typu narodowego czy kontynentalnego. Małe struktury, biorące w obronę przede wszystkim rodzinę chrześcijańską. Być może czasami trzeba przemyśleć też naszą dzisiejszą relację do kultury, techniki i środków masowego przekazu, tak, by umieć bronić też siebie samych i swoje własne rodziny przed wypłukiwaniem tego, co jest w nas chrześcijańskie, zapalając silne ognie chrześcijańskiej miłości i nadziei, przekonania, że Chrystus jest zmartwychwstały. Tak długo, aż przyjdą takie czasy, gdy będzie można znowu postawić stopę na lądzie.
Fronda.pl: To wizja katastroficzna. Nie można już według księdza profesora, nawet w Polsce, ocalić Kościoła, jaki znamy?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Odniosę się do wizji Józefa Ratzingera z 1969 roku, zwanej proroctwem Ratzingera. Ówczesny młody teolog bawarski, który wrócił z II Soboru Watykańskiego i przeżył trzęsienie ziemi, jakim był ‘68 rok w świecie zachodnim, wygłasza konferencje dla Radia Fulda. Jedną z ostatnich poświęcił przyszłości Kościoła i chrześcijaństwa. Jak mówił, Kościół w obecnej strukturze nie przetrwa zetknięcia z postmoderną, która nie ma szacunku dla fundamentalnych pojęć, gdzie wszystko jest zmienne i płynne. Trudno jest prowadzić dialog ze światem, w którym nie ma pojęcia natury, substancji, osoby, nie ma odniesienia do transcendencji. Józef Ratzinger mówił, że Kościół będzie zmuszony do utraty części stanu posiadania i przywilejów, będąc zmuszonym do powrotu do małych wspólnot, sprowadzonych nawet do wymiaru katakumb. Te wspólnoty stracą wiele, ale zyskają na jednoznaczności, żyjąc bardzo blisko Chrystusa i Jego nauki. Cywilizacja zachodnia będzie tymczasem rozwijać swoje technologie, mnożąc zabezpieczenia życia w postaci nowych polis ubezpieczeniowych. Nie poradzi sobie jednak z jednym problemem, z problemem samotności. Przyjdzie taki czas, w którym ludzie zwrócą się do tych wspólnot, znajdując tam odpowiedź, na którą od dawno czekali. Trafiamy dziś na grząski grunt. Nie możemy już liczyć na taki komfort, jaki zapewniał nam Kościół od strony struktur, gdy była jednoznaczność w nauczaniu i przekazywaniu wiary. Papież Benedykt wrócił jeszcze do przytoczonego wcześniej obrazu w liście wysłanym po śmierci swojego przyjaciela, jednego z autorów dubiów, kardynała Joachima Meisnera. Pisał, że trudno było kardynałowi odchodzić z tego świata, bo był bardzo zmartwiony sytuacją Kościoła, zalewanego brudnymi wodami. Chrześcijanie tracą dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa, ulegając często sami fluktuacji dzisiejszego świata. Co może zdziałać sprawiedliwy, kiedy palą się fundamenty? - pyta psalmista... Można załamywać ręce i poddawać się pesymizmowi. Można to wszystko odczytywać jednak także jako pewien trudny moment, z którego Kościół wyjdzie w postaci mniejszej i uboższej, ale wzmocnionej, być może jako Kościół męczeństwa – fizycznego i duchowego. Tu potrzeba świętości. Papież Franciszek zwraca na to uwagę w swojej adhortacji. Albo Kościół sięgnie po świętość i świętość go uratuje, albo podzieli losy tej cywilizacji. Mam osobistą nadzieję, że Kościół to nie tylko te struktury, ale także święci, którzy są po tamtej stronie, którzy będą nas wspierać i nam pomagać. Że przyjdzie jakaś pomoc z wysoka. Nie mówmy, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Budujmy arki.
***
Nowa adhortacja. Zakłopotanie... i smutek.
