Fronda.pl: Dziś na portalu Fronda.pl pojawił się artykuł ks. Macieja Sroczyńskiego, który ostro skrytykował Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. A jakie jest Księdza zdanie na temat tej inicjatywy?

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Podchodzę do tej sprawy od całkiem innej strony. Uważam, że wszelkie akty charytatywne należy popierać, niezależnie od tego, jaka jest „barwa” tych akcji. Uważam jednak, że zasadnicza działalność charytatywna trwa 365 dni w roku. Owszem, akcje jednorazowe są ważne - sam popieram akcję ks. Jacka Stryczka „Szlachetna paczka” - niemniej zbyt łatwo przechodzi się do porządku dziennego nad tym, że zasadnicza działalność charytatywna, pomoc społeczna jest przez cały rok. Osobiście uważam, że powinno się popierać te organizacje, fundacje, akcje, które prowadzą stałą działalność, czy to w fomie pomocy charytatywnej, opieki nad niepełnosprawnymi czy nawet edukacji. To jest istota akcji charytatywnych! Natomiast w przypadku akcji jednorazowych czasem pojawiają się znaki zapytania, co do ich działalności. Łatwo zorganizować coś raz i potem mówić, że nie podejmuje się już innej działalności, bo jest się usprawiedliwionym.

 

 

Jakie znaki zapytania mogą pojawiać się w przypadku takich jednorazowych akcji?

 

Jeżeli ktoś ma bardzo czyste intencje i mówi wyraźnie, że to akcja jednorazowa i wstęp do całorocznego działania, to uważam, że jest to dobre, bo w ludziach też należy budzić takie uczucie. Natomiast w przypadku, gdy wszystko jest robione pod kamerę telewizyjną, aby tylko zabłsynąć w telewizji raz do roku, należy uznać to za wątpliwe. Często spotykam się z takim działaniem na pokaz, bardziej wynikającym z pewnej poprawności politycznej, niż z przekonania. Jestem ostrożny wobec akcji jednorazowych, choć – jak wcześniej wspomniałem – znam pożyteczne akcje jednorazowe i cieszę się, że one w ogóle są.

 

 

A co sądzi Ksiądz na temat zarzutów, że część pieniędzy przeznaczonych na WOŚP idzie na Woodstock?

 

Trzeba jasno powiedzieć, że żadnych ubocznych wydatków być nie może. Jeżeli coś jest zbierane np. na osoby niepełnosprawne, żadnym sposobem nie może być finansowane coś innego. Osoba, która wrzuca 100 zł do puszki, musi mieć sto procent pewności, że datek idzie na cel, który jest jasno określony, choćby na etykiecie puszki. Oczywiście rozumiem, że są pewne koszty organizacyjne, ale pod warunkiem, że jest to 1-3 proc., a nie 10 czy 20 proc., a może jeszcze więcej. Wówczas nie mamy już do czynienia z działalnością charytatywną, ale biznesową. Ja sam znam fundacje, które potrafią 80 proc. przeznaczyć na koszta organizacyjne, czyli pensje, biura, itd. To kompletnie pomylenie! Dlatego ludzie, którzy ofiarują jakiś datek, muszą mieć jasno przedstawione na co konkretnie idzie. Jako przykład wystarczy podać Caritas, w którym wszystko jest rozliczane w bardzo jasny i czytelny sposób. Wracając do pytania, to oczywiście finansowanie innych rzeczy, niż pomoc charytatywna, nie powinno mieć miejsca.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Aleksander Majewski