Rozmowa z ks. prof. Pawłem Bortkiewiczem
Portal Fronda.pl: Papież nie odpowiedział bezpośrednio krytykom swojej poprzedniej adhortacji, Amoris laetitia. A jednak w Gaudete et exsultate pisze, że ,,tęsknota za monolityczną doktryną” jest błędem i doktrynę można „różnorodnie” interpretować. Jak Ksiądz traktuje te słowa?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Z wielkim niepokojem czytam takie fragmenty papieskich wypowiedzi jak ten, że „tęsknota za monolityczną doktryną” nie zyskuje przychylności Biskupa Rzymu. Ja powiem wprost, ja za taką doktryną tęsknię! Wiem doskonale, że cechą mojego Kościoła jest uniwersalizm, który oznacza zdolność godzenia różnorodności i jedności. Wiem, że istnieje pluralizm kultur, wielość obrzędów, form sprawowania rytu. Wiem, że istnieje wielość interpretacji teologów, ale wiem też, że jest jeden Urząd Nauczycielski Kościoła. I od tego Urzędu, od Biskupa Rzymu oczekuję, by w świecie postmodernistycznego chaosu, właśnie Piotr był Skałą oparcia.
A Piotr naszych czasów, cytując swoje słowa z Argentyny, z Kongresu teologicznego mówi: „W istocie doktryna, lub lepiej: nasze jej rozumienie i wyrażanie, <nie jest systemem zamkniętym, pozbawionym dynamiki zdolnej do rodzenia pytań, wątpliwości, dyskusji>, a <pytania naszego ludu, jego zmagania, marzenia, troski mają wartość hermeneutyczną, której nie możemy pomijać, jeśli chcemy poważnie potraktować zasadę wcielenia. Jego pytania pomagają nam zadawać sobie pytania, jego dociekania stają się naszymi dociekaniami>”.
Oczywiście wierzę w moc pytań, w ich zasadność, w ich celowość. Wierzę w ich sens. Ale pytania domagają się odpowiedzi. Tych odpowiedzi oczekuję od Piotra, i to, nie w kontekście rozwiązywania problemów ekologicznych, wątpliwego dla niektórych tzw. globalnego ocieplenia, nie w kwestii rozróżniania kto uchodźcą, kto emigrantem ekonomicznym, kto bezpaństwowcem, a kto najeźdźcą kulturowym. Oczekuję jasnego - za Chrystusem - umocnienia w wierze, w pewności wiary. A to zakłada jasność doktryny.
Portal Fronda.pl: Papież stwierdza też, że z łaską Bożą wcale nie wszystko jest możliwe - to chyba czytelne nawiązanie do wywodów kardynała Waltera Kaspera, który tak właśnie uzasadniał „heroiczność” wymogu życia w czystości rozwodników w nowych związkach. Czy nie sądzi Ksiądz Profesor, że Ojciec Święty w swoim nowym tekście mówi w zasadzie: Niemcy i inni progresiści idą w słuszną stronę, rozwodników należy dopuścić do Komunii?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Papież mówi: „Gdy ktoś z nich zwraca się do osób słabych, mówiąc im, że z łaską Bożą wszystko jest możliwe, w istocie przekazuje ideę, że wszystkiego można dokonać za pomocą ludzkiej woli, tak jakby była ona czymś czystym, doskonałym, wszechmocnym, do czego dołącza się łaska. Usiłuje się pomijać, że „nie wszyscy mogą uczynić wszystko” i że w tym życiu ludzkie słabości nie są całkowicie i raz na zawsze uzdrowione przez łaskę. Zamiast tego wywodu przypominam sobie swoisty dialog między Chrystusem a Pawłem „Beze Mnie nic uczynić nie możecie” i „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Problem jest bardzo poważny, bo po raz kolejny Biskup Rzymu jakby opisywał małżeństwo w kategoriach ideału a nie w kategoriach sakramentu. Ideał może być niedoskonały, niespełniony… I wtedy można powiedzieć - trudno, jest jak jest… Nie da się inaczej. Panie, Ty to widzisz, rozumiesz… Jesteś przecież wyrozumiały, miłosierny… Daj nam swoje Ciało… Ma Pan, Panie Redaktorze, zupełną rację, że te wypowiedzi tworzą sztafaż dla usprawiedliwienie wątpliwych przesłanek z Amoris laetitia.
Portal Fronda.pl: W lutym tego roku rzecznik Watykanu ks. Greg Burke po posiedzeniu Rady Kardynałów powiedział, że zmierzamy do decentralizacji Kościoła, która zasadza się na przydaniu episkopatom autorytetu doktrynalnego. Czy według Księdza Profesora po Gaudete et exsultate jest już jasne, że taka atomizacja Kościoła staje się faktem?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: To pewien element charakterystyczny dla wypowiedzi Franciszka. W adhortacji o małżeństwie nie było ani jednego odwołania do wielkiej encykliki moralnej „Veritatis splendor”, ale były przywoływane głosy autorytetów episkopalnych. Podobnie w nowej adhortacji - pojawiają się odwołania do lokalnych episkopatów. To w pewnym sensie cenne i wartościowe, o ile pokazuje symfonię zbiegającą się w jednej tonacji i w jednym brzmieniu całego Kościoła. Ale czy chodzi tutaj o taką symfonię, czy raczej o polifonię? A w ostateczności o wielość różnych dźwięków i głosów. Oczywiście, nie chcę ważyć głosów poszczególnych episkopatów, ale… Proszę wybaczyć, jednak - czy nie jest zastanawiające to, że Biskup Rzymu cytuje w tej najnowszej adhortacji biskupów nowozelandzkich, hinduskich, kanadyjskich i Afryki Zachodniej. To można odczytać jako sugestię szczególnego autorytetu tych regionów Kościoła. Oczywiście, może to jest tak, że Franciszek chce w ten sposób umocnić te Kościoły lokalne. Ale może jest też tak, że chce wyraźnie decentralizować i atomizować Kościół, jakby wskazując na nowe, a w swej istocie - peryferyjne centra Kościoła. To, co mnie trochę boli to brak mocnej prezentacji własnego autorytetu, autorytetu własnego urzędu.
Portal Fronda.pl: Papież nie krytykuje w Gaudete et exsultate środowisk progresywnych. Za to pod adresem tradycjonalistów i konserwatystów ciska prawdziwe gromy. Czy nie mamy tu do czynienia z przejęciem znanej nam z lewackiej, neomarksistowskiej polityki zachodniej tendencji - "tak" dla różnorodności", ale tylko "naszej", a przeciwnicy rewolucji niech siedzą cicho?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Cóż, Franciszek nie zaskakuje. Od początku swego pontyfikatu wskazuje na pewne własne priorytety. Nawet, jeśli nie nazywa ich wprost, to pokazuje je swoimi czynami, nominacjami biskupimi. Trudno jest o tym mówić, ale takie wrażenie, a raczej przekonanie jest - że medialnie kreowana otwartość jest dla niektórych, dla innych jest oziębłość i zamknięcie.
Portal Fronda.pl: W tym roku mija 50 lat od rewolucji 1968 roku. W Kościele coraz częściej mówi się pozytywnie nie tylko o rozwodnikach, ale także o homoseksualistach a nawet o antykoncepcji. Czy nie ma Ksiądz Profesor wrażenia, że po pół wieku pewne wpływowe kręgi kościelne chcą siłą zalać Kościół katolicki „brudnymi wodami” neomarksistowskiej rewolucji seksualnej?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Istotnie, czytając niektóre wypowiedzi Biskupa Rzymu obserwując jego reakcje i obserwując w równym stopniu brak tych reakcji na niektóre zdarzenia, zdaje się, że nigdy dotąd Kościół nie był tak „otwarty” na świat, na ducha czasu. Tylko, że otwarcie się Kościoła w modelu aggiornamento nie miało znaczyć rozmycia się Kościoła w świecie, miało wyznaczać twórczą obecność Kościoła, Jego posłannictwo misyjne. Tymczasem można odnieść wrażenie, że to wysłannicy szkoły frankfurckiej zastępują misjonarzy katolickich w przepowiadaniu. Więcej mamy problemów społecznych niż religijnych, więcej mamy kwestii ekologicznych niż bioetycznych, a opcja preferencyjna na rzecz najbardziej ubogich, bo nienarodzonych jest zbanalizowana. Zdumiewa to, że w adhortacji o świętości tylko kilkakrotnie pojawia się słowo „grzech” i „grzesznik”. W sumie bodaj osiem razy. A przecież to słowo wydaje się ważne, bo w jakimś sensie od niego się zaczyna droga do świętości „Idź i nie grzesz więcej”.
Dodam jeszcze tylko jedno - swój kolejny dokument Franciszek tytułuje słowem radość. Im więcej w tytule tej radości, tym więcej niestety zakłopotania przy lekturze. Może nawet smutku.
***
Nadszedł czas rewolucyjnych zmian w Kościele
Rozmowa z ks. prof. Andrzejem Kobylińskim
Fronda.pl: W swojej najnowszej adhortacji papież Franciszek pisze, że błąd popełniają ci, którzy tęsknią za monolityczną doktryną, bo w Kościele są dopuszczalne różne jej interpretacje. Zdaje się to być czytelną odpowiedzią krytykom adhortacji „Amoris laetitia” i bezpośrednim nawiązaniem do argumentacji m.in. kardynała Waltera Kaspera, postulującego dopuszczanie Komunii świętej dla rozwodników żyjących w nowych związkach. Czy adhortacja „Gaudete et exsultate” może być interpretowana jako głos papieski kończący dyskusję wokół adhortacji „Amoris laetitia”?
Ks. Andrzej Kobyliński: W pewnym sensie papież Franciszek zamknął dyskusję nad adhortacją „Amoris laetitia” już jesienią 2017 r., gdy jego list z 2016 r. do biskupów regionu Buenos Aires, dotyczący interpretacji tego dokumentu, został opublikowany w oficjalnym organie urzędowym Stolicy Apostolskiej „Acta Apostolicae Sedis”, który jest odpowiednikiem Dziennika Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Owszem, w latach 2016-2017 toczyły się w wielu krajach ciekawe dyskusje w kręgach katolickich, jak interpretować „Amoris laetitia”. Dzisiaj zasadniczo te spory ustały. W wielu regionach świata zostały wprowadzone zmiany zgodnie ze wskazaniami tej adhortacji. Natomiast w dokumencie „Gaudete et exsultate” można znaleźć wiele fragmentów, które stanowią formę komentarza do dyskusji wokół poprzedniej adhortacji, którą kardynał Walter Kasper nazywa „dokumentem tysiąclecia”. Rzeczywiście można traktować adhortację „Amoris laetitia” jako przewrót kopernikański w Kościele katolickim, gdy chodzi o rozumienie prawd wiary i moralności. Natomiast najnowszy dokument papieża Franciszka stanowi swego rodzaju komentarz czy dopowiedzenie do przełomowej adhortacji „Amoris laetitia” z 2016 r.
Fronda.pl: Czy w ocenie Księdza Profesora adhortacja „Gaudete et exsultate”daje podstawy do stwierdzenia, że w sposób nieodwołalny rozwija się program rewolucyjnej decentralizacji Kościoła katolickiego, zakładający przyznanie konferencjom episkopatów także autorytetu doktrynalnego, o czym mówił niedawno rzecznik Watykanu Greg Burke?
Ks. Andrzej Kobyliński: Nie ulega wątpliwości, że jednym z priorytetów papieża Franciszka jest właśnie decentralizacja Kościoła. W adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium”, która stanowi dokument programowy obecnego pontyfikatu, papież Franciszek napisał następujące słowa: „Istnieje bardzo wiele tematów związanych z ewangelizacją współczesnego świata, które można by tu rozwinąć. Zrezygnowałem jednak ze szczegółowego omówienia tych licznych kwestii, które powinny być przedmiotem badań i starannego pogłębienia. Nie uważam także, że należy oczekiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata. Nie jest stosowne, żeby Papież zastępował lokalne episkopaty w rozeznaniu wszystkich problemów wyłaniających się na ich terytoriach. W tym sensie dostrzegam potrzebę przyjęcia zbawiennej «decentralizacji»” (n. 16).
Fronda.pl: Co stanowi istotę decentralizacji Kościoła katolickiego?
Ks. Andrzej Kobyliński: Istotą tego procesu jest próba akceptacji różnych nurtów myślowych, istniejących wśród katolików w wielu krajach świata. Decentralizacja oznacza zmniejszanie władzy Stolicy Apostolskiej oraz wzrost kompetencji przekazywanych kościołom lokalnym. Od 2013 r. prowadzi się w Watykanie wiele ciekawych dyskusji, dotyczących możliwości przeniesienia niektórych uprawnień z rzymskich kongregacji na biskupów lokalnych i konferencje episkopatów. Problemem decentralizacji zajmowało się wielokrotnie m.in. dziewięciu członków Rady Kardynałów, która stanowi najważniejszy organ doradczy papieża Franciszka.
Fronda.pl: Czy Franciszek jest tym papieżem, który rozpoczął proces decentralizacji Kościoła?
Ks. Andrzej Kobyliński: Raczej nie. Obecnie mamy do czynienia z otwartą dyskusją na ten temat, natomiast wcześniej dokonywała się decentralizacja ukryta. Za symboliczny początek decentralizacji można uznać publikację encykliki „Humanae vitae” w 1968 r. Dlaczego? Dokument papieża Pawła VI został oficjalnie odrzucony przez katolickie episkopaty w różnych krajach. Od tego momentu wielu duchownych i świeckich zaczęło traktować dokumenty doktrynalne papieży i Stolicy Apostolskiej jedynie jako opinie teologiczne, które nie posiadają żadnej mocy wiążącej. Niestety, w drugiej połowie ubiegłego wieku katolicyzm na świecie stał się bardzo różnorodny. Nie chodzi jedynie o naturalne różnice związane z inkulturacją, czyli zakorzenieniem religii katolickiej w różnych kulturach, ale o głębokie zmiany odnoszące się do rozumienia prawd wiary i moralności. Jak to wygląda w praktyce? Od ponad 40 lat prawie wszyscy katolicy w Niemczech nie uznają spowiedzi świętej. Wielu katolików w Australii czy Kanadzie przyjęło protestanckie rozumienie obecności Jezusa Chrystusa w sakramencie Eucharystii. Część katolików w Belgii czy Szwajcarii domaga się błogosławienia związków homoseksualnych w swoich świątyniach.
Fronda.pl: W adhortacji „Gaudete et exsultate” Ojciec Święty w wyjątkowo ostrych słowach zwraca się przeciwko heretykom – współczesnym gnostykom i pelagianom. Niektórzy twierdzą, że chodzi tutaj o środowiska tradycjonalistyczne, a być może nawet o szeroko rozumiane kręgi konserwatywne. Czy w zdecentralizowanym Kościele katolickim przyszłości będzie miejsce dla katolików odrzucających otwieranie bram kościelnych dla ideologii rewolucji seksualnej spod znaku roku 1968? Czy Stolica Apostolska nie będzie narzucać kościołom lokalnym liberalnego rozumienia prawd wiary i moralności?
Ks. Andrzej Kobyliński: Obecnie nikt do końca nie wie, jak powinna wyglądać decentralizacja Kościoła katolickiego, nazywana także jego synodalizacją. Pod koniec 2018 r. powinien się ukazać ważny dokument watykański, który będzie podsumowaniem pięciu lat pracy grupy dziewięciu członków Rady Kardynałów. Myślę, że jednym z ważnych elementów tego dokumentu będą zapisy dotyczące decentralizacji Kościoła. W ostatnich tygodniach ten temat stał się bardzo aktualny m.in. w Niemczech, gdy chodzi o problem udzielania w niektórych przypadkach Komunii świętej katolickiej członkom kościołów protestanckich. Oprócz kwestii doktrynalnej, pojawił się także poważny spór kompetencyjny. Kto może podjąć taką decyzję? Konferencja Episkopatu Niemiec czy watykańska Kongregacja Nauki Wiary? A może poszczególni biskupi na terenie swoich diecezji? Nie ulega wątpliwości, że w Kościele katolickim nadszedł czas rewolucyjnych zmian. Przed nami dwie drogi: albo katolicy liberalni i konserwatywni nauczą się żyć razem w jednym Kościele, albo nastąpi schizma i katolicyzm światowy podzieli się na wiele różnych kościołów, wspólnot i związków wyznaniowych.
Rozmawiał Paweł Chmielewski